Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tőshirő
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 754
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro 20:05, 05 Lis 2014 Temat postu: Notatki. |
|
|
05-05-2012
Toshiro, błądził po mieście pełnym ogromnych wieżowców przez długi czas. Często rozglądał się dookoła, wspominając o tym co było niegdyś. W szczególności jego uwagę przyciągnął największy budynek, na szczycie którego miał niegdyś zwyczaj medytować, rozważać ważne sprawy, obserwować całą scenerię pełną życia ulicznego. Spojrzał także na inny, wysoki budynek, zwanym niegdyś Akademią Wojowników Nadziei ''ah.. stare, dobre czasy.. czy na prawdę to wszystko jest już przeszłością..?'' Nagle rozbrzmiał wielki huk ze strony baru. Ujrzał jak na lądowisko zamierza wylądować tajemniczy, nieznany mu okręt. W oczy rzucał mu się napis ''NORMANDIA'', który nie powiedział mu zbyt wiele. Jednakże wibracje mocy były mocno odczuwalne. ''Nie.. to nie możliwe.. a może jednak?'' Natychmiast pobiegł w kierunku baru z nadzwyczajną prędkością, a nie którzy przechodnie przez rozwiany płaszcz Toshiro, mogli dostrzec nietypową rękojeść podwójnego miecza świetlnego. W trakcie biegu, na jedną milisekundę głowa jedi obróciła się w stronę małej uliczki ''Może Cię nie widzę, ale wyczuć Ciebie na prawdę nie trudno, Heronie''.
Gdy tylko Cloud usiadł przy ladzie, zza jego pleców wyłoniła się postać wysokiego Kel Dora o złotej, lśniącej masce ''Cóż, ''słynni wojownicy'' powiadasz? Czas dał się w znaki temu miejscu, Akademia została opuszczona, a nawet w sercach największych wojowników, nadzieja, nasza największa wartość, przestała zajmować miejsce, a jeszcze inni wybrali drogę chaosu poszukując rozwoju i potęgi. Cóż, ale nie wszyscy odeszli, prawda przyjacielu i zarazem Mistrzu Cloudzie? ;>''
Jedi po tych słowach usiadł obok swojego rozmówcy, przy ladzie, a następnie zamówił sok z Jumy ''ostatnio to mi znacznie bardziej przypadło do gustu niż te stare trunki. Ciekawi mnie jeszcze, jak tam zadbano o moje kochane garnki w tej kuchni''. Barman podał mu napój. Toshiro, po krótkiej chwili patrzenia w szklankę, wziął jednego, małego łyka. ''Ah.. więc cóż sprowadza, tak wielkiego wojownika jak Ty, Cloudzie? ;>''
12-10-2012
''..Ehh.. trochę czasu minęło, jakby nie patrzeć. Mimo to..'' nagle Toshiro wyczuł coś.. znajomego.. nie mógł dokładnie określić co, jednak wiedział, że już kiedyś to czuł.. ''to'' albo ową osobę. Owe odczucia zdawały mu się bardzo podobne do odczuć, które miewał przy.. i ten fakt wręcz go spiorunował. ''Niee.. to nie może być prawda..'' przypadkowy inny klient baru, siedzący obok Tośka popatrzył na niego z lekką niepewnością ''hej, wszystko z w porządku?'' Toshiro zerwał się z miejsca siedzenia, dopił napój i położył zapłatę na ladzie ''reszty nie trzeba'' odparł i dość energicznie wybiegł z baru. Rozglądał się po okolicy, w oczy rzucił mu się ponownie statek z napisem ''NORMANDIA SR2''. Postanowił udać się tam, gdzie zawsze miał zwyczaj medytować i widzieć wszystko co dzieje się w mieście. Ku jego zaskoczeniu, intensywność odczucia owej osoby rosła z każdą chwilą zbliżania się do celu. Gdy dotarł na szczyt dostrzegł pewną, zakapturzoną postać - ''nie ma wątpliwości.. to on.. tyle czasu minęło..''
12-10-2012
''A na ulicach wyjątkowo tłoczno dziś, nieprawdaż?'' odparł Toshiro z humorem, w odpowiedzi na żart. ''ahh.. stare, dobre Courscant, tyle dobrych wspomnień..'' wtedy spojrzał na ulice, w kierunku baru. Powracały mu dawne wspomnienia związane z niezwykłymi, najróżniejszymi wydarzeniami, bardzo ważnymi dla kel dora ''cóż, szczerze mówiąc powinienem pogratulować odpowiednim służbom dbającym o czystość ulic.. z tego co wiem to dość szybko uwinęli się z posprzątaniem tych wszystkich rozbitych butelek po trunkach'' kolejne żarty zaczęły padać w owej konwersacji - ulice w pobliżu akademii były bardzo zaniedbane, ''bar u Pafiego'' ledwo jeszcze się trzymał, nie wspominając już o stanie samej akademii. ''Nie wielu nas zostało.. widziałem na własne oczy jak większość ginęła w boju, jak wojownicy zaczęli kierować się ku drodze zniszczenia i chaosu, szukając potęgi, a o niektórych po prostu słuch zaginął, tak jak o Tobie, Mistrzu.. ale wróciłeś. Gdzie podziewałeś się te wszystkie lata..?'' kel dor spojrzał wówczas na swego mistrza oczekując odpowiedzi. Nie rozmawiali ze sobą już bardzo długo, Toshiro był pewien, że jego Mistrz będzie miał co opowiadać, zresztą tak jak on sam.
12-10-2012 C.
Corran milczał przez chwilę, kontemplując słowa Shiro, po czym odparł: "Faktycznie, zaginąłem, lecz lepszym słowem byłoby... "zagubiłem się". Ale to już minęło, przebyłem długą drogę przez mrok, dotarłem na krawędź Zapomnienia, ale wróciłem, odnalazłem się." Mistrz spojrzał w oczy swego ucznia. "I odnalazłem coś jeszcze, coś co sprawia, że moja epicka opowieść będzie musiała zaczekać." Znów się zamyślił. Rzucił jeszcze jedno, tęskne spojrzenie na panoramę Coruscant i wstał. "Ale chodźmy omówić to przy dobrym, Bespińskim Porto! Mam nadzieję, że jeszcze je serwują?" Uśmiechnął się szelmowsko i ruszyli razem przez zrujnowaną Świątynię, by zejść na ulice, wprost do "Baru u Pafiego". Gdy przemierzali opustoszałe korytarze, Corran spostrzegł, że z pasa Shiro zwisa znajomy, srebrny cylinder z dwoma zakończeniami. "Nie wiedziałem, że jeszcze produkują Mark IV" - pomyślał.
13-10-2012
''ahh.. stare dobre Bespińskie Porto.. właściwie to nie wiem czy wciąż tam serwują cokolwiek dobrego.. pozmieniało się trochę tu i tam.'' Corran i Toshiro przechodzili przez labirynt niegdyś wspaniałych korytarzy lub cudownych hal, teraz jednak słowo ''ruiny'' byłoby najtrafniejszym określeniem tego co widzieli. Mijali akurat salę treningową, wówczas kel dor w swych odległych wspomnieniach zobaczył siebie jeszcze za młodu, gdy do upadłego dniami i nocami ćwiczył i ćwiczył, mimo że ciągle narzekano na jego brak poświęcenia odpowiedniego czasu na odpoczynek, co skutkowało często nie uwagą na wielu lekcjach. Przyszły mu na myśl także pierwsze dni w akademii, kiedy to dopiero poznawał swojego przyszłego Mistrza, wielu przyszłych towarzyszy.. albo momenty gdy sam nauczał nowych padawanów kilku sztuczek. Wszystko zostało zatracone głównie podczas toczonych wtedy wojen. ''Jeżeli chodzi o mój miecz.. Nie, nie produkują. Kiedyś, w moim starym pokoju miałem zwyczaj trzymać wszystkie posiadane przeze mnie części do miecza świetlnego. Konstrukcja tego troszkę mi zajęła. Skończyłem go na krótko przed naszą wyprawą na Korriban.'' Toshiro wyjął wtedy miecz z pasa ''taak, miał dla mnie stanowić swego rodzaju pamiątkę po Twych lekcjach, Mistrzu, by przypominał mi o najważniejszych lekcjach, z których wiedza nabyta nigdy mnie dotąd nie zawiodła.'' W końcu wyszli na ulice pełne zapijaczonego menelstwa i syfu ''eh.. czasem uważam, że troszkę za bardzo się tu zmieniło.. Mam nadzieję, że władze prędko nie zainteresują się tym miejscem.. możliwe, że przyjdzie jeszcze taki czas, kiedy to miejsce nam się przyda.'' Po drodze mijali również kilku członków znanych gangów ulicznych, lecz dwóch zakapturzonych jedi starało się raczej unikać kłopotów. Ich oczom ukazał się w końcu bar.. miejsce momentami pełniejsze wspomnień niż sama akademia..
14-10-2012 C.
Kolejny raz cos powstrzymalo Corrana przed wejsciem do baru. Rzucona o sciane kolo jego glowy szklana butelka i cos w stylu "te Jedi, pokaz nam ssszwoje seszsztucki, co?" Corran przystanal, wlepiajac nieprzytomny wzrok w drzwi od baru u pafiego, probujac skupic sie na perspektywie wypicia kilku szklanek Bespinskiego Porto z Shiro, i byc moze dowiedziec sie, kim jest tajemniczy przybysz z NORMANDY.
Ale zbyt wiele rzeczy go zirytowalo w ciagu dnia, czerwien zalewala jego obraz, wypychajac resztki spokoju i racjonalnego myslenia poza umysl. Mial dosc tego, co stalo sie z tym miejscem. Nikt nie bedzie bezczescil tego miejsca, a szczegolnie nie jacys menele i rzezimieszki, uwazajacych sie za twardzieli. Zdjal kaptur, ujawniajc czerwono - zolte oczy zdradzjace wplyw ciemnej strony. "Porto musi chwile poczekac, Shiro", po czym ruszyl przed siebie wprost na goscia, ktory chcial zobaczyc sztuczki magiczne. "Hej, steki z nerfa, dalej chcecie zobaczyc magie?" - zapytal prowokujaco. "Jak mnie nazwales, Jedi?" Zapytal lider bandy, unoszac ostry noz do gardla Corrana. "Trupem, tak jak reszta twoich kolegow, jestescie juz martwi". Banda okolo 30 osob zasmialo sie glosno. Lider nie odpuszczal. " Jestes Jedi, nie mkzesz nas od tak zabic, bo ci przeszkadzamy. Corran nabral gleboko powietrza, by przygotowac sie do ataku. "Masz calkowita racje, jako jedi nie moglbym was teraz zabic." Na twarzy lidera pojawil sie zlowiesczy usmiech. Jego banda zaciesniala powoli krag wokol Corrana. "Problem w tym, ze ja nie jestem Jedi." Tym razem to Corran sie usmiechnal. Zgromadzona energie Mocy wyzwolil wraz z wydechem, zmiatajac i deitegrujac wszystkich bandziorow z powierzchnii ziemie dookola niego. Zostal z nic tylko proch i pyl, ktory szybko rozwial wiatr. Reszta ulicy zauwazya smierc swoich ziomali. Wiekszosc uciekla, ale co odwazniejsi rzucili sie na Corrana. Jedi - nie jedi wyrwal pierwszemu noz i szybko go nim zabil. Zrzucil z siebie szate, by nie krepowala mu ruchow. "Dawno juz nie walczylem.Mam nadzieje, ze stanowicie choc srednie wyzwanie." - krzyknal do agresorow, po czym rzucil sie w wir walki z nozem, by kroic i siekac na lewo i prawo w niepowstrzymanym napadzie furii...
14-10-2012
Najpierw ogromny wybuch energii, potem już tylko płacze, jęki, błagania o pomoc, zapach krwi.. strach, nienawiść, gniew.. Toshiro już dawno nie odczuwał wokół siebie silniejszych emocji. Stał przez długi czas i patrzył na krwawą rzeź. W tym momencie Corran, porywając się wirom emocji i gniewu, dokonywał surowych wyroków, a z każdą chwilą jego moc i siła rosła wraz z coraz to większym wybuchem emocji. Ten widok przypominał mu o rewolucji w pewnej organizacji BJ, składającej się tylko z użytkowników mocy. Wówczas pewna osoba, którą nazywano Iron Blade, dokonała tego samego czynu na władzach organizacji, co obecnie Corran na zbirach, by przejąć władzę i pozmieniać praktycznie wszystkie zasady jakie obowiązywały w organizacji. Toshiro wziął głęboki wdech.. jego postawa nie zdradzała żadnych uczuć, żadnych emocji. Podszedł do jednego z ciętych nożem bandytów, który leżał na kałuży krwi.. ''dlaa...cz..czegggoo..?'' Kel dor zdjął kaptur, przykucnął przy umierającym ''Nie on jest twoim mordercą. Byłeś martwy od momentu wstąpienia na ścieżkę, jaką podążałeś do teraz'' odpowiedział chłodnym tonem Toshiro, w następnej chwili wziął sztylek, który wypadł umierającemu z ręki i przebił nim jego serce. Wstał, zrzucił szatę. Czarna zbroja i złota, lśniąca maska zaczęły odbijać blask zielonej klingi miecza świetlnego. ''my tylko przyśpieszamy los, który i tak prędzej czy później by was dopadł'' wtedy kel dor wysunął prawą rękę przed siebie, zaczął zbierać siły. Corran, widząc co zamierza Toshiro odskoczył za nim, a wtedy.. masa nieugiętej energi ciśnięta w przód spowodowała, że wszystko co znajdowało się w jej zasięgu zostało zepchnięte gdzieś daleko w otchłań tysiąca wieżowców.. ''uh.. Prawie jak na Korribanie.. mm, mamy jeszcze kilku gości, Mistrzu.'' Wzrok Toshiro'a padł wtedy na kilku bandytów z blasterami.. nadjeżdżających na wyjątkowo szybkich ścigaczach.
16-10-2012
Toshiro przytaknął jedynie głową i spojrzał w stronę zbliżającego się z ogromną prędkością wroga. Corran już zniknął w drzwiach baru, kiedy jeden ze ścigaczy przejechałby Kel dora gdyby ten w porę nie odskoczył z miejsca. Były na szczęście tylko trzy pojazdy. Ten, który miał zamiar już wykończyć Toshiro zawrócił ''Zginiecie, ty i ten twój kolega też, jedi do niewoli nie bierzemy.'' Młody wojownik wstał, przyciągnął miecz świetlny, który wypadł mu z ręki przez paroma sekundami ''Doprawdy? Doskonale, zatem co powiecie na małą zabawę? Gońcie mnie!'' wówczas zaczął biec w przeciwnym kierunku ''Tak tak! Uciekaj tchórzu! I tak już nie żyjesz! Chłopaki, obłowimy się dzisiaj u tego śmierdzącego hutta!'' Trzy ścigacze ruszyły za biegnącym. Strzały z blasterów poleciały gotowe by zabić, jednakże wszystkie, ku zdziwieniu bandytów, zostały odbite - Toshiro bez problemowo odbijał strzały od zielonego ostrza nawet w biegu, mało tego, dwie trafił w głowę i w płuco przeciwnika. Chwilę potem, dało słyszeć się niewielki wybuch.. Trzeci zbir zaprzestał strzelaniny, przyśpieszył i podjął próbę przejechania ''heh, tak jak przewidywałem.. i o to znaleźliście się w pułapce!'' Gdy pojazd miał już dopaść ofiarę, ta odskoczyła, w powietrzu zatrzymała w czasie maszynę i jej właściciela. Polała się krew, głowa trzeciego zbira turlała się teraz po ulicy.. Toshiro w porę przejął ścigacz, zawrócił i zahamował, tak samo jak i lider rzezimieszków, u którego śmiech przerodził się w furię ''grrr.. jeszcze wrócę jedi..'' ''nie sądzę, widzisz, mam do ciebie troszkę pytań'' na szczęście Toshiro, przeciwników było tylko trzech.. już pierwsze użycie mocy nie było takie łatwe, zatrzymanie w czasie, nawet na krótką chwilę, jest niestety dla młodego kel dora nie co bardziej kosztowne.. Zbir skręcił i chciał już odjechać w spokoju, jednakże walka nie dobiegła końca - kel dor stał się tym razem kotem, a lider myszką. Uciekający w coraz to większej panice przyśpieszał, starał się zgubić pogoń, ale wszystko na nic. Ścigacz lidera był nieco szybszy od pozostałych, lecz bardzo szybko trafili na bardzo prostą drogę, więc Toshiro mógł się jeszcze raz skoncentrować.. by uszkodzić mocą silnik maszyny swej ofiary. Uciekający zauważył to bardzo szybko, ponieważ coś nagle zaczęło się palić.. został zmuszony do opuszczenia pojazdu, który pojechał dalej.. i wybuchł. Zbir nie miał lekkiego lądowania . Shiro przyhamował i zbliżył się, tym razem już krokami do napastnika. Złapał go za twarz i obił raz jego głowę o najbliższą ścianę, przez co niemalże stracił przytomność ''a teraz powiedz mi jedną rzecz.. co oznaczało twoje zdanie o hutt'cie, u którego byście się obłowili?'' ''uyyghhhhh...'' ''gadaj.'' tym razem Toshiro użył mocy ''Abb..bb.. abbadir, to jego immię..'' hmh.. jak wielka nagroda za nasze głowy?'' ''trzyyy..dzieeśccii tysięcy.. z-za każdą głowę jedi - wojownika nadziejjiii..'' za każdą głowę wojownika nadzieji.. tak powiedział młodemu wojownikowi bandyta, który go napadł. Ten fakt spowodował, że Toshiro był trochę zaskoczony - polowano na niego.. i na jego przyjaciół też. ''dziękuję za informację. Dam ci jeszcze jedną szansę i pozostawię cię przy życiu. Nie zmarnuj jej.'' Kel dor miał już odchodził, lecz obolały podniósł blaster, leżący obok niego i strzelił do Toshiro'a, ten wyjął natychmiast miecz i większość strzał odbił w stronę strzelającego.. ''eh.. zadziwiający jest czasem ten ''akt desperacji''. Odszedł w kierunku baru..
27-10-2012 R.
Renji wstał , rozglądnoł się , zmrużył oczęta i rzekł : " kurwa ja tu 3 lata śpię ? WTF? nawet JA nie mam na kompie" po czym wszedł na torrenty i pobrał ów grę po to aby się go nie czepiali ze lama nie ma a pisze .
"Za rok " - Toshiro
"a ja nadal tych pysiów do kurwy nędzy zajebanej mać nie mam !"
27-10-2012
Po krótkiej bitwie, Toshiro skierował się ponownie do baru, w nadziei, że ponownie spotka się tam z Mistrzem Corranem i wypije z nim w spokoju bespińskie porto. Szedł przez bardzo długi czas i powolnym krokiem.. wbrew pozorom był już bardzo wyczerpany i marzył o ''niewielkim'' relaksie.. rozważał także informacje, które przed chwilą usłyszał.. Polowanie na Wojowników Nadziei.. przez chwilkę zastanawiał się czy sam upadek akademii nie miał z tym nic wspólnego. Możliwe, że byli w niebezpieczeństwie już te trzy lata temu właśnie z powodu łowców nagród? Nie wiedział o co tu chodzi, ale czuł, że musi odnaleźć tego otyłego roba.. ''hutta''* i wydobyć od niego jak najwięcej. Ale.. gdzie szukać? Chciał to właśnie omówić ze swoim Mistrzem. Przed barem zainteresował go fakt, że statku NORMANDY SR2 już nie ma.. ''odlecieli..? ciekawe po co przybyli.. mam nadzieję, że Mistrz Corran także ma jakieś wieści''. Miał już wejść do środka, ale nagle przystanął.. zaniepokoił go jeden szczegół - nie wyczuwał Corrana. W ogóle, jakby rozpłynął się w powietrzu. Za to wyczuł co innego. Na jego twarzy pojawiło się po części przerażenie, po części lekki uśmiech ''eh.. wróciłeś narozbrabiać cooo? Pewnie Corran nie mógł Cię znieść to poszedł na górę!'' wkroczył energicznie do baru z krzykiem ''Noo! wróciłem w końcu!!!!''
01-11-2012
Toshiro wszedł do baru, próbując zrobić to tak, by zwrócić na sobie jak najmniej uwagi. Jego wzrok błądził z pod kaptura tu i tam.. generalnie większość baru stała się, delikatnie mówiąc, pobojowiskiem - ogólne wnętrze baru wyglądało jakby się nim nikt nie zajmował od wieków.. wszędzie połamane, poniszczone stoliki oraz krzesła, masa porozbijanego szkła, podłoga niemalże w całości mokra, albo chociaż wilgotna, była nawet jedna, nie mała kałuża.. Jedi pomyślał jedynie, że nawet za jego czasów tutaj nigdy nie było takiej wielkiej imprezy.. a na pewno nie tak wielkiej by zostawiać, albo w ogóle wpuszczać do baru jakąkolwiek, schlaną na amen pijaczynę, która jeszcze postanowiła rozłożyć się na środku podłogi, jak w ośrodku spa. Mimo wszystko, nie mogłoby być cudowniejszego widoku, niż wtedy, kiedy zobaczył jakiegoś Chissa, ZA JEGO WŁASNĄ LADĄ, przeczyszczającego szklanki i tak niezwykle brudną ścierką.. Bardzo prawdopodobne, że gdyby nie piekące zmęczenie, ten bar już byłby postawiony na nogi.. albo przestałby istnieć. Toshiro usiadł przy ladzie, Chiss odwrócił się w jego stronę ''Co podać?'' Jedi przez długi czas rozglądał się po trunkach, nie podając odpowiedzi ''Zamawia, albo wychodzi, inaczej wzywam ochronę'' Toshiro spojrzał na barmana miną typu ''Are You Fcking kidding me?'' ''zamawia. Poproszę Bespińskie porto..'' ''służę uprzejmie'' Kel dor westchnął i oparł głowę o jedną ze swoich rąk, czekając na trunek. Zastanawiał się, gdzie teraz do licha może podziewać się Corran. Umówili się tutaj, w barze. Może teraz medytuje jednak na szczycie? Nie, dałby znać Tośkowi. Właściwie, to w ogóle nie w jego stylu, że zniknął bez śladu.. przynajmniej według Toshiro. W końcu barman podał mu szklankę z trunkiem. Popatrzył chwilę na wnętrze szklanki i zamyślił się głęboko.. po pięciu minutach wstał, a pełną szklankę rzucił gdzieś na podłogę. W pierwszej chwili barman osłupiał. W drugiej już wrócił do swojej pracy ''cóż, z tego co widzę to taki przypadek, gdzie picie ląduje na podłodze chyba nie jest nowością w tym miejscu, prawda?'' Odparł drwiąco Toshiro. Wyszedł na ulice Coruscant, które wciąż roiły się od trupów.. ''jeszcze tu nie posprzątali.. eh..'' Skierował się do swojego ulubionego miejsca do medytacji - największy budynek na horyzoncie. Gdy dotarł, miejsce okazało się puste. Nie było nikogo, tylko Toshiro, pozostawiony swoim myślom.. Przystąpił do długiej medytacji..
04-10-2012
Pustka.. nic, zupełnie nic, Toshiro nie był w stanie odnaleźć nawet najdrobniejszych śladów po Corranie, jednakże czuł coś innego, pewne wibracje mocy, możliwe do odczucia, choć niezwykle odległe, jakby owy punkt był.. nieosiągalny. Nie umiał tego wrażenia w żaden sposób zidentyfikować, mimo że wydawało się niezwykle znajome, a jednak nieznane.. Próbował w medytacji dojść do tego punktu, sprawić, że jednak będzie osiągalny, odkryć tajemnice.. Za każdym razem jednakże cel poszukiwań oddalał się, czasami zmieniał swoją lokację.. zawsze, gdy wydawał się bliski swego odkrycia, atakował go niemiłosierny chłód, burza, będąca barierą.. To nieprzyjemnie uczucie sprawiało, że zaczynał mieć coraz to gorsze przeczucia. Otworzył oczy. Wstał. Znów stał i funkcjonował w prawdziwym świecie, na Coruscant, na jednym z najwyższych punków w okolicy. Wszystko wtedy wróciło do normalnego stanu rzeczy - dziesiątki tysięcy pojazdów dalej przelatywało określonymi trasami, niezliczona ilość budynków, przypominająca wielką, zwartą, maszerującą armię, na którą patrzy się z góry. Westchnął.. Nie odnalazł swego mistrza, ani niczego co po nim mogłoby być z nim związane. Przez chwile zastanawiał się, czy owe wydarzenia, z związane z tym chwilowym spotkaniem, z krótką bijatyką i bałaganem na ulicy faktycznie były realne, czy to fakt, czy iluzja.. Może krótki sen? ''To chyba jednak nie sen.. mięśnie od czegoś jednak muszą mnie boleć i jeszcze to zmęczenie..'' westchnął ponownie Kel Dor. Ale jeśli to prawda, to gdzie do cholery podział się Corran, oraz o co chodzi z tym przeklętym huttem? Po krótkim zanalizowaniu sprawy, skatalogowaniu i nadaniu priorytetów, wychodzi na to, że medytacjami nie osiągnie zbyt wiele, zawsze trafiał w nich i najprawdopodobniej trafiać będzie na punkt wyjścia, a więc trzeba jednak szukać w miejscu zaginięcia ''Czyli jednak wracamy do baru! Świetnie, znowu pogapię się na kałuże krwi i cmentarz, po drodze..'' W pierwszej kolejności udał się ponownie do świątyni, a dokładniej, do swojego dawnego pokoju. Stanął w pomieszczeniu z trzema drzwiami, nad którymi, mimo tych wszystkich zatarć i niedoskonałości, wciąż były widoczne ślady dawnych oznaczeń. ''Eh.. Stare, Dobre czasy.. pamiętam jak po raz pierwszy tutaj stanąłem, tak jakby to było wczoraj! Ciężko uwierzyć, że minęło tyle czasu..'' Jednakże przed wejściem do pokoju stanął i zamknął oczy. Był przekonany, że to miejsce roi się od wszelkich pułapek albo min. Kiedy wkraczał do świątyni ponownie i przemierzał owe korytarze wraz z własnym mistrzem, czuł, że coś tu jest nie tak.. że mogliby tu napotkać jakąś nie miłą niespodziankę.. ale wtedy nie spotkał, a teraz i nie wyczuł żadnego zagrożenia.. Zdziwiło go to nie mało. Wstukał odpowiednie hasło i z większym przekonaniem wszedł do kolejnego pomieszczenia, po czym zamknął za sobą już stare, bardzo stare drzwi i rozejrzał się po pokoju. Zastał go w takim samym stanie, jak zostawił. Niezwykły porządek i ład wciąż trzymały to miejsce. Przeszedł się troszkę tu i tam, zajął się przeglądaniem swoich dawnych rzeczy, liczył na to, że znajdzie tu coś ciekawego.. i znalazł - pewien, mały, niewielki przedmiot. Schował go w odpowiednie miejsce i zamierzał już opuścić pokój. Po zabezpieczeniu drzwi, jeszcze na chwilę przystanął, spojrzał na drzwi znajdujące się po środku, na drzwi pokoju Clan Leadera.. Corran osiągnął tę rangę, choć jeśli pamięć go nie myli, za często w swym pokoju nie przebywał.. Kolejnym był Pafi. Gdyby tylko znał kod, najprawdopodobniej podjąłby się małej eksploracji.. W końcu miał ruszyć z powrotem do baru i właśnie wtedy to poczuł.. coś się zbliżało.. w dość szybkim tempie ''A zatem przeczucia mnie nie myliły.. coś tu jest nie tak.'' miecz trzymał już w ręce przygotowany. Otworzyły się drzwi, z których wyłoniły się cztery droidy bojowe, opancerzone w tarczę ochronną.. ''ledwo co jestem po walce i znowu zmuszany do wysiłku! mm.. ciekawy dzień..'' czerwone strzały zaczęły latać we wszystkie strony, Toshiro wykonywał w powietrzu nadzwyczajne ruchy, dzięki którym posuwał się dość szybko naprzód a także sprawnie unikał ataków. Zielone, dwa ostrza, wprawione w ruch odbijały niektóre pociski w stronę przeciwnika. Gdy tarcze zostały dezaktywowane przez odbite pociski, a jeden droid już padł, dystans między Jedi a nimi został niemal całkowicie zmniejszony, wówczas wystarczyło tylko kilka drobnych cięć by wszystkie maszyny leżały już popsute. Kel Dor biegł do najbliższego wyjścia najszybciej jak mógł. Gdzieś tam z tyłu dało się słyszeć nieco opóźnione wybuchy.. W ostatniej chwili wyskoczył przez najbliższe okno, a za nim jęzory ognia i potłuczonych szyb. Znalazł się wtedy ponownie na ulicy i nie mało poobijany.. Miał okazję odetchnąć. Spojrzał ostatni raz w stronę akademii, na szczęście płonęło jedynie miejsce, gdzie znajdowało się owe okno ''Myślę, że i tym także zajmą się odpowiednie służby..'' Wstał, otrzepał się i prędko schował miecz. Wziął głęboki wdech i ruszył w stronę baru..
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Tőshirő dnia Śro 20:11, 05 Lis 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Tőshirő
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 754
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro 20:13, 05 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
08-11-2012
Kel Dor miał teraz ochotę na mocny sen.. Dzisiejszy dzień nie należał do najspokojniejszych, choć fakt faktem, bywał już w gorszych sytuacjach. Teraz samotnie spacerował po ulicy zatapiając się w myślach, nie zważając na ohydne otoczenie. Przechodził akurat obok urządzonego przez Corrana cmentarzyska, gdzie obecnie jacyś inni, młodzi gangsterzy rozprawiali o tym, jak to możliwe, że jeden z ich kolegów leżał rozcięty na pół.. Usłyszał także teorię o tym, że dość nie dawno musiała tu być olbrzymia wojna gangów ulicznych, przez co Tosiek wolał już nie patrzeć w tamtą stronę. Zatrzymał się jeszcze chwile przed drzwiami baru, ponownie starał się wyczuć coś podejrzanego, albo znajomego. Tutaj akurat wyczuł jedynie chaos spowodowany przez setki pijaków, walających się po niegdyś gładkiej powierzchni podłogi, albo niszczących wszystko co do zniszczenia się nadaje. Już miał otworzyć drzwi, gdy nagle poczuł lekki, charakterystyczny ból w prawej nodze. Poczuł także coś jeszcze.. coś podobnego do ciemnej strony mocy, mroku i chłodu jaki za sobą niesie, choć teraz, o tej porze dnia było dość ciepło. Owe odczucia zniknęły jednak równie szybko co się pojawiły. Toshiro lekko przymknął oczy. Bardzo dziwne uczucie, szczególnie, że w takim momencie, wiedział na pewno, że to nie był żaden uraz wewnętrzny.. nie umiał jednakże tego głębiej zidentyfikować. Otworzył drzwi do baru, wszedł, jednakże od ostatniej wizyty nic się nie zmieniło. Tym razem jednak, szedł w stronę lady bardziej energicznym chodem, przy okazji przeskoczył przez leżącego na ziemi pijaka, tego samego, o którego o mało nie potknęli się wcześniej Corran i Tosiek. Chiss'owy barman, którego ciało zajmowało prawie całą powierzchnię za ladą, gdzie robił podejrzanego i z pewnością taniego drinka jakiemuś innego pijalcowi. Ledwo położył szklankę na ladę i wypowiedział słowa ''co poda..'' A Jedi już stał przed ladą i odparł ''Co podać? Odpowiedzi na moje pytania, Ty gruby, nędzny zakuty łbie!''. Chiss stanął jak wyryty. Teraz trzymał oczy szeroko otwarte ze zdziwienia i lekko ze strachu, a nie trudno było zobaczyć gniew i złość w głosie kel dora. ''Jeszcze dziś, była tutaj pewna osoba, w czarnych szatach. Nietrudno było zorientować się, że to Jedi.. możliwe, że nawet dobrze tobie znajomy. Na pewno zamawiał bespińskie porto..'' ''jaa.. ee.. nie wiem o czym ty..'' Tym razem Toshiro podskoczył do barmana, złapał go za kołnierz i lekko uniósł ''GADAJ!'' W tym czasie do lady zaczęła zbliżać się dość szybko mała grupka klientów baru, którzy z pewnością byli podobnymi typami z pod ciemnej gwiazdy, co Ci, którzy leżą martwi na ulicy. Jeden rzucił się na Jedi z nożem i okrzykiem ''Tyyy..!!''. Wówczas puścił barmana, dobył miecza a kilka chwil później kolejne ciała leżały przepołowione.. ''al-le.. jedi.. wy nie możecie przecież..!'' próbował wykrztusić z siebie cokolwiek leżący na podłodze Chiss, jednakże przerwał mu słowa Tośka ''Doprawdy? Wyobraź sobie, że tamci za barem myśleli tak samo. Ale Ty odpowiedz mi, Jak śmiałeś doprowadzić TO miejsce do takiego stanu, i nie mogę zrozumieć.. Jaki idiota posadził ciebie na MOIM STANOWISKU!'' Barman już wiedział z kim rozmawiał.. to wprawiło go w jeszcze większe zaskoczenie ''i odpowiedz mi na moje poprzednie pytanie.''
10-11-2012 Sp.
Zakapturzona postać stała na skraju wieży obserwując uważnie miasto i tłum ludzi kotłujących się na ulicach miasta. Nagle wyczuł ogromne zaburzenia mocy jakich nie czuł od dawna, bardzo dawna.
-Ciekawe, bardzo ciekawe- ruszył w stronę z której moc nawoływała go bezustannie coraz bardziej się nasilając.
Szedł przedzierając się przez tłumy ludzi, rodian, twileków i przeróżnych innych przedstawicieli ras wszelakich zamieszkujących galaktykę. Moc coraz bardziej napierała i przerażała go doprowadzając go momentami do gęsiej skórki. W pewnym momencie poczuł mocne wibracje i moc jakiej nigdy nie doświadczył, poczuł jak nagle zewsząd ogarnia go pustka i okrzyki poprzedzające powolne zanikanie ogników rozświetlające ciemność w jego umyśle łączącym się z mocą. Mężczyzna przystanął na chwilę i przykucnął w pobliskim kącie chwytając się za skronie. W jednym momencie kilkanaście ognisk mocy opuściło wszechświat na zawsze wydając ostatnie tchnienie. Po kilku chwilach postać wstała rozglądając się w około. Nagle znowu uderzyło go coś dziwnego, mrok zaczął otaczać znajome miejsca, świątynie, akademie, bar…i znajome wibracje mocy gdzieś w oddali!
To uderzyło go najbardziej,- to nie możliwe?!- pomyślał zaszokowany –zdumienie nagle przerodziło się w strach –ten mrok otaczający to miasto i nasilający, i towarzysząca mu śmierć.
-Mam złe przeczucia-powiedział na głos i ruszył szybkim krokiem w kierunku miejsca w którym nie był od dawna, miejscu w którym skupiało się całe życie akademii. Po parunastu minutach dotarł na plac przed znajomym mu wejściem które teraz zamiast przyciągać bardziej odstraszało. Jednak to co przed nim zastał uderzyło go bardziej. –Co tu się do diabła wydarzył?!-pomyślał na widok masakry przed barem. Nagle kolejna fala mocy przeszyła go i ciągnęła w kierunku baru. W kącie placu zauważył grupę zbirów która pewnie chciała zrabować zwłoki poległych. Jeden z nich spojrzał na niego morderczym i pełnym rządzy krwi wzrokiem. Reszta bandy również to uczyniła. Postać była pewna że to żaden problem powtórzyć wyczyn osoby …lub osób które postawiło tu stopę przed nim, lecz odrzucił od siebie te myśl.
-Odejdzie, nie ma cię tu nic do zrobienia. Wróćcie do domów, do swoich rodzin lub miejsc które uznajecie za swój dom. Przemyślcie swoje życie i czyny które popełniliście.-powiedział i każdorazowo kończąc zdanie powtórzył charakterystyczny ruch dłonią.
Banda zbirów nagle jak w transie, każdy z nich zaczął powtarzać zdania tajemniczej osoby udając się w alejke.
Postać w końcu przekroczyła próg baru…BARU U PAFIEGO
To co zobaczył w środku nie zaskoczyło już go biorąc pod uwagę to co zobaczył na zewnątrz, jednakże osoba którą dostrzegł przy ladzie przeciwnie. Był to Toshiro, domyślał się tego już wcześniej jednak do póki go nie zobaczył nie był do końca tego pewien. Jednak z całą pewnością to nie on był przyczyną tych wydarzeń. Nagle zaczął wyczuwać drobne wibrację mocy, przeczucia ostrzegły go by nie zwlekał. Szybkim krokiem skierował się w ciemny kąt zanim ktokolwiek zareagował na jego obecność. Śmiał wątpić iż ktokolwiek go dostrzegł. Przynajmniej tak sądził. Siedząc przyczajony w kącie wodził wzrokiem po barze przyglądając się scenie rozgrywającej się tam a co jakiś czas zerkając w kierunku wejścia.
Miał złe przeczucia.
10-11-2012 Sq.
Squito szedł wolnym krokiem, kierując się w stronę miejsca gdzie poinstruował go jeden z opryszków. "Przed utratą głowy oni wszyscy są gadatliwi" - pomyślał a na koniuszkach jego ust pojawił się grymas sadystycznego zadowolenia. "Najpierw trzeba wybadać grunt dopiero później działać"- powtarzał to sobie przed każdym zleconym zadaniem jako swego rodzaju kodeks, którym się kierował. Jego celem byli użytkownicy mocy tacy jak on sam. Nie! Przecież Hutt, przedstawiciel tej oślizgłej rasy wzbudzającej w nim obrzydzenie, powiedział, że to Jedi. "Jasna i ciemna strona mocy, zły i dobry bandzior, on wybierający światło lub ciemność" - rzucił w duchu. Za każdym razem gdy o tym myślał, czuł gniew przepływający przez niego niczym wzburzona, lodowata woda Mannan. Lubił ten stan, był w tedy spokojny na zewnątrz lecz w środku czuł chłód i nienawiść do hipokryzji zarówno Jedi jak i większości Sithów. Szedł myślał - "Dla mnie nie ma podziału na dobro czy zło jest są tylko sprawy, które muszę rozwikłać i zadania, które wypełniam, jest tylko...". Nagle otrząsnął się gdy jego stopa dotknęła czegoś miękkiego. Przystanął, popatrzył dół i zobaczył ,że wbił się szpicem swojego buta w nie żywe ciało jakiegoś zbira. uśmiechnął się, spojrzał trochę wyżej i dostrzegł napis "Bar u Pafiego". "tak... to tu...". Wszedł do baru niepostrzeżenie zobaczywszy w progu dwie postacie, następnie ulokował swoje cztery litery w najdogodniejszym dla niego miejscu do obserwacji i zaczął bserwować.
10-11-2012
Po krótkiej chwili barman miał już udzielać odpowiedzi, jednakże jego wzrok padł jeszcze na drzwi, którymi do baru wchodziła postać odziana prawie w całości w czerń. Wówczas gruby Chiss jeszcze bardziej zaniemówił. Tőshirő spojrzał również w tamtą stronę, nie mógł zobaczyć twarzy gościa, jednakże wyczuł swego rodzaju żądzę krwi, lub coś równie nieprzyjemnego. ''eh.. wiesz co grubasie? Stwierdzam, że za dużo dzisiaj czuję..'' przemówił kel dor do leżącego barmana, spokojniejszym głosem niż poprzednio. ''Powiedz mi, znasz może tego tam Pana, który właśnie sobie usiadł? Wydaje mi się, że całkiem dobrze jest ci znajomy'' Ale po tym pytaniu, choć Jedi przemówił znacznie łagodniejszym tonem, to strach w Chiss'ie urósł na tyle, że nie zdołał wypowiedzieć ani jednego słowa. Wtedy Tőshirő stanął na nogi, po pół minuty ponownie przemówił, tym razem troszeczkę cichszym głosem ''rozumiem.. i wiesz co jeszcze? Mam pewien pomysł, w którym ponownie Cię wykorzystam. No co tak na mnie dziwnie patrzysz? Przynajmniej będzie zabawnie!'' Gdy wstał i przeskoczył ponownie ladę, otrzepując się przy okazji, rozejrzał się po okropnie zaniedbanym barze. Zaciekawiła go jeszcze jedna osoba, siedząca w podobnym miejscu dobrym do obserwacji, co ten w czerni. Przymknął oczy, teraz nie miał wątpliwości. Ten drugi to był Spirit, jego stary przyjaciel z WoH. Owa myśl uradowała go niezmiernie i dodała mu troszkę otuchy w tym co miał zamiar zrobić. Jednakże skierował się ku temu nieznajomemu, przez którego odczuwał lekki niepokój. Usiadł przy tym samym stoliku, na przeciwko niego ''Witaj!'' wypowiedział donośne słowa, w których co ciekawe, można było usłyszeć nutkę uradowania ''My się raczej nie znamy. Jestem Tőshirő, dawny pracownik tego , jakże wspaniałego miejsca''. Ostatnie słowa, były oczywiście w pełni przesiąknięte ironią. ''Mam do ciebie pewną sprawę, albo raczej pytania, na które cholernie potrzebuję odpowiedzi. Ale co to za rozmowa, bez żadnego trunku, prawda?! BARMAN! DWA BESPIŃSKIE PORTO PROSZĘ!'' Wtedy to barman zza lady spojrzał na niego z miną typu ''kpisz sobie? ja mam tam iść? ^.-'' Ale ostatecznie nalał dwa bespińskie porto najczystszych szklanek jakich miał.. a miał może chyba właśnie tylko te dwie, przy czym najpewniej wyczyszczone specjalnie na zawołanie Jedi.. Jednakże największym problemem dla Chissa było przeciśnięcie się przez ladę.. Powierzchnia jego ciała zajmowała prawie całe miejsce za ladą, więc musi być to dla niego na prawdę dużym wyczynem, żeby się z niej wydostać. Ostatecznie udało mu się, a teraz zmierzał powoli z dwiema szklankami bespińskiego porto, bez żadnej tacy.. niósł je w swoich, zapewne okropnie brudnych łapskach. Dotarł, postawił co postawić miał, a gdy wracał, sam potknął się o jakieś leżące martwe ciało na ziemi.. Tym razem miał problemy by wstać. W końcu udało mu się przedrzeć przez wszystkie przeszkody baru, aż Tőshirő nabrał ochoty by zacząć mu dawać oklaski, za zwycięstwo Chissa z niebywale trudną dla niego drogą.. wziął wtedy jedną szklankę do ręki. Nie wyczuł tu żadnego podstępu ze strony barmana, a zatem wziął jednego, małego łyka, pysznego, zimnego bespińskiego porto ''jej.. po raz pierwszy ta niebieska kupa tłuszczu o coś się postarała. Na prawdę dobre, co chyba raczej nie często się tu zdarza. Też tak myślisz, mój drogi przyjacielu? Ostatnie słowa miały wydźwięk zarówno sarkastyczny jak i trochę radosny. Nie odczuwał już niepokoju. Teraz siedział nie przeciwko nieznajomego, który sprawiał momentami, że jednak otoczenia dla Kel Dora stawało się trochę chłodne i bardziej nieprzyjemne..
10-11-2012 Sp.
Spirit obserwował ciekawą rozmowę Toshiro z najemnikiem, tak z pewnością był to swego rodzaju najemnik. Zastanawiał się o co tu w ogóle chodzi, rozejrzał się po zniszczonym barze i rzezi jaką urządził Toshiro. –Cóż widzę że to naprawdę poważna sprawa-pomyślał. Nie mógł dłużej zwlekać, coś go naciskało by w końcu zrobił ruch. Jednak spokój i harmonia której tak dużo poświęcił swych godzin medytacji i ćwiczeń nakazała mu rozwagi i opanowania. Jednak czuł że taki stan rzeczy nie potrwa długo. Używając mocy zaczął skupiać się na tych dwóch postaciach rozmawiających z sobą. Czekając z coraz większym napięciem wyczekiwał kolejnych zdań padających z ich ust.
–Hmm co ja bym począł bez mocy - pomyślał.-Naprawdę się postarał, no w końcu - pomyślał z uśmiechem Jedi na słowa Toshiro o bezpańskim porto zaserwowanym przez barmana i wspomnienie prawdziwie wybornych trunków z najlepszych barów w galaktyce. –Czas się włączyć do tych wydarzeń, czuję …tak zdecydowanie moc mi podpowiada, że powinienem to zrobić. Hehe no i w sumie jestem bardzo ciekaw co tak naprawdę się dzieje.
Te silne zaburzenia mocy i ta przedziwna pustka nabierająca na sile. Co tu się dzieje?- Spojrzał na postać siedzącą koło Toshiro, tak zdecydowanie ma on cos wspólnego z tymi dziwnymi wydarzeniami, możliwe że jednak się myli. Moc jednak podpowiadała mu że powinien mieć go na uwadze. –Czas chyba wziąć w tym udział – pomyślał. Wstał z miejsca i powoli wyłaniając się z cienia wypowiedział – Barman jeszcze jedną szklankę tego jakże nad wyraz udanego w tym barze trunku… w czystej szklance oczywiście-przy tych słowach spojrzał się na barmana skupiając wzrok na jego oczach i kierując go na zabrudzone szklanki stojące na blacie który nie grzeszył szczególną schludnością. Jego niebieskie oczy skupiły się po chwili na dwóch postaciach i twarzy Toshiro który posłał mu krótki uśmiech. Najwidoczniej tylko czekał na moment kiedy Spirit w końcu przestanie się czaić i włączy się do dyskusji. – Toshiro przyjacielu, jak zwykle w centrum wydarzeń-powiedział przy okazji zdejmując kaptur i przysiadając się koło starego znajomego. Spojrzał na tajemniczą postać która nie wzbudziła w nim żadnych pozytywnych emocji, wręcz przeciwnie. Było coś dziwnego, tajemniczego i interesującego w tej postaci ale także przerażającego. Siedział tak w atmosferze chłodu i napięcia zachowując pozorny spokój i opanowanie które opanował dzięki godzinom medytacji i drogi jaką obrał w czasie szkolenia, choć pomimo pozorów jakie sprawiał był równie dobrze wyszkolony jak pozostali Jedi z jego akademii. To właśnie ten spokój i opanowanie mogło być jego atutem przy tej rozmowie. Toshiro zdecydowanie potrzebował informacji a Spirit postanowił pomóc mu w ich uzyskaniu. Pomimo pozornego spokoju czuł że pakuje się w coś poważniejszego. –Mam złe przeczucia-pomyślał.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tőshirő
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 754
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro 20:16, 05 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
11-11-2012 Sq.
Squito popatrzył na barmana chcącego podać mu trunek, ten spojrzał na niego a w oczach miał coś na wzór strachu z nutką zdziwienia. Zabrak ściągnął skórzany kaptur tworzący całość z czarnym skórzanym płaszczem. Barman zapominając o położeniu zamówienia przed klientem, oddalił się żwawym krokiem za ladę baru. kiedy odchodził dało się słyszeć słowa "a więc sith... te oczy ...Ta skóra... abominacja". Squito odwrócił głowę w stronę, jak się już domyślał swojego pierwszego celu. "Widzę, że jesteś równie zaskoczony co ten grubas" - zaczął - " A więc odpowiem na twoje pytanie, które jak widzę nasuwa się tobie na usta. Nie, nie jestem Sithem, ani żadnym wynikiem eksperymentów. Moja biała skóra i czerwone oczy są po prostu.." - urwał na chwilę gdy zobaczył, że ten drugi stojący przy barze także ma zamiar włączyć się do rozmowy. Poczekał aż bedzie na tyle blisko żeby wyraźnie mógł dosłyszeć po czym rzekł - "Wynikiem grymasu natury. Jestem albinosem a to u Zabraków zdarza się może raz na parę milionów osobników". Oboje byli zdezorientowani i raczej nie wierzyli mu do końca " cóż nikt nigdy w to nie wierzy, Jedi są zapatrzeni w swoją doskonałość a zwykłym ludzią strach zamyka oczy i rozum" - pomyślał i poczuł chłód w sobie ten sam, który kroczył z nim od dzieciństwa, ten który zwiastuje u niego nienawiść i żądze mordu. "Nie... dość!"- powiedział w duchu opanowując złość. Popatrzył na swojego rozmówcę i rzekł -"O drinka się nie martw, nie piję w pracy"- po czym zamilkł ze wzrokiem wpatrzonym w bliżej nieokreślony punkt, pozostając bardzo czujnym.
widząc, że dwóch Jedi nie odzywa się przez dłuższą chwile, postanowił wykorzystać ich zaskoczenie. Jednym ruchem ręki przewrócił stolik na osobnika siedzącego naprzeciwko niego, po czym rzucił granat błyskowy w stronę drugiego samemu wybiegając z baru. Podążał z niebywałą szybkością na najwyższy punkt w Courscant by tam, przystać i przygotować się do walki. "Teraz zobaczymy jacy jesteście dobźi"- pomyślał. Nie ukrywał swojej obecności w mocy, chciał by użyli swojej medytacji, chciał by zauważyli, że dziwnie osłabli. Lubił to robić użytkom mocy zwłaszcza tym aroganckim, zapatrzonym w swoje bezwartościowe ideały jedi. Najpierw jak zawsze trochę się z nimi pobawi by szanse się trochę zwiększyły, oczywiście dla niego. Później obu ogłuszy i zwiąże. "Aroganccy Jedi zawsze myślą, że uwolnią się przy pomocy mocy... Zawsze". Wyciągnie od niech informacje na temat tego trzeciego, później zabije. W drodze do kolejnego celu wstąpi nawet do Baru u Pafiego i spróbuje sobie tego Bespińskiego porto czy jak mu tam. W końcu należy mu się chwila relaksu. A tak i zabije tego grubego Chissa, nie na w prawdzie na niego zlecenia lecz po prostu go nie lubi.
11-11-2012
Tőshirő patrzył chwilę z zaciekawieniem w Zabraka, jednakże właśnie leciał na niego stolik, na którym stało jeszcze jego Bespińskie porto! W porę zdążył się ocknąć by jeszcze odepchnąć od siebie stolik, ale w tym samym czasie poleciał na Spirita jeszcze granat błyskowy, którego skutki odczuli właściwie wszyscy obecni w barze. Zabrak już dawno wybiegł po za bar. Tőshirő zdał się ponownie na moc.. Tym razem czuł to wyraźnie. Gniew, Nienawiść, przeszywający chłód, żądza krwi.. Czuł to teraz wyraźnie. Mało tego, owe odczucia dochodziły teraz z jego ulubionego miejsca. ''Mm Spirit! ruszamy! Ktoś chce się zabawić. Zabawimy się z nim, tylko nie daj ponieść się jego sztuczkami, którymi chce osłabić naszego ducha. Nie ma wątpliwości, to Sith i łowca nagród jednocześnie. Aktualnie, mam do niego więcej pytań niż miałem poprzednio. Ruszamy!!'' Kel Dor zrzucił szaty ponownie i w swojej wspaniałej, czarnej zbroi, oraz zieloną, podwójną klingą, gotowy był do boju. Ruszył swoim pędem. Owe zdarzenia ożywiły go na tyle, że poprzedniego skutków poprzedniego zmęczenia, nie było już widać. Wbiegł jak najszybciej na to samo, wysokie miejsce.. Czasem myślał, czy by nie nazwać go w jakiś sposób, ze względu na wiele powiązanych z nim wydarzeń, np. ''Wieżowiec Sądu'' albo po prostu ''Wielki''. Stał za Sithem, który już wiedział o jego obecności. ''Cóż, nadal nie odpowiedziałeś na moje pytanie, fakt faktem, nie zadałem go, ale odmawianie bespińskiego porto jest już troszeczkę nie grzeczne, nie sądzisz? I na prawdę, do zabarwienia Twojej skóry nie miałem pretensji. Sam mam dziwną.. taką pomarańczową.. w końcu zresztą kel dorem jestem. Ale mimo wszystko na pewno znasz odpowiedź na moje pytanie: Gdzie on jest, gdzie jest ten Jedi, z którym ostatnio miałeś do czynienia? Oraz takie jeszcze inne pytanie: Kto Cię wysłał? Kto jest Twoim mistrzem?!'' Tőshirő stał teraz w gotowości, czekając na następny ruch przeciwnika.
11-11-2012 Sp.
-Ku**a wiedziałem-zaklął gdy granat oślepił wszystkich obecnych w barze.
Czuł to, czuł że coś się wydarzy ale sith był zbyt szybki i przebiegły a to wszystko potoczyło się zbyt szybko. Ciemna strona musiała spowodować że nie był wstanie przewidzieć za pomocą mocy manewru sitha. Tak teraz był już pewny i zgodził się z przyjacielem to z pewnością jest sith i to w dodatku bardzo dobrze wyszkolony. Zdążył zobaczyć wybiegającego Toshiro ze swoim podwójnym mieczem świetlnym o zielonej klindze. Wstał, otrzepał swoje szaty po czym spojrzał na barmana. –Chyba to twoje bespińskie porto mu nie smakowało- powiedział ironicznie po czym zdjął płaszcz. Skupił w sobie moc i pędem pobiegł za Toshiro. Po chwili był już na wieży z której było widać panorame rozległego miasta. Miejsce w którym niegdyś wielu jedi z zakonu oddawało się medytacji. Teraz mało kto tu zaglądał oprócz garstki obecnych jeszcze w tym mieście Jedi. Toshiro stał naprzeciwko sitha przygotowany do działania, czuł narastającą moc wokół Sitha, nienawiść którą emanował do Jedi przytłaczała i wiedział, że kolega tym razem nie da się zaskoczyć. Usłyszał słowa przyjaciela o pewnym Jedi. Teraz wszystko układało się w całość, te dziwne zaburzenia mocy i nagła narastająca mroczna moc. Działo się coś niedobrego, z pewnością ów Jedi skonfrontował się z sithem, ale nie miał pewności co tak naprawdę się wydarzyło.
-Co tu się dzieje, ty Zabrak, nie mów że trunek naszego przyjaciela ci nie smakował, gadaj co tu się dzieje- rzucił spojrzenie na przyjaciela po czym znów spoglądając na sitha spytał
- gdzie jest ten Jedi z którym się spotkałeś? - Niebieska klinga zamigotała gdy dobył miecza. Wiedział że teraz nie mogą sobie pozwolić na zlekceważenie przeciwnika. Na razie nie będzie sięgał po drugi miecz, zbyt bardzo mógłby dać się ponieś ferworze walki gdyby do niej doszło. –Hmm, a więc nam odpowiesz?- spytał ironicznie i zerknął porozumiewawczo na kolegę-czy mamy cię zmusić?
14-10-2012 Sq.
Zabrak obrócił się w stronę dwóch Jedi a na jego twarzy pojawił się uśmiech ukazując dwa rzędy śnieżnobiałych zębów. Prawą ręką sięgnął pod płaszcz i wyjął podłużne rękojeści mieczy. Jedną z nich przełożył do lewej dłoni. Dwa zabójcze wibroostrza powlekane cortosis, wyglądające jak srafy lecz dwa razy mniejsze wysunęły sie z niebywałą precyzją i gracją. Squito szybkim ruchem ręki, używając przy tym telekinezy uruchomił pułapkę pod nogami narwańca z mieczem świetlnym. Mechanizm zadziałał tak szybko, że Jedi nawet nie drgnął gdy trzy durastalowe obręcze wyleciały z ziemi i zacisnęły się wokół nóg, dłoni i ramion biedaka. Zabrak uśmiechnął sie szerzej i powiedział - "Twoja moc nie jest już tak silna aby przezwyciężyć moja małą niespodziankę. Pozwoli mi to rozprawić się z twoim znajomym gdy ty grzecznie będziesz patrzył i czekał na swoją kolej". Nagle uśmiech na twarzy łowcy nagród znikł a kiedy to się stało rzekł do drugiego Jedi -"Twojego kolegę mamy z głowy gdyż zdążyłem wyssać mu tyle mocy żeby na jakiś czas był bezradny jak niemowlę. Bo widzisz lubię wyrównane szanse, nie to co wy Jedi". Po tych słowach przyjął dziwną pozycję bojową, coś na wzór połączenia jar-kai'a z vapaad'em i ruszył na swój pierwszy cel z ogarniającą go nagłą furią dobrze znaną u Mandalorian.
14-11-2012 Sp.
Poczuł przez moment wibracje mocy i zbliżające się zagrożenie. Nagle coś zaświtało –Pułapka!- pomyślał i zobaczył jak Shiro zostaje obezwładniony przez trzy obręcze. Po chwili poczuł jak jego kolega zostaje pozbawiony mocy a roześmiany Zabrak oznajmia mu iż jego kumpel już nie będzie przeszkadzał im w walce.
- Zaraz, zaraz - przerwał mu zdezorientowany Jedi –wiesz przez moment miałem dziwne wrażenie ze to mnie chcesz uwięzić bym nie przeszkadzał ci w walce z Toshiro, no wiesz rozumiem że może nie jestem takim szermierzem i w ogóle ale no cóż - powiedział po czym miecz lekko zamigotał gdy Jedi przyjął pozycje charakterystyczną dla formy III Soresu – wiesz jak nazywają tą technikę? Droga Mynocka inaczej zwaną wyciszenie.
Jedi zaczął krążyć wokół przeciwnika kilka razy obracając mieczem w dłoni dezorientując i próbując wybić z rytmu przeciwnika.
Po kilku takich okrążeniach… -Udało się-zaśmiał się Jedi gdy poczuł nagły przyrost agresji wściekłości i zawirowania mocy. Zabrak rzucił się na niego i na przemian wymachując wibroostrzami ciął na prawo i lewo. Spirit raz za razem odbijał jego ataki i kilka razy ledwo uchylając się chroniąc głowę przed nagłym ścięciem. Jedi próbował odpowiedzieć na atak przeciwnika. Obrócił miecz w dłoni odbijając jedno ostrze i szybkim piruetem połączonym z kontrą odbił atak przeciwnika po czym przywołując moc wysunął dłoń do przodu. Zabrak poleciał do tyłu i ciężko opadł. Jednak nie zrobiło to na nim wrażenia ponieważ już z powrotem Zabrak był na nogach z ironicznym uśmiechem zaczął serię morderczych ciosów, Jedi ledwo się bronił, wiedział że długo nie wytrzyma.
-Hmm, nie mam innego wyjścia - pomyślał gdy już omal drugi raz nie stracił głowy.
Rozejrzał się szybko w około, jego uwagę przykuł jeden z słupów znajdujących się na dachu po jego prawej stronie. Liczył na to że furia i gniew który Zabrak wykorzystuje w walce spowoduje że nie wyczuje tego ataku
Szybkim ruchem ręki skierował go w kierunku Zabraka, gdy ten był już niemal pół metra od przeciwnika, w lewej ręce Jedi zamigotał drugi miecz świetlny o purpurowej klindze.
Lewą ręką ciął w prawą rękę Zabraka a mieczem o niebieskiej klindze pchnął w pierś.
Nagle zorientował się że słup nie dotarł do celu –Co jest? - tylko tyle był wstanie wypowiedzieć gdy jego ataki nie odniosły skutku. Zdążył tylko zauważyć jak Zabrak szybkim ruchem niszczy mu rękojeśc miecza o purpurowym ostrzu i wymierza solidny kopniak w klatkę piersiową. Poleciał do tyłu, nie mógł złapać tchu, na dodatek Zabrak doskoczył do niego i przycisnął do ziemi. Kaszląc i próbując złapać oddech rozejrzał się w około. Miecza nie dostrzegł, musiał spaść gdzieś w dół.
Nie miał pomysłu-co robić?! Myśl!
Zabrak zaśmiał się szyderczo i zamachnął się wibroostrzem
-Shiro!- zawołał w myślach i szybkim niedostrzegalnym ruchem dłoni przywołując moc spróbował uwolnić przyjaciela.
14-11-2012
W jednej chwili Tőshirő stał, w drugiej znalazł się w objęciach pułapki z durstalowej stali. Przewidział, że coś może być nie tak. Nie wyczuł jednak pułapki.. najwyraźniej dlatego, że jego umysł był zaćmiony w większości przez gniew. Teraz jednak pozostało mu przyglądać się jedynie Spiritowi i wierzyć, że mu się uda. Po niekrótkim czasie jednak, przypomniał sobie o pewnym, małym szczególe.. 3 lata temu, kiedy Corran i Tőshirő się zmagali, Kel Dor wspiął się na owy budynek i zastawił małą niespodziankę na przeciwnika.. Jednakże niespodzianka ta nigdy nie była ani aktywowana, ani dezaktywowana. Teraz, wyjął z pasa mały przedmiot i czekał na odpowiedni moment. Akurat tak się złożyło, że Spirit będąc w dość mocnych opałach, przyciągnął Łowcę Nagród w odpowiednie miejsce. ''Hej! Zabraku! Jesteś pewien, że wybrałeś dobre miejsce na potyczkę?'' Zabrak był zdezorientowany. Puścił Spirita, wstał i dostrzegł, że uwięziony ma w ręku mały przedmiot.. Zorientował się już o co chodziło.. ale było już za późno. W jednym momencie seria eksplozji wstrząsnęła budynkiem, niszcząc swą destrukcyjną potęgą wszystko co miało w swym zasięgu rażenia, a Zabrak znajdował się jeszcze w jej zasięgu. Rozerwało mu nogi niczym ręka dziecka w złości, rozrywająca kartkę papieru.. i zaczął spadać.. głęboko w otchłań licznych innych budynków.. Spirit jednakże nie został trafiony, choć najprawdopodobniej został ogłuszony przez niemiłosierny huk. Tőshirő oparł głowę o podłogę i w pozycji leżącej.. zresztą w innej przez swoje uwięzienie być nie mógł, wzrok swój skierował na liczne obłoki nieba Coruscant, odbijające promienie zachodzącego powoli słońca.. Uwielbiał ten widok.. To była jedna z przyczyn dla których zresztą tak lubił to miejsce.
14-11-2012 Sp.
Spirit w jednej chwili usłyszał głos Toshiro a w drugiej tylko straszliwy huk po czym spowiła go zewsząd ciemność. Wydawało mu się że od momentu huku do chwili jak odzyskał przytomność minęło kilka sekund ale był pewny, że z pewnością minęło zdecydowanie więcej czasu.
Wstał otrzepał się i rozejrzał –No po prostu zajebiście-powiedział cicho na widok tego co zobaczył. Zewsząd opadały tumany kurzu a dach zamienił się w kupę gruzu … a raczej część dachu ponieważ w wyniku niesamowitej pułapki Toshiro druga część opadła w kierunku otchłani Coruscant.
-A właśnie Toshiro- przypomniał sobie o przyjacielu uwięzionym na ziemi.
Ruszył w kierunku leżącego Jedi przy okazji rozglądając się za swoim mieczem świetlnym ale nigdzie go nie dostrzegł. Gdy był już przy przyjacielu uklęknął i powiedział
- Muszę pożyczyć na chwilę twój miecz by cię uwolnić bo mój się gdzieś zapodział – w dłoni Spirita po chwili z jednego końca podwójnej rękojeści miecza świetlnego zamigotała zielona klinga -…chyba że wolisz sobie jeszcze poleżeć, bo widzę że ci tu wygodnie – dodał z uśmiechem na widok przyglądającemu się chmurom Toshiro.
14-11-2012
Kel Dor leżał spokojnie, przez krótką chwile, rozmarzony patrząc w dal.. z owego transu wybudził go głos Spirita ''oh, no i co myślisz o mojej niezwykłej pułapce? Pułapka za pułapkę, jak to mówią! Ale byłym rad gdybyś uwolnił mnie już teraz'' Po tych słowach Tőshirő został wyzwolony ze stalowych okowów, wstał, schował swój miecz za pas, wyprostował się i podziwiał z wrażeniem efekty swojej pułapki. Zniszczenia były na prawdę nie małe.. praktycznie pół budynku stało jeszcze w płomieniach ''Oho, pewnie zaraz zlecą się tu władze i media. Pamiętasz co kiedyś zrobiła jedna butelka Corrana? A Twój miecz, jest tam. Przyglądałem sięwaszej walce trochę, więc zaobserwowałem i ten szczegół. Proponuję spotkać się w barze, bo myślę, że będziemy musieli omówić kilka spraw, chyba, że znasz teraz lepsze miejsce?'' Wtedy Kel Dor jak najszybciej zszedł z budynku i skierował się do Baru u Pafiego..
14-11-2012 Sp.
Na pytanie Toshiro odnośnie butelki Corran napłynęły przeróżne wspomnienia. Sięgnął pamięcią do odległych wydarzeń które miały kiedyś tu miejsce. Przypomniał sobie wprowadzenie przez Pawlosa prohibicji, czego skutkiem był późniejszy manewr Corrana wspomniany przez Toshiro, ten pamiętny okrzyk "śmierć alkoholom!" i te nieszczęsne ofiary butelki alkoholu.
-Ooo taak...przez tą prohibicje przez większość czasu serwowano tylko soczek-po tych czułych wspomnieniach po których Spiritowi łezka w oku się zakręciła podszedł i podniósł swój miecz. Spojrzał w dal dostrzegając Bar u Pafiego, -nie znam na razie lepszego miejsca- stwierdził i ruszył w stronę "Baru u Pafiego" podążając tuż za Toshiro i w krótkim czasie zrównując się z nim.
- No to co, jak dotrzemy do "Baru u Pafiego" to po łyku bespińskiego porto i będziesz mi musiał parę spraw wyjaśnić bo dawno mnie nie było. A i po za tym to moje umiejętności trochę przyrdzewniały heh.-
Wspólnie ruszyli w kierunku wspomnianego baru.
14-11-2012
W barze panowała wyjątkowa cisza. Po ostatnich wydarzeniach, zarówno wewnątrz baru jak i przed nim, omijano owe miejsce, a tym co tędy przechodzili, strach i lęk gościł sercach. Co prawda posprzątano już dawno zwłoki po krwawej zamieszce, jednakże to nie zmieniało faktu, że ulica nadal odpychała swoim dość dużym poziomem zaniedbania. Do baru weszły dwie, zakapturzone postacie. Usiadły gdzieś w rogu, mając tym samym widok na całą przestrzeń zajmującą pomieszczenie. Wciąż panował tu chaos - puste butelki walały się po ziemi, widok połączonego rozbitego szkła i kałuży śmierdzącego alkoholu drażniły nos i oczy Kel Dora. Postanowił, że kiedy to wszystko się skończy, wróci w to miejsce i przeprowadzi szereg reform.. na szczęście chociaż miejsce, jakie sobie wybrali zakapturzeni Jedi, było w miarę czyste. ''Bespińskie porto mówisz? Jesteś pewny, że chcemy jednak dalej ryzykować i coś tu zamawiać? Wolałbym już skoczyć do jakiegoś pobliskiego monopolowego i mieć pewność, że jako tako trunek nada się do spożycia.'' Tőshirő usiadł.. a raczej padł na ową, czystą kanapę. ''Mam nadzieję, że chociaż jutrzejszy dzień będzie w miarę bardziej przyjazny. Gdy już omówimy kilka spraw, będę musiał znaleźć jakieś miejsce na wypoczynek, a stara Akademia odpada.. niestety, tamto miejsce nie jest już również bezpieczne.. zdążyłem się o tym przekonać na własnej skórze, uwierz mi. Cóż, mnie także nie było w tym miejscu już dość sporo czasu.. Akurat tak się złożyło, że spotkaliśmy się tu.. ja, Ty.. i co najciekawsze, jeszcze ktoś. Na pewno Cię to zaciekawi, że CORRAN wrócił po dwóch latach i to mniej więcej w podobnym czasie co ja i Ty. Od niego także chciałem dowiedzieć się czegoś.. ale nie zdążyłem.. ktoś mnie uprzedził..'' Wtedy spuścił lekko głowę.. ciężko było powiedzieć, czy trochę posmutniał, czy pogrążył się w myślach.. a może obie te możliwości? ''A zatem, co chciałbyś wiedzieć?''
15-11-2012 Sp.
Spirit usiadł obok Toshiro oparł łokcie na stole złożył dłonie i oparł na nich głowę również pogrążając się w myślach.
-Hmm sądziłem, że będziesz wiedzieć coś więcej. A więc powiadasz, że spotkaliśmy się w tym miejscu przypadkowo i że Corran również wrócił w to miejsce? Zaprawdę albo to naprawdę był przypadek... w co nie wierzę albo coś więcej. Gdy przybyłem z powrotem na tą planetę i w te okolice odczuwałem jakieś dziwne zaburzenia mocy, a także zewsząd nacisk ciemnej strony. To właśnie ów zaburzenia sprowadziły mnie w tą stronę. Hmm ciekawe. Mówisz, że ktoś cię uprzedził przed spotkaniem z Corranem? Wiesz może kto to był, lub masz jakieś podejrzenia? - Rozejrzał się po barze, owszem po tym co zobaczył odechciało mu się bespińskiego porto. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak ostatnie wydarzenia zdewastowały to miejsce … spojrzał przez okno … i jej okolice.
-I tak w ogóle co cię tu sprowadza? Czego chciałeś się dowiedzieć? Co niby Corran mógłby wiedzieć?
No ale skoro twierdzisz że nie zdołałeś się z nim spotkać, no to cóż domyślam się że go szukałeś a więc będziemy musieli go razem odnaleźć. Sądzisz że facet z którym się skonfrontowaliśmy znał odpowiedzi na te pytania i gdzie przebywa Corran?
Wiedział że to dużo pytań jak na tak krótki czas jaki mieli na odpoczynek i zebranie myśli ale musiał wiedzieć jak najwięcej skoro miał pomóc Toshiro w obecnej sytuacji. Spojrzał na pogrążonego w myślach Toshiro, tak on też chciał dorwać tego który za tym stoi. I on czuł jakiś częściowy smutek ale także i ciekawość i … lekkie przerażenie.
-Nasz przeciwnik lub przeciwnicy to nie byle kto –stwierdził – dysponuje prawdopodobnie dużymi środkami, człowiek z którym się zmierzyliśmy i którego załatwiłeś był dobrze wyposażony.
Ponownie spojrzał na Toshiro czekając na odpowiedzi których oczekiwał i teorie Toshiro
16-11-2012
Tőshirő siedział spokojnie na kanapie, słuchając pytań Spirita, analizując każde zasłyszane słowo.. Jeszcze na sekundę oparł głowę o miękką powierzchnię skórzanego materiału i zaczął odpowiadać: ''A więc tak.. Gdy przechadzałem się po ulicy, czystko przypadkowo zobaczyłem nieznany mi pojazd i właśnie tego Łowcę Nagród. Corran także to zauważył a potem spotkałem go na wieży, gdzie przed chwilą mieliśmy pokaz fajerwerków. Ta rzeź na ulicy to robota jego.. i moja.. cóż, mieliśmy dość patrzenia na to co tu się stało.. Później zaskoczyły nas jeszcze trzy pojazdy. Corran udał się do baru wyciągnąć informacje od tego Zabraka i dowiedzieć się kim on jest. Ja zaś miałem zająć się pojazdami. Wydobyłem od nich ciekawą informację, a mianowicie to, że zakonnicy WoH są na celownikach łówców nagród.. nie wiem od kiedy, ale wiem, że jakiś hutt wystawił za nas mocną cenę. Kiedy wróciłem, Corrana nie było nigdzie. Udałem się przy okazji do starej akademii poszukać, czy nie znajdę tam czegokolwiek cennego.. czy znalazłem tam coś cennego to przekonałeś się przed chwilą na własne oczy. A potem wróciłem do baru, po odpowiedzi.. dalej jak to się skończyło już wiesz..'' Kel Dor zamyślił się krótką chwilę.. ''Co mnie tu sprowadza po tylu latach..? Właściwie, to nie wiem do końca.. może sentyment.. Od upadku WoH trochę podróżowałem w poszukiwaniu wiedzy i ocalałych jeszcze Jedi. Cóż, inaczej teraz postrzegam otoczenie niż kiedyś.. w sumie dawniej jedyne co widziałem w tym miejscu to tylko trunki. No i w sumie mam już trzy główne cele, ale teraz zajmiemy się tym ostatnim - czyli Corranem. Być może przy odrobinie szczęścia uda mi się wypełnić także dwa pozostałe..? Czas pokaże. A jak u Ciebie? Co sprowadza Cię w te strony?''
16-11-2012 Sp.
Spirit wysłuchał Toshiro po czym rozłożył ręce i oparł się plecami na oparciu.
-Cóż teraz wszystko łączy się w całość, te gangi napadające na osoby wrażliwe na moc, mnie również chcieli zaatakować lecz mieli słabe umysły … heh i ta masakra po drodze do baru. A więc wtedy gdy wszedłem do lokalu i zauważyłem ciebie rozmawiającym z barmanem - mówiąc to uśmiechnął się na widok tej sceny, barman o mało nie zszedł z tego świata w czasie tej tak zwanej „rozmowy”
-No mieliśmy szczęście że zajrzałeś do swojego pokoju i akurat zabrałeś ten detonator … Normalnie nazwał bym cię wariatem chcącym wysadzić nie winny budynek hehe ale w tych okolicznościach miałeś cholernie dobre przeczucie Toshiro -uśmiechnął się.
-Mnie w te rejony przyciągnęły wspomnienia i tym podobne, rozumiesz ale także po trochu te dziwne zaburzenia mocy, na początku mało wyczuwalne ale od momentu przybycia na tą planetę coraz bardziej przybierały na sile, no i ta narastająca ciemna strona. Dziwne wibracje mocy przyciągnęły mnie w to miejsce i jak się okazało nie przypadkowo - wyjrzał przez okno i spojrzał w górę obserwując niebo- mam złe przeczucia. Teraz gdy wspomniałeś o Corranie … martwię się że może się to źle skończy-spojrzał na Toshiro- Chyba powinniśmy się pospieszyć jeśli chcemy go odnaleźć i dowiedzieć się komu zależy na śmierci Jedi, ale biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia.-Zamyślił się po tych słowach na chwilę i spojrzał na Toshiro.-Powinniśmy chyba już ruszyć.
17-11-2012
Tőshirő chwile patrzył na Spirita, potem to w głąb baru, gdzieś na sufit.. mimo wszystko nie umknęło mu ani jedno słowo rozmówcy. ''Tak. Z całą pewnością powinniśmy już ruszać'' Wstał i nałożył kaptur ponownie. Dwóch Jedi skierowało się po cichu do drzwi, nie zwracając na siebie za bardzo uwagi innych. Gdy tak spacerowali po ulicach i rozmyślali, Kel Dorowi przyszedł w sumie jeden pomysł do głowy, na temat tego, gdzie można byłoby zacząć poszukiwania. Jednakże dobrze wiedział, że może nie być to bezpieczna wyprawa ''Cóż, jedynym wyjściem chyba jest udanie się niżej, w głąb Coruscant.. Chociaż nie wiem czy to dobry pomysł.. Wielu Jedi z zakonu nie wróciło, kiedy byli tam posyłani, a niektórzy opowiadali także o grozie, strachu i lęku jakiego w tamtych rejonach doświadczyli. Panuje podejrzenie, że znajdziemy tam nie tylko łowców nagród.. ale i coś znacznie gorszego.. Teraz jednak trzeba skupić się na tym Łowcy Nagród, z którym mierzyliśmy się przed chwilą.. On spadł i to bardzo nisko. Nie widziałem tego, ale mogłem go jeszcze wyczuć jako tako.. Mam nadzieję, że przeżył, bo szykuję dla niego prezent od Świętego Mikołaja w formie pytań. No i ten hutt.. Nie ma rady, trzeba zejść niżej. Tam to dopiero może być rzeź..'' Tőshirő bardzo niechętnie myślał o tamtym miejscu.. Mimo, że miał doświadczenie już nie małe, to był pewien, że nigdy nie znał wszystkich tajemnic tamtego obszaru..
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tőshirő
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 754
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro 20:20, 05 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
20-11-2012 Sp.
Spirit przystanął na chwile i spojrzał na Toshiro:
-Na pewno chcesz tam pójść? Nie wiadomo co możemy tam spotkać, w dodatku z każdej strony będziemy podatni na ataki. Nawet moc nie będzie w stanie nas ochronić w tym miejscu.-
Spirit przypomniał sobie opowieści podróżnych i łowców nagród gdy bywał w różnych barach Coruscant o tym co znajduje się na sektorach znajdujących się na w obrębie Strefy ochrony obcych czy innych położonych w głębiach otchłani tego świata. Mrok ciemnej strony już dawno pochłonął to miejsce, mimo tego znał wielu jedi pochodzących z tamtych rejonów. Co prawda wielu zboczyło ze ścieżki Jedi, mimo tego o kilkunastu Jedi których znał nie mógł powiedzieć złego słowa. Bał się tam zapuszczać, bał się tego co mogło się z nim stać i tego że mogło to doprowadzić do ... nie mógł o tym myśleć. Przypomniał sobie słowa wielkiego Jedi ... no na pewno wielkiego mocą:
"Strach jest ścieżką ku ciemnej stronie. Strach do gniewu prowadzi; gniew do nienawiści; nienawiść do cierpienia." Tak, nie mógł pozwolić sobie na takie uczucia. Z tymi słowami musiał się zgodzić. Nie z każdą doktryną Jedi, które pojawiały się na przełomie wieków się zgadzał, ale ta akurat wypowiedziana przez wielkiego mistrza Yode jak najbardziej była na miejscu.
-Pamiętasz słowa mistrza Yody? Nie raz przerabialiśmy te materiały przesiadując w bibliotece.-uśmiechnął się - Stawmy czoła ciemności i sprawdźmy czy zdamy egzamin jak niegdyś wielki rycerz Jedi u Yody na dagobath- po raz kolejny uśmiechnął na chwile po czym ruszył pewnym krokiem.
- No to Toshiro, ruszajmy, czas znaleźć naszego zabrackiego przyjaciela.
21-11-2012 Sq.
Zabrak leciał w dół Courscant z zawrotną szybkością. Mijał po drodze pojazdy, których to pasażerowie przytwierdzali do szyb swoje twarze by móc dostrzec spadający obiekt. Wyglądali trochę karykaturalnie i komicznie lecz Squito nie mógł tego widzieć gdyż miał zamknięte oczy. Był w pełni świadomy ale nie poruszał się. Myślał nad swoją porażką. Zawiódł po raz pierwszy i ostatni zwłaszcza, że niedługo czeka go spotkanie z ziemią, która weźmie go w swoje matczyne objęcia i utuli do snu. Głębokiego. Wiecznego. Teraz jednak analizował co poszło nie tak w jego planie. Wcześniej też miał podobne sytuacje gdy walczył z Jedi ale ta była szczególna bowiem zawsze udawało mu się ich przechytrzyć. Dlaczego? Bo to aroganccy, zapatrzeni w swoje ideały hipokryci. Więc powinien ich zniszczyć jak poprzednich i tych jeszcze wcześniejszych i... Spadający obiekt minął 400-setny poziom ... Potem mógł jeszcze zareagować, więc dlaczego tego nie zrobił? Nie wiedzał. Zastygł w bezruchu zapewne z głupią minął jak nieraz jego przeciwnicy wpadając w jego małe niespodzianki. Nagle przypomniał sobie coś. Ci dwaj mówili o jakimś trzecim, zapewne ich kumplu o którym niby miał coś wiedzieć... 800-setny ... "Coś mi się zdaje, że ta śmierdząca, pełzająca glizda nie jest ze mną szczera"- Pomyslał gdy nagle usłyszał jakiś gwizd, który wybił go z zamyslenia. Otworzył oczy po raz pierwszy od wybuchu i zauważył, że w miejscu gdzie wcześnej były nogi teraz ma tylko male wystające z miednicy kikuty, z których na domiar złego wylatuje krew. Nie wstrząsnęło to nim za bardzo. Wiedział, że i tak zginie ale jakby z przekory wyciągnął jeden ze swoich trofeów po Jedi. Zapalił miecz i zgrabnym cięciem przy dużej pomocy Mocy przysmażył sobie rany. Na jego twarzy pokazał się grymas zadowolenia i satysfakcji. Można byłoby przypuszczać, że daje mu to wielką przyjemność. Cóż tak właśnie było. NIestety zaczął odczuwać zmęczenie wywołane nadmierną utratą krwi. I tak juz praktycznie nie żyje więc chyba może trochę pospać. Śmiech. Może przyśni mu się hutt jedzony przez wielkiego ptaka. Śmiech i echo rozchodzące się wokół. Tak to było by coś. Zamknął oczy powoli zapadając w długi spokojny sen... Obudziło go szarpnięcie. "Zaraz zerwe się na równe nogi"- przebiegło mu przez myśl. Otworzył oczy i zaśmiał się kiedy dotarło to o czym pomyślał. Ile spał? sądząc po grobowych ciemnościach i chłodzie zaraz bedzie gdzieś w połowie drogi do śmierci. Tu zapuszczają się już tylko szaleńcy albo totalni szaleńcy. Głębiej są już tylko Bezmuzgie krwiożercze wybryki natury, z którymi miał już nie raz do czynienia. Widział konstrukcje, stare lecz jak na te rejony w dość dobrym stanie. Przebiegło mu przez mysl, żeby spróbować jakoś się sie uratować. Właściwie mógłby to zrobić ale co później? Spieprzył robotę i ten larwo - pędrak mu nie odpuści. On sam sobie nie odpuści. Nagle poczuł, że wokół jego reki zaplątuje się linka. Szarpnięcie. Zmiana trajektorii lotu. Dobrze, że w porę użył Mocy bo byłoby także po jego górnej kończynie. Szczęście nie trwało długo bo oto ściana przyblizała się w zawrotnym tępię. Zdążył jeszcze tylko zachamować na tyle by nie uszkodzić się jeszcze bardziej. Zdeżenie z metalową powierzchnią odebrało mu trzeźwość umysłu, niedługo potem zemdlał.
23-11-2012 Sq.
Wszędzie ciemność. Czerń i Chłód. Kobiecy głos. Światło wydobywające się z dziwnego reflektora przed nim. Ból w nogach. Znów ten san głos. Biel. Czerń. Biel. Czerń. Poświata. ukłucie w przedramię. pochłaniająca go czerń... Głos kobiety. Jakby wydobywał się z jego umysłu. "Leż spokojnie już po wszystkim, możesz odpocząć". Ogarniająca go ciemność. Zabrak otworzył lekko oczy będąc jeszcze połowicznie we śnie. Skoncentrował się i po chwili przebudził się całkiem. Zorientował się, że leży na łóżku w pokoju ubrany tylko w szlafrok. W całkiem przyjemnym dla oka pokoju. Spróbował się podnieść ale poczuł ból pod czaszką. Jęknął przez zęby lecz po chwili rozluźnił szczękę i rozkoszował się nim. "Dawno już nie bolała mnie głowa"- pomyślał ironicznie i zaśmiał się. Nagle usłyszał kroki i zrywając się z łóżka Ręką powędrował do pasa. jego broń zniknęła. W tym momencie drzwi pokoju otworzyły się. łowca instynktownie obrócił się lekko i stając w pozycji bojowej gotowy uwolnić gniew do walki. Do pomieszczenia weszła Kobieta trzymając w rękach tackę z jedzeniem. Zaskoczyło go to lecz nadal stał gotowy by w każdej chwili zaatakować. Kobieta uśmiechnęła się do niego, obeszła go z gracją i postawiła jedzenie na stoliku. Miała czerwoną, na oko gładką skórę i jędrne ciało. Jej długie, czarne włosy sięgające do ramion przykuwały uwagę. Wydatne usta i mały nosek też niczego sobie. Emanował od niej zapach nieznanych mu roślin. Poczuł go wyraźnie gdy przeszła obok niego. Zafascynował go od razu i spowodował, że powróciły miłe wspomnienia, kiedy to wracał z jakiejś akcji. Szedł w tedy do Clubu, zamawiał sobie Whisky z lodem i rozkoszując się smakiem trunku patrzył na tancerki wyginające się na scenie. Z zamysłu wybiło go pytanie kobiety - "Widzę, że nowe nogi się sprawdzają, czyż nie? Dopiero teraz doszło do niego, co się wydarzyło. Spojrzał w dół i spostrzegł, że Ma parę nowych kończyn i do tego świetnie komponujących się z jego odcieniem skóry, w butach na pierwszy rzut oka nie byłoby można odróżnić czy są prawdziwe czy też nie. Świetna, profesjonalna robota."Mam na imię Sonia i jestem Zeltronka a ty jak ?"- zaczęła kobieta. Wiedział, że jest Zeltronką odkąd ją zobaczył więc zdziwił się, że o tym wspomniała. Popatrzył na nią z ciekawością opuszczając ręce i przybierając pogodniejszą pozę po czym rzekł -" Jestem Squito i nie mam pojęcia co tutaj robię. Poza tym znam twoją rasę. Mam tylko pytanie a mianowicie czy to twój głos słyszałem we śnie? Komunikowałaś się ze mną telepatycznie?". Zeltronka popatrzyła czule na niego a na jej twarzy zagościł uśmiech, który utrzymał się gdy odpowiedziała -"Widzę, że naprawdę "nas" znasz. Tak, to byłam ja. Zawsze tak robię gdy mam pacjenta. Uspokaja go to a ja lubię gdy ktoś nie odczuwa bólu gdy operuję. Bo widzisz strasznie nie ufam tym robotom Operacyjnym, wolę sama wszystko robić wiem wtedy, że praca będzie wykonana ze starannością. A roboty niech naprawiają roboty". Squito popatrzył na nią wdzięcznością i odparł -" Dziękuję ci za wszystko a szczególnie, za ostrożność w tych okolicach". Sonia uśmiechnęła się i powiedziała -"Bądź spokojny w "Tych" okolicach jest wszystko w porządku ale nie ukrywam, że było ciężko połączyć tak małe kikuty z twoimi nowymi nogami". Obróciła się na pięcie i wychodząc z pokoju rzuciła -"Smacznego, idę po twoje rzeczy a ty zjedz coś aby nabrać sił. Squito podziękował dostojnie i zabrał się za pochłanianie posiłku. Nie myślał teraz czy jest zatruty czy nie jak to miał w zwyczaju, nie używał nawet mocy by dowiedzieć się gdzie dokładnie się znajduje. Był głodny i musiał coś zjeść. Posilając się myślał o swojej wybawicielce. Miał tyle pytań ale musiały poczekać teraz ona była na pierwszym planie. Zawróciła mu w głowie jak żadna inna wcześniej. A może po prostu był ciekawy? zawsze lubił odkrywać a ona wydawała się taka nieodkryta taka tajemnicza. Pociągało go to. Gdy kończył jeść, znów weszła do pokoju lecz tym razem jakby ubyło jej trochę ciuchów. Przewertował ją wzrokiem i w tym momencie uslyszał w głowie ten głos. Jej głos. "Myślałeś jak by mi się tu odwdzięczyć, czyż nie?. Doskonale wiedziała, że tak właśnie było. Nie używał mocy by zagłuszyć swoje myśli. Chciał żeby je usłyszała. "Nie za gorąco jest Ci w tym szlafroku? Może go ściągniesz? Nie obawiaj się zdążyłam już oglądnąć sobie ciebie całego przy operacji i nie masz się czego wstydzić". Wcale się nie wstydził wręcz przeciwnie. Zrzucił z siebie szlafrok obnażając swoją nagość. Zeltronka powoli zaczęła się rozbierać aż nie została w samych majteczkach i staniku.(UWAGA: Nie dla dzieci xD Chcieliście Zeltronki to ja wam dam Zeltronkę muhahahaha. Z dedykacją dla Corrana, Toshiro oraz Spirita xP) Chciała by on dokończył dzieła. Squito nie ociągając się przyciągnął ją do siebie obejmując w pasie zgrabne czerwone ciało. Drugą ręką muskał ją po policzku palcami delikatnie dotykając jej ust. Dłonią za jej plecami odpiął stanik. Ich wargi zbliżyły się do siebie łącząc w namiętnym pocałunku. Usłyszał głos "Nie pozwolę Ci się zbytnio przemęczać więc połóż się a ja wszystkim się zajmę". W pierwszej chwili nie chciał się na to zgodzić ale stwierdził, że skoro zajęła się nim tak dobrze pójdzie na ugodę. Położył się wygodnie na posłaniu a Zeltronka w tym czasie ściągnęła majteczki i teraz weszła na niego z ostrożnością i wdziękiem. Zabrak dał się ponieść chwili. Przez cały czas spoglądał jej głęboko w oczy. W jej piękne turkusowe ślepka. Nie myślał teraz o Huttcie ani o tych Jedi ani nawet o swojej porażce. Myślał o Soni i tylko o niej zwłaszcza, że z taką charyzmą i zaangażowaniem wyginała swoje piękne czerwone ciało. chciał by ta chwila trwała wiecznie.
24-11-2012
Dolne partie Coruscant.. Nie ma na całej planecie bardziej niebezpiecznych obszarów. To właśnie w tam ulokowane są główne siedziby gangów największych i najznamienitszych ze swych czarnych czynów i układów. Kto wie, jakie niespodzianki i wypadki mogą przytrafić się tam przebywającym.. Kto wie, jakie tajemnice kryją owe obszary, jakie potworności mogą tam pomieszkiwać? Doskonale wiadomo, że nie wszyscy wrócili dna cało, o nie którzy przepadli na zawsze i słuch o nich zaginął. Od tych co jednak wrócili, Tőshirő słyszał nie raz o różnych, niezidentyfikowanych dziwach. Po części myśli o tym wzbudzały w nim pewne przerażenie, ale z drugiej strony także fascynacje - uwielbiał odkrywać, badać, analizować, ew. rozwiązywać problemy. Nigdy dotąd nie miał jednak okazji przekonać się na własnej skórze, co tam właściwie się czaić może w tych cieniach i mrocznych zakamarkach.
Teraz dwóch Jedi się tam wybierało. Jechali windą jednego ze słynnych drapaczy chmur w okolicy. Kel Dor wyjątkową uwagę zwrócił na wyjątkowo lśniące, błyszczące, i czyste wnętrze swojego środku transportu ''ahh.. co za odmiana.. przez moment na prawdę myślałem, że jednak bar to ''najczystsze'' miejsce na tym świecie'' zażartował. Wspomnienie tego Chissa i zestawienie cudownej windy z ohydnym barem troszeczkę go rozbawiło. Jechali bardzo długo.. mijał szereg, mogłoby się wydawać, że nieskończonych minut.. potem godziny.. Po mniej więcej półtorej godziny do windy wsiadł jakiś opryszek.. Mordę miał wyjątkowo szpetną, capiło od niego na kilometry.. dodatkowo w ręku trzymał jakieś zardzewiałe narzędzie.. prawdopodobnie nóż. Obydwu Jedi zrównało go morderczym i zmęczonym trochę wzrokiem, oznaczającym coś w rodzaju ''zjeżdżaj stąd, ty kupo banthowego gnoju.. albo zginiesz na prawdę marnie.''.. Mniej więcej po 15 sekundach wysiadł. Shiro miał już w tym momencie wręcz skakać z radości!
W końcu, po niezmiernie długim czasie udało się im znaleźć na dostatecznie niskim poziomie. Po wyjściu stwierdzili, że to co działo się przed barem, nie ma żadnego porównania do tego, co działo się tutaj - ciemno, naturalne światło bardzo słabo, albo nawet w ogóle, nie docierało w te obszary, a o oświetleniu elektronicznym można jedynie równie dobrze pomarzyć, mimo to, dało się jeszcze dostrzec stosy martwych ciał, zapach krwi, zgnilizny i brudu dawały na prawdę nie miłą mieszankę dla nosa. Nawet Kel Dor, ze swoją maską zaczynał mieć problemy z oddychaniem. Po krótkiej chwili pobytu dało się słyszeć w oddali jakieś krzyki kobiece lub męskie jęki, świadczące o dużej męce, strzały z blasterów, lub odgłosy silników śmigaczy.. z tym, że.. zbliżających się do dwóch Jedi! Tőshirő nie miał póki co ochoty na jakiekolwiek potyczki i stawiał raczej na oszczędność sił.. ''ehh, teraz to.. chodźmy szybko i ukryjmy się, na prawdę, nie mam już ochoty na walkę..'' wtedy skryli się w cieniu, gdzie światła pojazdów nie były w stanie ich dosięgnąć, przez co pozostali niezauważeni. Gdy śmigacze przejechały, Kel Dor odetchnął z ulgą, opierając się o ścianę.. Jednakże jego uwagę przykuło jeszcze jeden szczegół. Nieopodal dostrzegł leżące, trochę zniekształcone, martwe ciało. Nie umiał określić co to było, ale był pewien, że podobnego nie widział. ''Huh..? Spirit, czy widzisz to? Wiesz może co to jest?'' Wtedy wstał i podszedł bezdźwięcznym krokiem do niezidentyfikowanego obiektu. To co zobaczył trochę nim wstrząsnęło - przed nim leżało ciało martwego osobnika Rakghoula. ''Ciekawe.. Spirit, mamy przed sobą właśnie martwego osobnika Rakghoula. Myślałem, że one tylko na Taris żyją, nie spodziewałem się ich tutaj. Z tym, że to dość dziwny osobnik. Tak jakby, połączenie tej istoty z technologią Yuuzhan Vongów.. ciekawe..'' Jedi wyjął wówczas z plecaka jakieś dziwne narzędzia, wyglądał troszeczkę na podekscytowanego faktem swojego znaleziska. ''Cóż, co Cię tak dziwi Spiricie? Muszę pobrać próbki do moich badań.. ojj taak. Badania!'' Chwilę jeszcze poklęczał i ''poznęcał'' się nad owym ciałem, pobrał próbki dziwnej substancji, następnie wszystko co uzyskał bezpiecznie schował w plecaku ''Ahh, czuję, że troszeczkę się tu pokręcimy! Kto wie, co jeszcze przyjdzie nam znaleźć.'' Oczywiście, optymistyczne słowa, wielkiego, chodzącego optymisty. To było jasne, że teraz trzeba będzie mieć uszy i oczy szeroko otwarte. Może tu być praktycznie wszystko..
27-11-2012 Sp.
Spirit spoglądał na dziwne ciało i nie mógł uwierzyć, uderzył go odór jaki wydzielał Rakghoul.
-Tak to zdecydowanie jakieś monstrum do tego w połączeniu z technologią … ale jak Toshiro, myślisz że ktoś prowadzi jakieś eksperymenty? Bo chyba tak samo z siebie w formie ewolucji nie nastąpiło by to, nawet jeśli to miasto odbudowano przy pomocy technologii Yuuzhan Vongów nie nastąpiło by to tak szybko.
Śledził ruchy "naukowca"Toshiro gdy ten zaczął „majstrować” przy tych swoich „narzędziach tortur” i ciele Rakghoula. Nagle przy kolejnym ruchu Toshiro uderzył go odór z ciała monstrum po którym omal nie zemdlał, Spirit odwrócił głowę.
-Doktorze Shiro ostrzegaj przed takimi eksperymentami, nie każdy nosi maskę filtrującą.-powiedział z ironią, lekko się uśmiechając dodał cicho-czasem ci zazdroszczę.
Gdy Toshiro skończył Jedi aż o mało nie podskoczył z radości. Gdy już oddalili się na bezpieczną odległość do swobodnego oddychania odpowiedział na ironiczne słowa kolegi o zagrożeniu:
-Taa z pewnością nie jedna rzecz nas jeszcze zaskoczy, ale wracając do tego ciała wstępnie co mógłbyś o nim powiedzieć? Jeśli by wziąć pod uwage że jest to winik jakichś nazwijmy to badań to z pewnością jest ich tu więcej, wcześniej nie widziałem tu Rakghouli więc…
Jego uwagę przykuły dwa świecące punkty w oddali, koło nich pojawiły się kolejne dwa i kolejne. Nagle zaczęły znikać aż nie pozostał po nich żaden ślad. Jedi mimo pomocy mocy mało co mógł dostrzec, ale wiedział że jego towarzysz widział znacznie więcej dzięki swojej masce a dzięki o wiele bardziej wyostrzonym zmysłom także i słyszał.
- To miejsce mnie przeraża Toshiro, wyczuwam głęboko zakorzenioną ciemną stronę-obrócił się-wiesz co, wiem że nie raz udawałem że niby jestem spokojny i w ogóle nic mnie nie rusza a podczas zjazdu tu i do póki nie znaleźliśmy tego ciała byłem dość milczącym towarzyszem podróży…-
Obejrzał się i wyczuł narastające zagrożenie, zbliżające się do nich, kątem oka dostrzegł poruszenie towarzysza, tak Kel Dor już wiedział co się do nich zbliża, z pewnością to już usłyszał i dostrzegł
-Ale teraz to ty się nie odzywasz-spojrzał przed siebie-chyba ktoś nie chce nas tu widzieć co?-
Za śmiał się i sięgnął po miecz
-Chciałbym teraz być na górze, siedzieć w barze i popijać drinka spoglądając na tancerki, He-zaśmiał się ponownie- Ale wiesz nie zazdroszczę naszemu Zabrackiemu przyjacielowi, nieźle go urządziłeś, pewnie teraz nieźle cierpi tam na dole-przerwał widząc nacierającą chmarę monstrów, przyjrzał się im widząc ich teraz nieco wyraźniej, moc teraz dosłownie się przez niego przelewała. Część z nich była o wiele większa i bardziej zmutowana niż reszta włącznie z tym którego znaleźli po drodze.
Wyciszył się a gdy jeden koło nie go przeleciał, krzyknął -Toshiro uważaj! -jednocześnie przecinając drugiego na pół a kolejnemu odcinając głowę. Wyczuł że towarzysz spokojnie sobie radzi z pozostałymi wywijając podwójnym mieczem. Spirit kilka kolejnych położył bez problemu jednak gdy zaatakowały większe osobniki instynktownie sięgnął lewą ręką po drugi miecz …ale go nie wyczuł
-Cholera przecież go straciłem-Jednak nie było czasu na wspominanie i myślenie o własnej głupocie. Taka chwila konsternacji kosztowałaby go pewnie utratę ręki bądź zakażenie.
Po kolejnym ataku wykonał efektowny wyskok połączony z cięciem zakończonym utratą przez Rakghoula głowy a kolejne odpychając mocą. Jeden z Rakghouli przeleciał przez barierkę, po chwili usłyszał jakiś krzyk i coś co przypominało … eksplozje? Nie było jednak czasu na zastanawianie się, doskoczył szybko do jednego dobijając go a kolejne dwa kilkoma szybkimi ciosami pozbawił życia.
Prostując się i widząc brak zagrożenia odwrócił się –Toshiro i jak?
29-11-2012
Po tym jak Shiro rozciął jednym ze swoich skalpeli brzuch Rakghoula, nie obejrzał się, a wiedział doskonale jak Spirit zareagował. Mógł zresztą to przewidzieć i następnym razem być bardziej ostrożny w swoich eksperymentach.. ''Cóż, przepraszam za to, troszkę się zapomniałem..'' Zaczął wtedy pobierać próbki z jakimiś dziwnymi substancjami. Obejrzał swoje zdobycze bardzo dokładnie ''Z pewnością to nie jest wynikiem działania naturalnego środowiska. Ten osobnik został wyraźnie zmutowany przez technologię Yhuuzan, albo te cholery zjadły coś dziwnego.. Jednakże skłaniałbym się raczej ku tej pierwszej możliwości, a ona przeraża mnie najbardziej. To by mogłoby oznaczać, że gdzieś w pobliżu jest jeszcze jakaś baza naszych kochanych Yhuuzan Vongów. No i założę się, że ten martwy osobnik nie jest jedynym zmutowanym..''
Po serii pytań, i po tym, jak para światłem błysnęła w oddali, Toshiro wytężył wzrok i umysł.. Ale wtedy właśnie z ciemności wyłoniła się stado, tym razem żywych Rakghouli. Ponownie zaświeciły się dwie zielone klingi, a ich światło tańczyło, wraz ze światłem drugiej, niebieskiej, należącej do towarzysza. Każda z zielonych z gracją i wdziękiem przecinała powietrze, a potem flaki wielce agresywnych istot, których pazury cięły na lewo i prawo, nie które z nich wydzielały jakiś dziwny płyn, o charakterystycznym zapachu. To z całą pewnością była trucizna. Rzucił mieczem w ową istotę, unikając ataku dwóch innych. Walczący spowodował mocą, że broń wzniosła się ponownie, przecinając w połowie ciało poprzedniej ofiary, a potem kilka następnych, po czym wrócił do rąk właściciela. W tym momencie Spirit dobił ostatnią kreaturę.
Gdy walka dobiegła końca, Toshiro spojrzał na swojego kompana i skinieniem głowy dał mu znak, żeby ukryć się w ciemności, w zakątku, z którego wyłoniły się kreatury. ''fiuu.. nie wierzę, że był taki czas, kiedy potyczki z przedziwnymi istotami, takimi jak to, były dla mnie codziennością.. Jednym z testów u sithów, na korribanie, trzeba było wytrzymać całe trzy dni w jednej jaskini, bez wody, bez jedzenia, a tam roiło się od podobnych potworów..'' Odetchnął jeszcze chwilę.. wiedział, że minie trochę czasu, za nim owe dwa obiekty do nich dotrą. ''Plan jest bardzo prosty. To z całą pewnością coś więcej niż tylko gang, mają za dobry sprzęt. Jestem pewien, że przystaną tutaj i zaciekawią ich świeże ciała. Jeżeli chociaż większość, bo na pewno nie jest ich tam dwóch czy trzech, zejdzie ze śmigaczy, ja zatrzymuję czas, a ty prędko tam wchodzisz i wybijasz jak najwięcej ich. Jeden musi koniecznie zostać przy życiu. Taki atak z zaskoczenia. Myślę, że się sprawdzi.''
Minęło kilka dobrych minut, za nim można było usłyszeć dźwięk pojazdów na tyle, by mieć pewność, że są już na miejscu. Tak jak Toshiro przewidywał, to byli członkowie jakiejś większej organizacji. Śmigaczy w sumie było siedem, to nie mała liczba. Kel Dor zamknął oczy i miał już wykonać ruch, ale nagle, z drugiej strony, z zakątka korytarza, ponownie dało się usłyszeć ryk. Wtedy właśnie dwóch jedi dostrzegło otwarty właz do kanałów. Było jednak za późno na rozmyślanie, bo w tym momencie ze szczeliny wyskoczyły kolejne Rakghoule..
02-12-2012 Sp.
Spirit spojrzał w kierunku nadlatujących wrogów gdy nagle z kanałów wypełzły Rakghule. Spojrzał w ich kierunku i zaklął. Obaj Jedi zaczęli eliminować kolejno rakghule. Oboje łącząc się z mocą dosłownie tańczyli pomiędzy potworami.
Toshiro wykonywał efektowne kombinacje, cięcia i uskoki łączone z obrotami pozbawiając kilkadziesiąt Rakghuli głów i kończyn swoim podwójnym mieczem o zielonych klingach.
Ciął dwóch Rakghuli, wykonał piruet jednocześnie obracając podwójnym mieczem pozbawiając życia cztery monstra. Spojrzał na kolejną grupkę i uśmiechając się ruszył w jej kierunku a gdy uznał że w obecnej odległości jest w stanie wykonać ten manewr użył mocy przyspieszając swoje ruchy. Skoczył w kierunku sporej grupy potworów i wykonał efektowne obroty obracając mieczem i tnąc po kolei wrogów. Ostatnich dwóch potraktował mocą a gdy ci zostali powaleni wyskoczył i jednocześnie rozłączając miecz dobił monstra.
-Nie będę gorszy Toshiro! -krzyknął Spirit i pobiegł w kierunku grupki Rakghuli. Gdy był już wystarczająco blisko wykonał efektowny wyskok pozbawiając jednocześnie trzech potworów głów, gdy wylądował ciął z prawa na lewo przecinając na pół dwóch Rakghuli po czym po czym pchnął mocą Rakgula na ścianę jednocześnie przybijając go do niej mieczem. Gdy tak stał przy nim poczuł odór którym potwór zalatywał.
-Boże jak wy cuchniecie-skrzywił się Jedi.
W tym momencie poczuł wibracje mocy i już wiedział co robić. Skupił się i szybkim ruchem wyciągnął miecz z klatki potwora przyszpilający przeciwnika do ściany po czym obrócił się w miejscu tnąc dwóch wrogów na wysokości pasa … przynajmniej tak mu się zdawało, skąd miał wiedzieć gdzie Rakghule mają pas i co pod nim … w ogóle go to nie interesowało, może Toshira ale nie jego. W tym momencie z zadumy wyrwał go krzyk potwora.
- Cholera na de mną – krzyknął i gwałtownie podążając za mocą wykonał salto w tył a gdy wylądował rzucił miecz w miejsce gdzie jak przypuszczał (z lekką pomocą mocy) miał wylądować Rakghul. Miecz ze świstem przeciął powietrze odcinając Rakghulowi głowę.
Oddychał szybko łapiąc powietrze ale po chwili już jego oddech wrócił do normy dzięki szkoleniu jakie odebrał w akademii. Obrócił się śledząc swoje dzieło i skierował wzrok na Toshiro u którego przybyło ciał od momentu kiedy Spirit zauważył jego ostatnią akcje i zaczął eliminować swoich wrogów.
-Hehe niezła rzeźnia –zauważył Spirit nie wiedząc czy współczuć potworom czy raczej być dumny z tego że zakończył cierpienie tych istot, nie cieszył się, to pewne a raczej spochmurniał – powinniśmy jakoś spróbować zrobić z tym porządek, to pewne … i dowiedzieć się kto za tym stoi.
Wtedy zauważył zmierzających w ich stronę siedmiu jak przewidział już pewnie Kel Dor osobników. Spirit przygotował się zaciskając w obu dłoniach miecz.
- Wróg czy nie lepiej być czujnym -
04-12-2012
Siedem podejrzanych i nie tak słabo uzbrojonych zbliżało się do dwóch Jedi, bo oczywiście było już pewne, że ich zauważono, kiedy światła mieczy błyszczały przez mgłę w oddali. Rakghoule dawno przestały być problemem, ale co zrobić z owymi opryszkami? Kel Dorowi wpadł tylko jeden pomysł do głowy - Zostać pojmanym, tym samym trafić bezpośrednio do serca bazy wroga. Było tylko jedno ale - nie miał pewności co mogłoby się stać z jego bronią - mieczem świetlnym. Te dwa, wspaniałe ostrza, towarzyszyły mu od początków jego ''ponownych narodzin'', jak nazywał tamto wydarzenie..
Był wtedy dość młody.. Po wielu nieprzyjemnych zdarzeniach na Korribanie, jakie go niegdyś spotkały, dostąpił po raz pierwszy swego rodzaju łaski, otrzymał kolejną szansę do wypełnienia postawionego sobie celu. Stał wtedy u bram nowej drogi, otwierała się przed nim ścieżka, jakiej dotąd nie znał. To właśnie był ten czas, kiedy zaczynał swoje treningi w akademii WoH, poznał swojego Mistrza, system funkcjonowania zakonu, to początki wojownika o imieniu Toshiro..
Miał jednak nieodparte przeczucie, że ze swoją bronią nie skończy tak prędko. ''Spirit, nie ma wyboru. Trzeba w końcu zakończyć to przedstawienie i damy się im pojmać. Dziwne i może nieco podejrzenia mogłoby takie działanie wykonać, ale właśnie o to mi chodzi. Chcę wywołać dodatkowo troszeczkę zamieszania wokół siebie, dlatego nieco później powalczymy z nimi trochę wręcz, a potem celowo spowodujemy, by wygrali pojedynek'' Wtedy Kel dor wyszedł na przeciw nim, z rękoma podniesionymi do góry. Mógł teraz się przyjrzeć z kim mieli do czynienia. Każdy z nich był w dobrym stopniu zaopatrzony w sprzęt dobrej jakości, oraz każdy miał przywiązaną czarną opaskę, z białym, nieznanym wojownikowi symbolem. Wyglądało to coś jak.. czaszka w kręgu. Widząc nadchodzącego z mgły, stali w gotowości bojowej, a Kel dor znalazł się na celowniku. Jeden z nich przemówił swoim ohydnym tonem ''Kim jesteście?! I czego tu szukacie?!'' Nie zdążył dokończyć swoich pytań, kiedy odezwał się kolejny głos ''Przestań ględzić te głupoty. Zabijmy ich na starcie i po krzyku..'' Wtedy ten pierwszy, najprawdopodobniej dowódca obejrzał świeże pozostałości po ciałach rakghouli. Niemalże każdy miał wypalone rany od miecza świetlnego. ''To jeszcze świeże ciała tych dziwnych bestii.. a zatem to musiała być wasza robota.'' Kiedy to mówił, kolejny Jedi wyłonił się z mgły. Toshiro teraz mógł wykorzystać swoje umiejętności dyplomatyczne, które prawdopodobnie nigdy nie były na zbyt wysokim poziomie.. ''Spokojnie Panowie! Nie chcemy żadnych sporów!'' ''Milcz Ty bezwartościowa kupo gnoju! Teraz jesteście na naszej łasce! Przeszukać ich i wszystko co mają, do mnie.'' Obydwaj Jedi zostali przyparci do muru, skonfiskowano im całą broń i ekwipunek. Shiro jeszcze w odpowiednim momencie, dał znać szybkim, niezauważalnym dla nikogo więcej gestem ręki, że wszystko idzie zgodnie z planem. Chwilę później mogli poczuć dziwne ukłucie w szyi. Nie zdołali stwierdzić co ich ukłuło, ponieważ niemalże natychmiast zostali pogrążeni w głębokim śnie..
05-12-2012 Sq.
Zabrak obudził się po raz kolejny w Ładnym dla oka pokoju z tym jednak wyjątkiem, że do jego ciała przytulona była czerwona skóra Soni. Wczorajszej nocy przekonał się jak elastyczne potrafi być ciało Zeltronki. Uśmiechnął się na samą myśl o wczorajszych igraszkach. Łóżko niemal nie podzieliło losu Zabraka i prawie straciło wszystkie nogi. Dyskretnie wsłuchiwał się w bicie serca swej śpiącej wybawczyni. Odgarnął jej kosmyk włosów z jej nagiej piersi, by mieć lepsze doznania. Zatonął na chwilę w tym dźwięku, zatracił się w nim kompletnie. Nie był jednak dość dyskretny i Zeltronka obudziła się gdy Zabrak podziwiał jej wdzięki. Uniosła lekko powieki, zerkając na kochanka: -"Przydałoby się nam jakieś śniadanie, nieprawdaż?" Zabrak przysunął swą twarz do jej twarzy. Pogładził ją po ustach i odpowiedział: "O tak, przydałoby się uzupełnić deficyty białka." Pocałował ją w niebieskie wargi, po czym wyślizgnął się z jej objęć. Wstał z łóżka i stanął nagi nad swoją kochanką. Wciąż miał problemy z utrzymaniem równowagi po operacji. Cybernetyczne protezy jeszcze nie zsynchronizowały się z jego układem nerwowym, no i jeszcze ten miły wysiłek zeszłej nocy. Zeltronka również wstała. Nie dbając o nałożenie na siebie jakiejkolwiek odzieży wierzchniej ruszyli na śniadanie do kuchni. Roboty Zeltronki już uwijały się w smarze blachy (w sensie pocie czoła ale organiczna wersja nie leżała w kontekście,lol xD) szykując posiłek dla nagiej pary. Usiedli naprzeciwko siebie przy eleganckim, metalowym stole. Wnętrze kuchni było równie przyjemne dla oka jak sypialnia.
"Ok, było miło. Ale teraz potrzebuję odpowiedzi" - zapowiedział Zabrak. Postanowił wykorzystać przerwę potrzebną droidom na przygotowanie śniadania. Przyjemność jednym, ale wciąż był Łowcą Nagród. Ta jedna noc z Sonią sprawiła, że zapomniał przez chwilę o całej galaktyce. Liczył się tylko on i ona. Niewątpliwie wpływ feromonów połączony z jej naturalnym wdziękiem. Teraz wrócił do "rzeczywistości"i znów był bezlitosnym łowcą nagród z duszą Irdoriańskiego wojownika. Zeltronka zmieszała się trochę, jakby zawiedziona jego ostrym tonem. Poprawiła fryzurę, jednocześnie eksponując biust. Ten gest miał zmiękczyć Squito.
"W porządku. Co chcesz wiedzieć?" - zapytała niewinnie, rzucając mu drapieżne spojrzenie. Zabrak jednak nie ulegał jej wpływowi. Przynajmniej tak mu się zdawało, bo jego krocze mówiło co innego.
"Co robi tak zdolna pani chirurg z dostępem do nowoczesnych technologii w tak niecodziennym miejscu?" - wypalił bez ogródek.
Sonia spuściła wzrok i zaczęła swoją opowieść. Mówiła o tym jak pracowała dla tajnej organizacji terrorystycznej, zajmującej się tworzeniem broni biologicznej i udoskonaleń dla cybernetycznych wszczepów. Miała spory wkład w prace nad wirusem, ale gdy zobaczyła efekty swojej pracy, zrezygnowała. Ta organizacja nie wypuszcza swoich pracowników tak łatwo. Potrzebowała pomocy. Była kiedyś tancerką-niewolnicą u bogatego gangstera z Podmiasta Coruscant, Hutta. Zrobiła na nim w przeszłości spore wrażenie, więc gangster zgodził się na współpracę. Ale za coś. Kosztem jej wolności były wszelkie informacje na temat organizacji dla której pracowała i próbka wirusa z jej laboratorium. Hutt dotrzymał słowa, pomógł jej uciec, a ona osobiście dostarczyła mu żądane informacje. Wtedy też okazało się, że dana organizacja wpadła na jej trop. Hutt już dla nich pracował i nie miał innego wyjścia jak zabić Zeltronkę. Soni udało się umknąć. Nie miała środków by uciec z Podmiasta, więc już w nim została. Poprzedniego właściciela tego mieszkania zabiła. Sprzęt jakim dysponowała przeniosła z własnego transportera, który służył jej za mobilne laboratorium w czasach gdy jeszcze pracowała dla tej "złej" organizacji. Od tamtej pory się ukrywa. Rzadko opuszcza swoją kryjówkę, a jej jedynymi towarzyszami od kliku miesięcy są tylko droidy. Stad to "ciepłe" powitanie dla Squito.
Squito uznał, że usłyszał już wszystko, co chciał wiedzieć. Już wiedział co ma zrobić. Postanowił jej pomóc w walce z Huttem, uwolnić się od niego. Sam też potrzebował ratunku. Za długo był chłopcem na posyłki tego ślimaka.
"W porządku, już wszystko rozumiem" po tych słowach zachował milczenie. Testował cierpliwość Zeltronki. teraz to on był panem sytuacji.
Sonia zrobiła smutne oczy i błagalnym tonem zapytała: "Czy jest jakaś szansa na to, byś mi pomógł? Jesteś w końcu Zabrackim Łowcą Nagród. Z moimi ulepszeniami będziesz w stanie pokonać nawet Jedi."
Zabrak z kamienną twarzą i stalowym bonerem odparł: "Już podjąłem decyzję. Pomogę ci. Uratowałaś mi w końcu życie, jestem ci coś winien, prawda?"
W tym momencie na stole wylądowało śniadanie. Zabrak wchłaniał wszystko z prędkością światła. Uzupełniał deficyty białka w stylu Grylla Bears'a. Znanego Gamorreanina, który prowadzi program o tym jak przetrwać w najbardziej ekstremalnych i dzikich warunkach. Squito miał wszystie jego sezony na Red-Rayu skatologowane i uporządkowane od A jak Architekt do Z jak Zabrak. Wiedział wszystko o białku i więcej. W końcu sam był biały. Sonia też zjadła swoją porcję, ale w wolniejszym tempie. Gdy tylko skończyli jeść Zabrak wstał szybko, odrzucając na bok stół bez użycia Mocy czy nawet rąk.
"A teraz przyda mi się dodatkowa rehabilitacja, jeśli nie masz nic przeciwko"
Sonia wstała i z drapieżnym wzrokiem odpowiedziała: "Naturalnie, że..." nie dał jej dokończyć, gdyż już leżała na podłodze, przyszpilona męstwem Squito. Droidy rzucały sobie nawzajem tylko zdziwione "spojrzenia", uwijając się wokół i sprzątając burdel, który zrobił Squito, zrzucając stół z resztkami dania. Pomieszczenie wypełniały tylko przyjemne pojękiwania i ciche odgłosy serwomotorów droidów...
12-12-2012
Tylko ciemność, mrok, któremu gdzieś w oddali towarzyszyły odgłosy spadających kropel wody z jakiejś cieknącej, przestarzałej rury.. Wszędzie panował osłabiający odór, który nawet Kel Dor czuł przez swoją maskę, do tego dodać można okrutny ból w karku.. Dopiero co się obudził, a teraz leżał na zimnej powierzchni czegoś bardzo twardego i z pewnością nie zbyt czystego.. Nie miał przy sobie właściwie nic, a jego odzienie stanowiły jedynie jakieś podarte szmaty. Po przebudzeniu był lekko zdezorientowany - nie wiedział co się z nim działo, gdzie właściwie był lub tego co się z nim stało wcześniej, zanim znalazł się w tym okropnym miejscu. Nie wiedział gdzie był, dlatego nie otworzył oczu w pierwszej kolejności, a skupił się na medytacji, by popłynąć z nurtem mocy.. Uwielbiał to, w pewnym sensie ta czynność go relaksowała, pomagała odnowić siły, odświeżyć umysł.. Wiedział też teraz mniej więcej gdzie jest. Znajdował się w niedużym pomieszczeniu, które najwyraźniej było celą. Na przeciwko jego więzienia, w takiej samej sytuacji znalazł się jego towarzysz i przyjaciel - Rycerz Jedi Spirit, który od dłuższego czasu był przytomny. Tőshirő nie wyczuł w pobliżu nikogo innego, zatem zdecydował się na rozmowę ''Tak jak przewidywałem przyjacielu. Najprawdopodobniej trafiliśmy prosto w ręce wroga. O to mi właśnie chodziło. Jedyne co mnie martwi to brak naszego ekwipunku.. Chyba, że coś tutaj jednak naszego znajdziemy..'' przerwał wypowiedź, ponieważ wyraźnie wyczuł zbliżających się strażników, a po bardzo niedługiej chwili w całym korytarzu rozbrzmiały głosy szyderczych śmiechów, czasem wyzwisk no i jeszcze ten dobijający tupot, towarzyszyło temu stopniowe oświetlanie korytarza poza celami ''Jak myślisz, ile tamci dostali za tych dwóch śmieci?'' ''na pewno trochę dostali.. ponoć byli tak mocno poszukiwani przez szefa, że huhu'' ''ciekawe co przeskrobały te robale, podobno są bardzo niebezpieczne'' ''nie wiem, ponoć te gnidy załatwiły całą ulicę i kilku naszych ludzi..'' Kel Dor wtedy miał już ułożony plan w głowie, teraz tylko go wykonać, w tym celu przyłączył się do rozmowy ''Panowie! Mimo wszystko bardzo bym prosił o zachowanie jako tako kultury osobistej!! ''Robale'' Pff, sam Pan robal jesteś.'' Strażnik stanął przerażony, drugi zaś lekko się zaśmiał, co zdenerwowało trochę tego pierwszego. Wtedy a nerwy przełamały strach. ''Ooo nasze robaczki się przebudziły, dobrze, pobawimy się może trochę!'' Shiro się uśmiechnął. Teraz miał znacznie bardziej ułatwioną robotę. Wystarczyło tylko kilka ciekawych sztuczek do wykonania.. Dwóch opryszków podeszło do celi, wówczas Jedi wykonał lekki gest ręką ''A teraz otworzysz te drzwi..'' strażnik stanął całkowicie uspokojony, bez emocji. Poszukał kluczy i otworzył ciężkie, metalowe drzwi. Drugi z nich był nieco zdezorientowany sytuacją. Nie wiedział co się dzieje, zresztą nie bardzo jak miał o tym myśleć, skoro chwilę później został powalony na ziemię kilkoma szybkimi ciosami. ''Oh.. oddali strażnikom klucze. zabawne. Ciekawi mnie czy wszystkie zabezpieczenia mają takie.. beznadziejne..'' Uwolnił Spirita, wzięli od nieprzytomnych jakikolwiek lekki ekwipunek, który był dosyć ubogi - nieco bardziej bogatsze ubranie od tego co mieli na sobie, jakieś dwa blastery i paralizatory. Ale to musiało wystarczyć. Leżących na ziemi, nieprzytomnych zamknęli w celach. ''Dobra, póki co rozciąga się tu tylko jeden korytarz. Postarajmy się nie zwracać na siebie zbyt wielkiej uwagi i jak najwięcej kryć się w cieniach..''
Dwóch Jedi przemieszczało się wzdłuż niekończących się korytarzy.. czasem znalazł się jakiś patrol, ale nie trudno było go uniknąć, szczególnie że niewielka połowa była troszeczkę.. pijana. Smród tutaj niewiele różnił się od tego na dolnych partiach Coruscant, o czystości nie ma co wspominać. Z pewnością były to jakieś wyjątkowo prymitywne lochy. Nikt jednak nie wszczął żadnego sygnału lub alarmu, wszystko szło aż zbyt łatwo. Raz tylko trafili na jakąś pijaną parę, która ich spostrzegła. ''Heeejyy wyy.. nue znlam waaasssl.. lacys nowi czhy coo?'' Shiro i Spirit przystanęli. Byli trochę rozbawieni owym widokiem. ''A mozee bic se chces?! CO..?! .. hep!'' Pijak zaszarżował. Atak być może nie byłby zbyt słaby, ale tak się złożyło, że alkohol przesądził o wszystkim - w połowie drogi przewrócił się. ''Nie, dziękuję, może kiedy indziej. Wracaj do pracy a nie się opierdzielasz śmieciu, chyba że mam donieść szefowi o twojej pracy..'' odparł mu groźnie Tőshirő. Strażnik przeraził się wyjątkowo, widocznie pomyślał, że rozmawiał z osobą wyższej rangi od niego ''Tak eeest..! hep!''. Dwóch uciekinierów, po owym incydencie z pijańcem jeszcze trochę drogi przeszło, zanim w końcu znaleźli windę. Czas spędzony w owym środku przemieszczania się, był bardzo podobny do tego, gdy zjeżdżali na dno planety. Różnicą była głównie czystość i fakt częstego wsiadania i wysiadania innych opryszków..
W końcu winda zaczynała dojeżdżać do najwyższego, możliwego poziomu tego budynku. Nieco wcześniej się zatrzymała. Tym razem było coś nie tak. Wyraźnie można było wyczuć, że znaleźli się w pułapce. Gdy drzwi się otworzyły, Jedi trafili na dość niemały, dobrze uzbrojony oddział, dodatkowo wspierany przez wieżyczki blasterowe na ścianach i suficie. Dowodzący owym oddziałem wyszedł przed oddział ''Stać! Wasza piękna akcja kończy się tutaj. Nawet wy, jedi nie macie szans przeciwko nam. Dobrze wam radzę, poddajcie się.'' Tőshirő nie miał przy sobie ani miecza, ani żadnego granata. Mógł użyć mocy, ale nawet jemu byłoby ciężko wyjść z owej sytuacji cało. ''Rozstrzelali byśmy was na miejscu, gdyby nie fakt, że szef pragnie was zobaczyć na własne oczy. Nie mam pojęcia do czego moglibyście się nadać, jednakże ja tylko wykonuję rozkazy'' Kel Dor ponownie miał w głowie już plan ułożony. Właśnie na taką okazję czekał od momentu rozpoczęcia poszukiwań. Trafi prosto do celu, którego szukał. ''Nie zamierzamy się sprzeciwiać. Wygraliście.'' ponownie stali się jedynie więźniami, zakutymi w kajdany. Maszerowali przez jakiś czas, aż znaleźli się w wielkiej hali, która wyglądała jak wyjątkowo ogromny bar. Dookoła było mnóstwo podejrzanych osób, większość z nich to z pewnością wyjątkowo groźni łowcy nagród. Jak to w kantynach i barach bywało, rozciągała się wielka scena z tańczącymi twilerkami, a pod sceną horda śliniących się na widok niezwykle zgrabnych i seksownych ciał śmieciami. Jednakże głównym szczegółem, który rzucał się w oko, był bardzo gruby, odrażający hutt. Obok hutta stali Ci sami opryszkowie, którzy byli odpowiedzialni za owe porwanie. Ich dowódca miał u pasa oba miecze świetlne, które teraz najwyraźniej służyły mu jako bardzo cenne trofea. Był tam jeszcze ktoś.. zakapturzony, odziany w czarne szaty. Kel dor miał co do niego szczególnie złe przeczucia.. Jedi stali teraz twarzą w twarz z owym huttem.. ''Szefie, o to ci jeńcy, którym udało się uciec z więzień.''
14-11-2012 Sp.
"Co robić? Co robić? Myśl, myśl!!"
Stali przed odrażającym i cuchnącym Huttem, odór uderzał po nozdrzach powodując mimowolne, lekkie skurcze żołądka. Spirit odwrócił na chwilę głowę uspakajając oddech. Pozwolił by moc przez niego swobodnie przepłynęła, powodując przyjemne mrowienie. Oczyściło to jego umysł a także uspokoiło i odprężyło. Spojrzał tym razem na Hutta, nie czuł już odoru ani nie odczuwał jakiegokolwiek niepokoju.
Spokojny i opanowany rozejrzał się po kantynie, jego uwagę przykuły twi'lekańskie tancerki, zgrabnie eksponując w tańcu krągłości. Na dłuższy czas przykuły jego wzrok jednak szybko się opanował i kontynuował rozpoznanie otoczenia. W pomieszczeniu dosłownie roiło się od strażników, większość z nich nie stanowiła większego problemu, gdyby tylko zdobyli jakąś broń szybko mogli by z nimi się rozprawić. Gorzej z dwoma łowcami nagród którzy stali po ich lewej stronie przy filarach.
Ale tak na prawdę to nie nimi się przejmował ale postacią w czarnych szatach która z pewnością nie wzbudzała zbytniej sympatii.
Spojrzał w stronę Kel Dora, na postać i znów na towarzysza. Tamten kiwnięciem głowy potwierdził jego przeczucia. Toshiro również widocznie miał co do niego obawy.
-A więc co robimy? - powiedział cicho kącikiem ust - Jakaś dywersja?
Spirit spojrzał kątem oka na Twi'lekianki i widownie. Wiedział co ma robić Nikłym, mało widocznym gestem użył mocy na jednym z widzów, Zabraku. Ten po chwili obrócił się do kolegi obok śliniącego się i wpatrzonego w jedną z twi’lekianek. Krzyknął coś do niego a gdy Rodianin spojrzał się na Zabraka ten uderzył go. Zaczęła się bójka, towarzysze stojący koło nich, za sprawą manipulacji Spirita również zaczeli się okładać. Strażnicy Hutta stojący bliżej całego zajścia zaczęli ich rozdzielać ale nie przynosiło to zamierzonych efektów, a w szędzie zaczęły latać butelki, krześła a po chwili usłyszał jakiś krzyk Wookiego i przez pomieszczenie przeleciała jakaś Twi’lekianka. Spirit uśmiechnął się lekko, ale po przelocie tancerki na chwile się wzdrygnął ale zaraz potem poczuł że nic jej się poważnego niestało. Uśmiechnął się ponownie.
„Wystarczy wpleść kilku widzom w ich słabe umysły wizje, iż twi’lekianki tańczące przed nimi to ich żony i mamy oto efekt w sam ras na dywersje”. Gdy większość strażników zajęła się pacyfikacją zamieszek Spirit uznał iż mają teraz dogodną sytuacje do działania i spojrzał na Toshiro gdy nagle rozgrzmiał gromki śmiech Hutta.
To na nic małe Jedi, mam mały prezent dla was i dopilnuje by go wam dostarczono, hehehe – zaśmiał się ciężko. A postać w kapturze wystąpiła na przód, Spirit spojrzał na Toshiro a potem z powrotem na tajemniczą postać. Dotarło do niego że to co od niego bije to mrok, ciężki i zalewający całe pomieszczenie.
-Lepiej dla ciebie byś więcej nie kombinował … Jedi –
„tak, ma on zdecydowaną rację, nie wiedział czy to mężczyzna czy kobieta, nie interesowało go to teraz ale miał dziwne przeczucie że coś go łączy z …”
-Toshiro? – spojrzał na towarzysza …
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tőshirő
Dołączył: 28 Lut 2009
Posty: 754
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: Gdańsk
|
Wysłany: Śro 20:23, 05 Lis 2014 Temat postu: |
|
|
17-12-2012 Sq.
Squito podążał z Sonią przez zaciemnione, niebezpieczne uliczki Podmiasta Coruscant. Zmierzali ku siedzibie tego obślizgłego robaka, Jarx'a by skopać mu tą ślimaczą rzyć i zakosztować wolności. Squito znał te tereny jak własną kieszeń, co umożliwiło im ominięcie agresywnych stworzeń i ludzi. W czasie swojej kilkugodzinnej wędrówki natknęli się tylko na dwóch rakghouli, które szybko straciły głowy i jednego zbłąkanego bandytę. Ten miał mniej szczęścia niż pozostałe ofiary zabójczej pary. Zostawili go przy życiu i zrobili na niego przynętę na rakghoule. Sonia protestowała, ale dominująca osobowość Squita wzięła górę. Zło konieczne, odciągnie od nich część stworów.
Byli teraz przy wejściu do klubu "Zgniły Gamorreanin", który był tylko przykrywką dla bazy piratów Hutta i siedziby jego syndykatu. Zabrak wszedł do klubu nez słowa. Za nim Sonia. Bramkarze rozpoznali stałego klienta i nawet go nie sprawdzali. Kantyna jak to kantyna. Dużo przestrzeni, tłum skupiony przy barze, scena z erotycznymi tancerkami i wielki, gruby ślimak górujący nad wszystkim. Obserwował z podwyższenia swój lokal, w którym to nie chodziło o tancerki czy napiwki. Było to miejsce spotkań przestępczego półświatka. Przychodziły tu same typy spod ciemnej gwiazdy. Zabójcy, Łowcy Nagród, Bankierzy, Szaleni naukowcy no i "biznesmeni" handlujący żywym towarem i błyszczostymem. Bywał tutaj nawet sam Dr. Volt Olemort - słynny hodowca śmiercionośnych węży, którego to ksywki nie można było wymówić w obawie przed jego śliskimi wężami. Możliwe, że też brak nosa i blada cera wpływała na jego ponurą reputację...
Zabrak omiótł spojrzeniem kantynę. Ocenił sytuację, skinął głową kilku znajomym na powitanie i zwrócił się do Soni. "Wmieszaj się w tłum, staraj się nie zwracać na siebie uwagi. Postaraj się być w pobliżu, gdy nadejdzie odpowiednia pora." - polecił jej. Soni musnęła wargami jego policzek i powiedziała: "Uważaj na siebie!" Zabrak skierował swe kroki ku podwyższeniu. Odwrócił się na chwilę, by zobaczyć jak sobie radzi Soni. Nie mógł jej znaleźć, a skoro on nie potrafił, to nikt inny w tym klubie tego nie zrobi. Ponownie skupił swą uwagę na Huttcie. Stał przed nim orszak jego piratów, pilnujący jakichś więźniów w skąpych odzieniach. Kel Dor i człowiek zakuci w kajdany, zdani na łaskę Hutta. Nie poświęcił im więcej niż kilku sekund uwagi. Przed nimi stał nieruchomo jakiś zakapturzony typ. Squito wyczuwał w nim energię ciemnej strony, bardzo ciekawe. Jeśli wierzyć Mocy, to ten gość był wyjątkowo silny. Przyłączył się do orszaku, czekając na swoją kolej. Za chwilę Hutt pożegna się ze swoim oślizgłym życiem. Squito musiał tylko dostać się nieco bliżej.
18-12-2012
W jednej chwili potężny chaos, wywołany kilkoma ruchami rąk Spirita, w następnej wprowadzony porządek ponownie. W tym momencie do baru weszły dwie osoby - jakaś kobieta i.. nie było możliwości by go nie rozpoznać, to ten zabrak, z którym dwóch Jedi przeżyło nie miłą konfrontację. Wtedy całe otoczenie opanowało się w jednej sekundzie. Jakaś cząstka Kel Dora się uśmiechała w głębi.. znalazł się w niezwykle trudnej sytuacji. Bywał w gorszych i zawsze udawało mu się wychodzić z każdej takiej cało, ale dobrze zdawał sobie sprawę, że w każdej chwili nawet on może popełnić drobny, śmiertelny błąd. Pojawiło się jednak coś troszeczkę intrygującego - od łowcy nagród nadal aż zajeżdżało żądzą mordu, ale tym razem skierowana nie na Jedi a na.. hutta.. co więcej, miała trochę inny charakter niż ta, którą obdarzane były wcześniejsze ofiary. Nie zwrócił za bardzo uwagi nawet na tego, przez którego został pokonany. Interesujące.
Toshiro zamknął oczy jeszcze raz, wyciszył umysł, poddał się działaniom otaczającej go mocy, będącej częścią jego istnienia. Czuł teraz pewne połączenie, jakby wszystko co istniało - wszystkie zdarzenia, wszelki byt był ledwie jego cząstką, gotową na jego rozkazy. To Wspaniałe uczucie, nawet w takich chwilach, w jakiej znajdował się teraz. Odczuwał wrażenie, że zatrzymał cały czas, płynący wszędzie, w każdym miejscu galaktyki, a on jakby był jej centrum. Gdy otworzył oczy, siły wróciły mu ponownie i na nowo gotów stanął do działania. Wyprostował się, a jego spojrzenie spotkało się z ohydnym spojrzeniem tego.. ślimaka.
- Naareeszciee, ostatni wojownicy z tego całego WoooHuu. Muszę wam pogratulować! Niewielu Jedi zdołało zejść i przetrwać choćby jeden dzieeń, ale jednak łatwo daliście się złapać. Aż mam ochotę was wyśmiać, robale, hahahahahaha! - zadrwił sobie hutt z jeńców
- Hmh, zatem Ty musisz być Jarx, to grube, przerośnięte, wijące się coś. Przyznam, że niektóre opisy o Tobie Panie były błędne. Mimo wszystko, za dużo w nich.. cenzury..
- Żart na prawdę słaby i nieśmieszny, kel dorze. Czyżbyś nie rozumiał, że tutaj koczy się twój nędzny dotąd żywot? Zapłacono mi naprawdę piękną sumę za twoją pomarańczową główkę.
- huh? Za Twoją głowę nie widziałem nic. Wnioskuję, że nawet nie warto marnować kasy lub nabojów na coś tak równie odrażającego.
- Milcz robalu!
Nie wyciągnął od hutta wiele, a po tej zacnej konfrontacji słownej, Toshiro jeszcze bardziej wymarzył sobie by teraz znaleźć się w domu, w akademii.. a mówiąc o tym budynku, Kel Dor na niego skierował swoje myśli i w tym momencie przeszła po całym jego ciele fala dreszczu i emocji. Czuł wyraźnie, że w świątyni dzieje się coś niedobrego, nie umiał sprecyzować dokładnie co. Spojrzał jeszcze na swojego towarzysza, Spirita, potem na hutta, na mrocznego zakapturzonego, na zabraka.. nie wiedział co może zrobić, jednak coś się święciło i to wyczuł. Postanowił poczekać na dalszy rozwój wydarzeń.
20-12-2012 Sq.
Zabrak miał obmyślony plan od momentu gdy tylko postanowił ubić ociekającego śluzem ślimaka. Przez myśl przebiegł mu pomysł aby posypać hutta solą i patrzeć jak cierpi ale nie wziął go na poważnie i po chwili zwarty i gotowy szedł po odkupienie win. Musiał tylko podejść trochę bliżej tak jak to robił tysiące razy zdając raport swojemu "pracodawcy". Były tylko dwie opcje po zabiciu robaka, albo Sith rzuci się na niego i dojdzie do walki sam na sam albo bardziej prawdopodobna sytuacja rzucą się na siebie wszyscy w tej dziurze. Squito liczył na to drugie gdyż wtedy będzie mógł wymknąć się razem z Zeltronką niepostrzeżenie z Baru. Oczywiście pozostaje jeszcze sprawa sitha, który jeśli wierzyć Mocy nie jest nowicjuszem i łatwo go odnajdzie ale Squito tez nie pierwszy raz trzyma miecz w ręku i nie jedną potężną kreaturę już ubił. Zabrak podszedł do Hutta jak to zwykle robił i począł zdawać mu raport pomijając oczywiście wpadkę. Jarx popatrzył na niego hipnotyzującymi ślimaczymi ślepiami i powiedział -"Tym razem moi ludzie byli pierwsi łowco, starzejesz się chyba. Squito spojrzał na dwóch Jedi przez których stracił nogi i pomyślał -"Hmm... sądząc po sytuacji w jakiej się Ci dwaj znaleźli mogą się na coś przydać". Zabrak nie czuł złości do Kel Dora wręcz przeciwnie teraz nawet mógłby mu podziękować gdyby tylko okoliczności sprzyjały. Hutt rozwarł swą obślizgła paszczę w grymasie znudzenia i nakazał łowcy nagród zabić jeńców skoro już tu jest. Jeden z przydupasów Jarxa podał Squito miecz świetlny, którym dokonywali tu egzekucji. W jednej chwili muzyka tańce i szmery umilkły a wszyscy odwrócili głowy chcąc zobaczyć to widowisko. Squito podszedł wpierw do Kel Dora i uklęknął przystawiając mu usta do uszów. Chciał jak najbardziej wcielić sie w rolę sadystycznego Kata. Gdy tak klęczał przy jeńcu szepnął mu coś do ucha lecz nikt nawet nie zorientował się co. Hutt zdawał sie być rozbawiony tym widowiskiem niczego nie podejrzewając. Zabrak wstał, zapalił miecz i zauważył Soni zgrabnie przechodzącą przez gapiów, która odgarnęła włosy na znak, że ładunki już podłożone. -'Świetnie"- pomyślał Squito -"Jednak czegoś się nauczyłem z ostatniej porażki...". Dwoma szybkimi ruchami uwolnił Kel Dora i jego kolegę Jedi. Hutta aż zamurowało natomiast Sith stał jak gdyby nigdy nic i z zaciekawieniem przyglądał się rozwojowi wydarzeń. Squito zdziwił się równie mocno gdy sith począł cofać się do najbliższych drzwi powoli z gracją jakby tylko przyszedł na pogawędkę, która właśnie się skończyła. Zabrak rzucił się na bodygardów Hutta, nie byli oni dla niego wyzwaniem i zeszli po paru szybkich cięciach miecza. Dwaj Jedi przyłączyli się do wali ale Squito miał inny plan i teraz od Kel Dora zależało czy razem ze swoim kolegą pójdą na rękę.
Soni wyszła z kantyny zaraz po tym gdy dała znak Zabrakowi. Wiedziała co powiedział do Kel Dora: "Zapożyczyłem sobie twoje metody walki kolego, lepiej spadajmy stąd zanim wszystko wyleci w diabły, na zewnątrz czeka podwózka".
24-12-2012
Obrzydliwe ślepia hutta skierowane były teraz w stronę zabraka, którego widok nie był niczym zaskakującym dla stojących przed robalem jeńców. Jeden fakt był lekko zaskakujący dla kel dora. Od zdającego raport jakiekolwiek mocno bijące, przesiąknięte nienawiścią i gniewem emocje były niedostrzegalne, a rządca mordu teraz skierowana w inny cel. Zanim Tőshirő usłyszał w swoich uszach głos łowcy nagród i o jego zamiarach, domyślił się że ma gotowy plan działania.
Po uwolnieniu jeńców, Shiro natychmiast odskoczył na siebie i jeszcze za nim wylądował, zebrał w sobie ogromną ilość energi, która przy uwolnieniu spowodowała, że niemalże każda istota, przedmiot, droid lub strzała z blastera - wszystko co otaczało Kel Dora zostało odepchnięte i najczęściej rzucone o ścianę, przez co nic nie mogło go zranić. Fala mocy nie trafiła jedynie zabraka, Spirita i hutta. ''A Zatem, zabawę czas zacząć'' wypowiadając te słowa przyciągnął do ręki losowy blaster, leżący gdzieś na podłodze. ''Dobrze, kończmy z tym. Powiesz mi co wiesz i sprawa załatwiona, chyba że wolisz zdychać w nieco większych męczarniach, jakie najpewniej zaoferuje Ci ten pan obok'' wskazał teraz odpowiednim gestem na Zabraka. ''A więc..'' nie zdążył zadać pytania, ponieważ w tym momencie uderzył go nagły i niemiłosierny ból głowy, jakby coś chciało rozpłatać mu umysł na drobny mak. Towarzyszyło temu także mocne osłabienia wewnętrzne, wytrącając z równowagi i bardzo niskie, ale głośne dźwięki, niszczące wszędzie szyby i rozbijające szklanki i butelki. Dodatkowo wyczuł przerażająco wielki napływ do otoczenia ciemnej strony mocy i niezliczone ilości gniewu, nienawiści przeszywających całe jego ciało od góry do dołu. Cały świat dookoła dla niego pociemniał. Kel Dor słyszał w swojej głowie tysiące głosów na raz, oraz jeden, jakby nadrzędny, przewodniczy, wyzywający swą ofiarę od słabeuszy i tchórzy. ''DOŚĆ!!!!'' krzyknął głosem na prawdę potężnym i w skupieniu, używając mocy odpędził ten masakryczny atak. Wszystko ustało w jednej chwili, a otoczenie powoli nabierało ponownie barw. Próbując opanować szok, dostrzegł, że pozostali, prócz hutta, doświadczyli tego samego. ''c-co to do cholery było..'' Gdy wstał, spostrzegł, że wpadł pułapkę, otoczony podobnymi sidłami, co wtedy, gdy spowodował ogromny wybuch przeciwko Zabrakowi. To samo stało się z resztą. Do pomieszczenia wparował nie mały oddział uzbrojonej ochrony, a także ten sam sith.. tyle, że z Zeltronką jako jeńcem.
-Zamierzali wysadzić całe to miejsce i od tak sobie uciec.. słabo dbasz o ochronę Jarx - Przemówił mrocznym, groźnym tonem zakapturzony.
-Haha, jednak wszyscy wpadli w pułapkę! Wspaniale, będziemy mieć więcej zabawy.
-Wolałbym wykończyć ich wszystkich już teraz.. tak na wszelki wypadek.
-Nie! Trafią tam, gdzie znajduje się miejsce dla takich pokarmów dla banth! hehe.. nie mogę się doczekać!
-Niech więc będzie, tylko wtedy urozmaicimy igrzyska..
-Doskonale! Zabrać ich na Venatę! Nie spuszczać broni do póki nie trafią na miejsce. Łącznie z tą czerwoną paniusią. Niech dostarczą nam trochę widowiska i tam, skoro tak bardzo to lubią.
Cała czwórka maszerowała teraz przez wiele białych korytarzy, pod ścisłym nadzorem straży. Nie mogli użyć mocy, ponieważ blokowały ich owe narzędzia. Kel Dor po części nadal był zaskoczony zwrotem wydarzeń. Spostrzegł także, że Zabrak miał nowe kończyny. ''I jak tam mają się nogi, kolego? Liczyłem na to, że gdzieś Ciebie tutaj znajdziemy i jak widzę, nie myliłem się. Odłożę jednak moje dawne pytania na kiedy indziej, teraz pojawiło mi się nowe w głowie..'' Tym razem Tőshirő zwrócił się do każdego jeńca ''Co to właściwie ta ''Venata''? Podejrzewam Zabraku, że nie jesteś tu pierwszy raz, dlatego pytam..'' Wtedy usłyszał lekki lecz irytujący śmieszek jednego ze strażników.. ''zamilcz..'' Wtedy Kel Dor został lekko popchnięty.. ''eh.. Spirit, jak myślisz, dokąd oni nas prowadzą?''. Maszerowali jeszcze przez jakiś czas, aż przeszli przez nieco większe drzwi. przeszli przez kolejne pomieszczenia. Niedaleko było widać już wyjście, z którego wydobywały się coraz głośniejsze okrzyki tłumów.
W końcu wydostali się z ciemnego tunelu. Znaleźli się na olbrzymiej.. arenie. Otoczenie zostało wykonane z jednej z najmocniejszych stali - durastali i tą odmianę nawet mieczem świetlnym nie łatwo przeciąć. Dach w większości stanowiła otwarta przestrzeń na nocne niebo.. o ile wgl można było nazwać to niebem, bo i jak to bywa na tak niskich poziomach - ogromną część stanowił widok na wyższe wieżowce.. Wszystko było jednakże oświetlone mocnymi reflektorami. Dostrzegł także w górze miejsce, prawdopodobnie przeznaczone dla Vipów, ponieważ siedzieli tam hutt i sith.
-Panie i Panowie! Witam was wszystkich na codziennych rozgrywkach, na słynnej arenie Venacie! Emocje! Okrzyki! Napięcie! Venata utrzymuje to wszystko jednocześnie niemalże podczas każdej rozgrywki! Te rozgrywki jednakże są wyjątkowe! Dzisiaj swą walkę o życie odbędą osoby, które rozsiały strach swoimi w sercach swoimi masakrycznymi dokonaniami nie raz. Jeden z nich jest ten, o którym tyle słychać wśród różnych gangów, jeden z najsłynniejszych łowców nagród, który zawsze wykonuje swoją robotę należycie i z pewnym stylem.. Nikt jeszcze nie uszedł z życiem w konfrontacji z nim! Powitajmy Wielkiego SQUUUUITOOO! - Na arenie rozgrzmiały wielkie brawa i okrzyki. Tőshirő zastanawiał się, czy ma ponownie walczyć z zabrakiem, czy może od teraz są sojusznikami.. - Na ten wieczór przygotowywaliśmy dla Państwa specjalne niespodzianki, liczymy na to, że dzisiejsza rozgrywka będzie niezwykle spektakularna.. A zaprawdę powiadam wam! Będzie się działo! Oj będzie!! A więc! Zaczynajmy!!
Z drzwi na przeciw ich wyszło kilka uzbrojonych w blastery strażników. Jednym z nich był ten, co trzymał w pasie miecze świetlne Spirita i Kel Dora.. To będzie ciekawa zabawa..
28-12-2012 Sp.
Spirit maszerował koło Toshiro i Squito przez białe korytarze. Westchnął
-Nie do wiary, po raz kolejny nasz świetny plan nie wypalił - zaśmiał się
Nie czuł mocy, owe narzędzia uniemożliwiły mu wyczucie czegokolwiek, nawet najdrobniejszej cząstki mocy która ich otaczała. Nauczył się wiele podczas owych eskapad. Jego doświadczenie, wiedza, umiejętności … jednak to wszystko nie przydało się obecnie, jeszcze. Idąc korytarzem powoli układał sobie wszystko w głowie przypominając przyczyny i skutki. Dlaczego przybył na Coruscant, dlaczego ich ścigali, czemu poszedł do baru u Pafiego…
Gdy odwiedził Nar Shaddaa natrafił na ludzi takich jak Zabrak który im towarzyszy. Gdy spotkał Squito wiedział co to za typ. Jednak ich niegdysiejszy przeciwnik a obecnie towarzysz okazał się o wiele trudniejszym przeciwnikiem niż ludzie których spotkał. Wydaje się też o wiele bardziej tajemniczy, między innymi wrażliwość na moc i jak zauważył osobiste porachunki z huttem.
Wracając do Łowców, Łowcy Jedi, tak się mu przedstawili, może nie dosłownie. Padł by ze śmiechu gdyby tak po prostu stanęli przed nim i powiedzieli
-poddaj się ścierwo Jedi myśmy Łowcy Jedi są a teraz na kolana lub giń-
Nie, bez przesady, Spirit od zawsze uwielbiał w dawać się w dyskusje, nie raz dzięki zgrabnej dyplomacji, cierpliwości na którą nie jeden mistrz w akademii w czasie jego szkolenia zwrócił uwagę a także nie kiedy manipulacji mocą uchodził cało z opresji. Tym razem przydały się te umiejętności, moc tu nie była potrzebna.
Ów łowcy okazali się dość dobrze poinformowanymi najemnikami, mogli się pochwalić kilkoma ofiarami z kręgu wrażliwych na moc członków zakonu (z pewnością nie mistrzowie ale padawani i rycerze … możliwe), stwierdził, że z pewnością nie jeden z nich był świetnie wyszkolony reszta tych Łowców pewnie poluje lub czyha na innych planetach.
Usłyszał też między innymi o wysokiej nagrodzie za swoją głowę, dużej liczebności tych oddziałów to akurat z pewnością wynikało z nagrody, zawiść i niechęć do Jedi towarzyszyła większości z tych najemników.
Dowiedział się też że odpowiedzi powinien szukać na Coruscant. Nie wiedział w tedy jeszcze co czyha tam na niego. To też dlatego był dosyć zdezorientowany tym co wydarzyło się po jego wylądowaniu i obecnością Shiro. Jednakże kolejne wydarzenia zaczęły łączyć się w dość spójną całość a obecne położenie … no cóż mogło być do przewidzenia.
Wracając do Nar Shaddaa, zwykła konfrontacja była oczywista, jednak osoba która tam się pojawiła, no cóż jej się nie spodziewał, miał również nadzieje spotkać ją w centrum obecnych wydarzeń po tym jak uszła cało z potyczki. Jednak najwidoczniej była powiązana z wydarzeniami o wiele poważniejszymi niż zwykli łowcy nagród, łowcy Jedi czy jak tam się zwali.
Przed sobą miał dwóch rodianinów, jednego zabraka, Twileka, kilku droidów i jakiegoś Wookiego. Chewbaca to to nie był bo szybko padł od pocisku odbitego od jego miecza świetlnego więc za bardzo go nie zapamiętał.
Gdy dowiedział tego co miał się dowiedzieć, uznał iż można już zakończyć tą farsę.
- A więc panowie, przykro mi ale niestety muszę odmówić tej ofercie, zdecydowanie was na mnie nie stać niestety.-uśmiechnął się, zirytował ich tym z pewnością
-Nie bądź taki hop do przodu kolego-odpowiedział rodianin stojący z przodu i wycelował w niego.
Towarzysze poszli w jego ślady, jednak Jedi był szybszy. Pierwszy strzał odbił się po chwili od jego miecza, usłyszał tylko krzyk wookiego, nie zdążył nawet spojrzeć w tamtą stronę, skupił się na odbijaniu strzałów. Lata treningów się przydały, Soresu było jego atutem z zamkniętymi oczami mógł odbijać wiązki laserów, wiedział w którym momencie, która wiązka w jakie miejsce poleci i pod jakim kątem najlepiej ją odbić. Po chwili Rodianie i Zabrak leżeli martwi … nie zapominając o wookiem oraz kupie złomu.
Spojrzał się na Twileka, uniknął odbitych wiązek, schował blaster i wyciągnął z pochwy wibroostrze. Po chwili doszło do starcia, Soresu nie tylko jest atutem przeciwko blasterom, przydaje się też do walki z innym mieczem czy to świetlnym czy wibroostrzem. Walka była długa, przeciwnik był dobrze wyszkolone a jego granaty zalazły mu za skórę. Walka trwała z dobre pół godziny, wszędzie były porozstawiane pułapki a przeciwnik wykazywał się nie małym sprytem i przebiegłością. Nie raz Jedi był bliski śmierci. Musiał uważać, wykorzystując moc unikał pułapek i odrzucał granaty lub ich także unikał. Wyczekiwał odpowiedniego momentu, grał na zwłokę. Nie odzyskał jeszcze sił i pełni mocy. Jego kondycja nie była jeszcze w pełni w formie po ostatniej potyczce z Rancorem. W końcu wykorzystał moment zawahania Twileka.
Spirit wykorzystał moc przeskoczył w pewnym momencie za przeciwnikiem odpychając za pomocą mocy rzucony jeden z granatów po czym szybkim ruchem odbił wibroostrze i przeciął przeciwnika w pasie. Tak to był zdecydowanie ten moment. Uśmiechnął się, nagle poczuł coś dziwnego i znajomego … nie potrafił tego określić. Usłyszał klaskanie. Obrócił się szybko
-Genialnie, wprost perfekcyjnie choć spodziewałem się że szybciej to zakończysz-Postać stanęła i wpatrywała się w niego przez dłuższy czas. Przerażające było to iż ów mężczyzna nie wyrażał żadnych emocji, wprost nic od niego nie czuł oprócz dziwnych fal, jak przepływ informacji czy coś tym podobnego
-Twój pseudonim nie pozwolił ci na zbyt długie ukrywanie się przed przeszłością a biorąc pod uwagę twój obecny stan i to co cię czeka chyba powinieneś trochę odpocząć i pomedytować. Spirit hehe to było dosyć oczywiste uciekasz i ukrywasz się jak duch ale nie na długo - Wiedział dlaczego nic nie wyczuł to był hologram.
-Kim jesteś?, czego ode mnie chcesz?, ty odpowiadasz za to szaleństwo? - wskazał ręką martwych najemników
-Nie, ja nie wydałem takiego rozkazu, co się tyczy waszego przyjaciela to też nie ja - Spirit nie wiedział o co mu chodzi był zbity z tropu.
-Jakiego przyjaciela? O kogo chodzi? O czym ty mówisz?
-Słuchaj, znałem twoją rodzinę jeszcze za nim cię zabrali do świątyni Jedi na Coruscant więc…
-Co?
-Słuchaj nie ważne kim jestem, po prostu chcę cie ostrzec, należę do CSB, Coruscańsckiego Biura Bezpieczeństwa, podobno jakiś kartel ściga Jedi, nie mogę ci za dużo zdradzić a obecnie CSB ściga niejakiego Sunridera podejrzanego o rzeź na ulicach Coruscant nie daleko baru u Pafiego, nie tylko jego podobno widziano kogoś jeszcze. Dzieje się coś złego powinieneś odpuścić zaszyć się gdzieś. Po prostu nie chcę by stało ci się coś złego. Twój ojciec był moim przyjacielem, pomógł mi nie raz i gdy tylko natrafiłem na dane o twoich znajomych z akademii musiałem cię odszukać
-Sunrider?
-Corran Sunrider
Zamurowało go
Szedł koło Toshiro, widział wielkie drzwi i usłyszał okrzyki … okrzyki ludzi czekających na rozrywkę …i krew.
-Domyślam się Toshiro
Przeszli przez drzwi spojrzał w górę za wzrokiem Toshiro, zauważył hutta i sitha.
Hutt wygłosił swą przemowę a gdy skończył:
-EJ! Jarx! Uaktualnij swoje dane o Squito! - Hutt spojrzał się na niego a tłum na chwilę zamarł pozwalając mu dokończyć-Są dokładnie dwie osoby które uszły żywo z konfrontacji ze Squito i nawet zdołały go okaleczyć! W jesteśmy nimi Ja i Toshiro!
Hutt zaśmiał się
-To bez znaczenia bo i tak zaraz wszyscy będziecie martwi-zaśmiał się grubo a jego tropem podążył tłum rozbrzmiewając śmiechem.
-Nie mogę, przykro mi ale nie mogę tego tak zostawić. Cokolwiek miałoby się wydarzyć … po prostu nie mógł bym sobie tego darować. Zachował bym się jak tchórz. Odebrałem tam szkolenie, razem z innymi członkami zakonu. Więc jeśli to pomoże mi ich odnaleźć i w jakiś sposób im pomogę no cóż.
A jeśli chodzi o Corrana to chyba wiem jaka może być to przyczyna, chyba. Spojrzał na łowców nagród
Nasza akademia?
-Zniszczona nie ma tam praktycznie nikogo oprócz różnych najemników, gangów i tym podobnych, rozumiem cię -uśmiechnął się
-No cóż, nie pozostaje mi nic innego jak podziękować i pożegnać się z tobą. Natychmiast wyruszam
-Chyba przez ten cały czas nie zapomniałeś jak się nazywasz Co…Aeden-
Jedi obrócił się i uśmiechnął
-Nie, nie zapomniałem … Aeden Kherdan - uśmiechnął się
Mężczyzna uśmiechnął się również
-Zaopiekuj się droidem, może ci się przydać
Po czym zniknął, Spirit podszedł do małego droida, kucnął i wyciągnął ręke a droid na pajęczych nogach wdrapał się na dłoń. Jedi schował go do jednego z futerałów przypiętego do paska.
Czas ruszać na Coruscant
Stał razem z Toshiro i Squito … nie żałował …
W kierunku grupy walczącej o przeżycie podążała grupa przeciwników.
A za wielkiej bramy rozbrzmiał ryk, znajomy ryk słyszany nie raz na tatooine.
Spirit odetchnął głęboko uspokajając się spojrzał na Kel Dora a potem na człowieka który miał ich miecze, zdecydowanie powinni je odzyskać.
21-01-2013
Toshiro przestawił się na tryb obronny i przyjął pozycję oznaczającą gotowość do walki. Jeden z już nadchodzących wyjął blaster, celując właśnie w niego, lecz Kel Dor nagle.. zniknął? Takie wrażenie odnieśli, lecz tak naprawdę wykorzystał umiejętność manipulacji nad czasem, by szybko dobiec do przeciwnika. szybko Ruszył szybkim biegiem najpierw w prawo, zatoczył niewielkie kółko i ''pojawiając się'' pomiędzy nimi, wyzwolił z siebie masywną falę energii kinetycznej, by odepchnąć i wytrącić z równowagi wszystkich dookoła. Z któregoś blastera wyleciał wtedy strzał, lecz chybił, trafiając gdzieś w ścianę. Shiro nie tracił czasu, natychmiast skierował swoją uwagę ku temu, który trzymał w pasie miecze świetlne. Przyciągnął mocą wspaniałą rękojeść podwójnego miecza, a potem drugą, należącą do jego towarzysza - Spirita.
-Spirit! Łap! - Jedi złapał miecz we wspaniałym skoku ku Kel Dorowi a wtedy rozbłysły ponownie w boju, obok siebie trzy wspaniałe klingi - zielone i niebieska. Odgłosy, jakie wydawały tłumy widzów wskazywały na dość mocne zdziwienie, bo o to na arenie pojawili się po raz pierwszy Rycerze Jedi. Komentator nie pomylił się ani trochę, choć on sam był zaskoczony widokiem - Te rozgrywki będą wyjątkowe tego wieczora.
Przeciwnicy powoli wstawali ze swoich miejsc, szukając upuszczonych blasterów. Na ich oczach malował się nadzwyczajny strach i część z nich na czworakach próbowało oddalić się jak najdalej od zagrożenia. Byli też tacy odważni, co celowali w głowę Kel Dora z jednego metra, lecz tym dość szybko głowa stoczyła się na ziemię. Wówczas otworzono dwie bramy - z jednej wyleciał rój krwiożerczych, zmutowanych rakghouli, który natychmiast zaszarżował na każdą istotę stojącą na arenie, z drugiej zaś wydobył się ryk, dość znany.. należał do masywnego stworzenia, zwanego rancornem.
-Do wszystkich, którzy tutaj stoją na arenie! - Krzyknął Toshiro - Mamy szansę przeżyć i wygrać, by jednak się udało, musimy współpracować! Wszyscy!! - Rakghoule były już zaledwie kilka metrów - Blastery do ręki! Ustawić się w pozycję obronną i strzelać do każdego! My zajmiemy się obroną was. - Wielu było nieco zaskoczona słowami Tośka, lecz w obliczu tego co nadciągało, dość szybko przyznano mu rację. Padły wówczas pierwsze strzały, które niestety, nie wydawały się być szczególnie skuteczne na ten typ skóry. Padły dwa rakghoule, lecz wtedy dotarły do broniących się. Jedi starali się ochronić strzelców jak tylko mogli - Toshiro, niemalże w tańcu, powodował, że seria obrotów i podskoków i przecięć sprawiała, że wokół niego rosło powoli cmentarzysko, niestety nawet on nie mógł zagwarantować strzelcom pełnej ochrony, a znaczna część została już pogryziona i powalona na ziemię, przez zabójcze kły i pnącza zmutowanych potworów. Rancor zaś maszerował powoli, jedząc to co stało mu na drodze, łącznie z rakghoulami - żywymi lub nie. Ciężko powiedzieć czy owy jad, które wydzielały mu smakował. W końcu dotarł także do Jedi. Walnął potężną pięścią w podłogę, która zatrzęsła się i kilku straciło nawet równowagę, lecz Kel Dor i Spirit podskoczyli i z dwóch stron przecięli nogi monstrum, wskoczyli na ramiona, dokonując przy tym ostatecznej egzekucji poprzez przebicie szyi na wylot i przejechanie mieczem całej szczęki. Wielkie, brązowe bydle zostało powalone na ziemię, miażdżąc cielskiem pozostałe Rakghoule i wielu ocalałych. Została już tylko jedna osoba z tamtej ekipy, trzymająca jeszcze blaster w ręku.
-Uh.. mało brakowało.. - Westchnął Shiro - Straciliśmy niemalże wszystkich tych najemników. Obawiam się, jednak.. - skierował wzrok na największą bramę - ..że to jeszcze nie koniec..
Potężny, niezwykle głośny ryk wydobył się zza krat po raz drugi. Sama potęga odgłosu mogłaby już kogoś wytrącić z równowagi. Takie dźwięki wydawał potwór, który żyje pośród nieskończonych piasków planety Tatooine. Toshiro uśmiechnął się - Aha, mamy do czynienia z samcem chyba.. - Ryk zagrzmiał po raz kolejny, a kraty powoli zaczynały się otwierać - yy nie, pomyliłem się, to jednak samica i to wyjątkowo wkurzona. Przyjaciele, przygotujcie się na niezły sajgon..
Kraty zatrzymały się a z ciemności zaczęła wyłaniać się ogromna, zielona łapa, owiana pnączami, wydzielającymi trujące opary, równa wielkości jednemu, dorosłemu rancorowi, sprawiająca, że podłoga zaczęła topnieć przez wydzielane ze skóry substancje. Efekty ryku potwora były teraz spotęgowane, przez co ziemia zaczęła się trząść jak i ściany. Całą arenę zaczął wypełniać nie miły odór, a z klatki wyszła w pełni swojej okazałości - niebywale zmutowana technologią Yuzhan, smoczyca krayt, postrach pustyń tatooine. Ten osobnik miał rozmiary nadzwyczajne - rogi z głowy sięgały niemal sufitu. Z jej paszczy i z niemalże całej części ciała wypływała zielonkawa maź, która w zetknięciu się ze stalową powierzchnią Venaty, powodowała topienie jej powierzchni.
Toshiro rozglądał się teraz dookoła uważniej, z podwyższonym ciśnieniem w ciele. Jednym ze sposobów wydostania się stąd mógłby być odkryty dach. Znajdował się on jednak zbyt wysoko, a podejrzewał że Squito nie doskoczyłby.. właściwie to Kel Dor sam się zastanawiał, czy dałby radę skoczyć tak wysoko.. Innym wyjściem mogło się okazać poprzednie miejsce, skąd gigant właśnie wyszedł, tam z kolei zamknięto najprawdopodobniej wszystkie wyjścia no i wciąż pozostawała kwestia trujących oparów. Jego wzrok skierował się na lożę tego przeklętego hutta, który teraz śmiał się i bawił na całego, zajadając się jakimiś charakterystycznymi larwami i ku swojemu zdziwieniu dostrzegł, że nie widzi tam obok już owej mrocznej postaci, przez którą za pewne dali się tu wciągnąć. Postanowił skupić się na małą sekundę i spróbować spojrzeć trochę dalej, niż jego oczy mu na to pozwalały..
-Spirit, na pewno znasz technikę wstrzymania oddechu - Rzekł z lekkim westchnięciem Shiro - Przyda Ci się to teraz, albo Twoje płuca roztopią się pod wpływem tych oparów. Patrząc na to z perspektywy zwyczajnej osoby, nie mamy żadnych szans na przeżycie. Coś mi mówi jednak, że powinniśmy pozostać jak najdłużej, że coś się stanie.. Co do tego mam dobre przeczucia. Zaufam Mocy, tak jak czyniłem to zawsze. Plan bardzo prosty, polega w dużej mierze na uciekaniu i ukrywaniu się, lub przynajmniej na unikaniu ataków. Spróbuję jakoś uspokoić umysł tej bestii ale sam u takiego czegoś wiele nie wskóram, więc i w tym oczekuję Twojej pomocy. No to, życzę Ci szybkiej śmierci na arenie, lub dobrej zabawy. Niech Moc będzie z Tobą, przyjacielu..
Po tych słowach, smoczyca wydała kolejny ryk, zjadła głośnik, z którego wydobywał się głos komentatora i zaszarżowała.. Shiro pomyślał jeszcze tylko o jednym ''Muszę pobrać kiedyś próbki, jeśli przeżyję!''
12-01-2013
Squito nigdy nie zapuszczał się poza Coruscant, a o Kraytach słyszał tylko z opowieści przy alkoholu w knajpach. Jednak to, co opisywali domniemani "Łowcy" nijak się miało do tego co widział przed sobą. W pierwszej chwili pomyślał, że już po nim. Mógł walczyć z Rakghoulami, Cthonami, raz pokonał nawet Coruscańskiego Ogra. Rancor również nie stanowiłby problemu. Ale to? Smok Krayt i do tego zmutowany był zwyczajnie ponad jego siły. Miał wątpliwości nawet co do Jedi. Widział w ich zachowaniu strach, niepewność. A skoro nawet oni czuli strach, to sprawy naprawdę mają się źle.
-"To już koniec, prawda?" - wyszeptała mu do ucha trzęsącym się głosem Sonia. Squito miał dla niej tylko jedną odpowiedź. Stał nieruchomo, ze wzrokiem wbitym w szalejącego Krayta. Nieliczni ocalali strażnicy Areny przyłączyli się do Jedi by razem stawić czoła koszmarowi. Walczyli, ale ich szeregi szybko się kurczyły. Zabrak zamyślił się głęboko, na chwilę tracąc kontakt z rzeczywistością. Przez tę chwilę poczuł się dziwnie, jakby spadał z dużej wysokości ku przepaści, której dna nie widać. Zaraz po tym uczuciu zobaczył coś. Dosłownie przez ułamek sekundy widział coś co sprawiło, że w jego sercu znów zapłonął ogień odwagi. Ten ogień strawił strach i obudził w Łowcy Nagród inne uczucie - gniew, nienawiść. Nie pozwoli, żeby jakaś przerośnięta yuuzhania kreatura zepsuła obraz, jaki przed chwilą widział. Po tym co przeszedł, zasługiwał na to co zobaczył. Zacisnął pięści, poprawił płaszcz i przekręcił głowę, by rozluźnić mięśnie karku. Rozległ się głośny chrzęst kręgów.
-"Zabijemy to monstrum!" - odezwał się wreszcie do Soni cały czas patrząc na krwawą rzeź przed sobą. "Nie ma innej opcji. Zabijemy tego Krayta, potem Hutta i jego bandę a potem uciekniemy stąd. Najdalej jak to jest możliwe."
Soni stanęła przed nim i spojrzała mu w oczy. Z jej oczu ciekły strugi łez. Zeltroni jak żadna inna rasa była wyczulona na nieszczęście. Ich domeną była zabawa, radość, współczucie. Generalnie byli dobroduszną rasą. Widok tego monstrum i perspektywa śmierci poprzez pożarcie musiała wstrząsnąć Soni jak nigdy.
"O czym ty mówisz? Nie widzisz co się tam dzieje? Oni wszyscy giną i my też zginiemy, nie ma in.." - urwała, bo Squito porwał ją w ramiona i spojrzał wreszcie w oczy. Przytulił ją do siebie i powiedział:
"Nie zginiemy, uwierz mi. Przed chwilą miałem wizję...wizję Mocy." - powiedział. Zeltronka zamilkła ale łzy wciąż leciały jej po policzkach. "Nie znam się na Mocy, jej technikach. Znam tylko podstawy, tyle by być skutecznym łowcą i nigdy jak żyję nie miałem wizji od Mocy. Jedi mówią, że Moc ma wobec nas plany, że każdy ma jakieś przeznaczenie. Myślę, że właśnie widziałem nasze a to oznacza, że mamy przyszłość Soni. Poza tą areną, poza tym wszystkim. Uwierz mi" Otarł Zeltronce łzy gdy ta próbowała coś odpowiedzieć. Wydawała się już spokojniejsza, ale wciąż drżała. "Opowiedz mi o tej wizji" - wyszeptała. Squito odetchnął głęboko z uśmiechem i wtulił głowę Zeltronki w swoją pierś.
"To trwało zaledwie kilka nanosekund, ale wystarczyło, by dać mi nadzieję." - przerwał na chwilę, by zebrać myśli i przywołać obraz z pamięci. "Widziałem nas, razem w jakimś ogrodzie. Przytuliliśmy się do siebie i pocałowaliśmy. Wydawaliśmy się szczęśliwi. Ty płakałaś, jak teraz." - opowiedział. "To wszystko. A nawet więcej. I nie pozwolę, by to paskudztwo zabrało nam tę przyszłość."
Zeltronka przestała drżeć. Jej zmrużone oczy świadczyły o skupieniu. Dzięki telepatii i częściowej wrażliwości na Moc mogła poczuć to, co jej ukochany. Zanurzyła się w tych emocjach, wypełniła nimi i zobaczyła ten sam obraz, co Zabrak. Wciąż miała zamknięte oczy, ale odezwała się: "Tak, teraz to widzę. I chcę być tam z tobą". Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Zabrak pocałował ją w usta, a ona odwzajemniła pocałunek. Ta kilkanaście sekund zdawało się trwać całą wieczność. Trwali tak w uścisku miłości nie zważając na to, co się działo wokół nich. Galaktyka przestała dla nich istnieć. Była tylko ich dwójka i nic więcej się nie liczyło. Wreszcie pod kilku eonach oderwali się od siebie. "Naprawdę tego chcesz?" - zapytał Squito. Zeltronka tylko kiwnęła głową. W jej oczach widział żar pasji pewność siebie, może nawet trochę gniewu. Jej mina i oczy sprawiły, że wziąłby ja tu i teraz ale musiał poczekać. "Na co więc czekamy?" zapytała. Podeszła do jednego z trupów i podniosła od niego stary, dobry Karabin blasterowy E-11. Zrobiła to z takim wdziękiem, że Squito zakręciło się w głowie. By się skupić przeładował własny zdobyczny karabin i podszedł do ukochanej. Smoczyca właśnie rozszarpała kolejnego nieszczęśliwca na kawałki, rycząć przy tym tak głośno, że ściany Venaty aż się zatrzęsły.
"Bierzemy co jest nam dane...prawda?" - rzuciła. Popatrzyli na siebie ostatni raz i ruszyli naprzód, ku przeznaczeniu...
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
|
|