Forum www.jk3woh.fora.pl Strona Główna
->
''WoH RP Session'' - Notatki
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
.:.Klan.:.
----------------
.:Kodex:.
.:Squad:.
.:Hala Zasłużonych:.
.:Historia:.
Bar u Pafiego - V. Toshiro
.:Centrala:.
----------------
.:Biblioteka:.
.:Miasto:.
----------------
.:Kantyna:.
.:Warsztat:.
----------------
.:Projekt:.
''WoH RP Session'' - Notatki
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Tőshirő
Wysłany: Śro 18:32, 07 Maj 2014
Temat postu:
- Ogień.. wszędzie ogień. Niemal każdy budynek stoi w ogniu.. - Kel Dor spojrzał jeszcze raz na całą okolicę: Na płonące wieżowce, oraz rzucająca się w oczy pozostałość po skyhooku, górującym nad wielkim kraterem. Z jego ust zaczęły wydobywać się ciche dźwięki radosnego tryumfu. - Ale zrobiliśmy to.. wojna.. jeszcze jej dużo.. ale zrobiliśmy to, przyjacielu! - Jego wzrok skierował się na dryfujący w oddali, potężny okręt, z ciężkimi, burzowymi chmurami, od których odbijał się blask ognia z ziemi. - O ile w ogóle przeżyłeś..
Zaczął stawiać niewielkie kroki, usiłując ruszyć przed siebie, lecz przez doskwierające mu ogromne wyczerpanie, każdy ruch potrafił sprawić mu problem.
- Ale wygraliśmy.. galaktyka znowu ocalona.. wygra-liśmy.. wy-gra..liśmy.. - Stanął. Ponownie spojrzał przed siebie w dal. Nagle przybrał postawę, jakby w ogóle nic się nie zdarzyło wcześniej; jakby całe to zmęczenie odeszło, a siły wróciły ponownie. W tym też momencie z jego ust rozbrzmiał donośny śmiech. Był on jednakże trochę inny niż zazwyczaj.. szalony, złowrogi.. wyrażał zupełnie inne emocje.. na pewno była to radość.. ale z jakiego powodu?
Tőshirő
Wysłany: Sob 12:55, 01 Mar 2014
Temat postu:
I tak o to zjawiła się kolejna, mało przyjemna niespodzianka. Najpierw zamieszki przed senatem, których dokładny powód nie był dla trójki Jedi nawet ani trochę znany, a teraz zdjęcie jednego z najbardziej oddanych republice oficerów ze stanowiska. Ten ruch, ze strony władz, co raz mocniej utwierdzał Toshiro w przekonaniu, o kontroli wrogich sił nad senatem. Właściwie sam wybuch zamieszek i ich chaotyczny charakter przemawiał sam za siebie, nie było innej opcji. Jedi zamyślił się na krótką chwilę.. choć wyglądał na spokojnego, jak zawsze, to ostatnie wydarzenia wzbudziły w jego sercu strach i grozę. Myśl o kolejnych, nieuniknionych starciach, jakie prawdopodobnie przyjdzie stoczyć, przerażała go z każdą następną sekundą. Doskonale wiedział, jaki problem stanie mu na drodze..
- Nie mamy więc czasu do stracenia. - Kel Dor podniósł łeb z zamyślenia i spojrzał uważnie na twarze towarzyszy. Carla jak zwykle stała znudzona, oparta o ścianę, z założonymi rękoma, spoglądając na pozostałą dwójkę sennym wzrokiem, tak jakby całą sytuację miała w głębokim poważaniu. Encaitar zaś przeciwnie, stał gotowy i zwarty do działania. - Chodźmy. Chyba nie będę miał wyboru jak opowiedzieć wam po drodze moją historię od ponownego przybycia na Coruscant i sprawę dawnej wyprawy WoH na Korriban.
Gdy tak przemierzali korytarze CSB, w drodze do osobistego biura Kapitana, Toshiro opowiedział znaczną część tej historii, bynajmniej na tyle, by ukazać niebezpieczeństwo nadchodzącego zagrożenia.
- Dobrze zrozumiałem? Jakiś mega potężny lord szitów chce się nas pozbyć i wszystkich jedi? - Już podczas wyprawy na świątynię, Encaitar zrozumiał z czym mają do czynienia, a historia Kel Dora jeszcze mocniej go poruszyła.
- Jak mówiłem, nie jestem pewien, czy to konkretnie on stoi za eliminacją naszych starych kamratów, mam jednak pewność, że to co dzieje się teraz za naszymi oknami to całkowicie jego sprawka i tego jego kultu. A przynajmniej ma z tym ostry związek. Ogólnie nasze ostatnie działania nieco poruszyły politykę na tej planecie..
- Myślisz, że z powodu jakiejś starej świątyni, ludzie tak protestują? - Encaitar zaśmiał się na chwilę.
- Nie. Ale na pewno jedno z drugim ma jakieś powiązanie, choć wiem jak absurdalnie to brzmi. Ale władza nigdy nie posunęła by się do czegoś takiego, gdyby to jednak nie była poważna gra polityczna. A teraz zdjęcie Kapitana Enadiza ze stanowiska, czyli oficera, który był bezpośrednio związany z naszą akcją. Będę jak nic musiał się potem przejść do senatu. Jednakże.. - Jedi trochę głos słabł. - muszę przyznać, mamy problem. Jeżeli ktoś taki jak Darth Iratus jest w to faktycznie zamieszany, a z Encaitarem dobrze widzieliśmy, że jest, to mamy ogromny problem.. - Toshiro wziął głęboki wdech i ponownie wpadł w krótką chwilę zamyślenia.
- No to co, mamy kolejne zadanie, lecimy, ubijamy szita i po problemie. - Rudowłosy rozciągnął trochę ręce, tak jakby zaraz miała zacząć się jakaś akcja.
- Gdybyśmy mieli jakieś szanse, nawet razem, w ogóle stać przed nim przez minutę chociaż, to może moglibyśmy też mówić coś o jego ubijaniu. - Toshiro co raz mocniej wyglądał na załamanego sytuacją.
- Co za problem? Szity to nasza specjalność.
- Nie masz pojęcia, o czym my mówimy - Kel Dor pokiwał głową w przeczeniu. - Nie wiem czy istnieje potężniejsza istota w tej galaktyce, destrukcja to jego drugie imię. On sam jest śmiercią, ciemnością i destrukcją! W obecnej sytuacji, mógłby bezproblemowo sobie przylecieć i zrównać całe miasto planety z ziemią!
- Ojoj..! Jakiś Kel Dor nam tu siusia w majtki! - Po raz pierwszy w tej konwersacji odezwał się jej kobiecy głos. Toshiro na początku, gdy usłyszał te słowa, miał ochotę wrzasnąć, tupnąć nogą i obrazić się jak małe dziecko. Jednakże natychmiast się uspokoił, a nawet zaśmiał się z samego siebie. Choć faktycznie Carla wyglądała cały czas na tak samo znudzoną całą sprawą, to zaczęła się przejmować tym tak samo jak pozostała dwójka.
- Cóż.. - Zaczął ciągnąć łagodniejszym tonem. - .. może macie rację? Może faktycznie niepotrzebnie panikuję. Po prostu chodźmy dalej.
Ochrona z początku nie chciała wpuścić trójki do biura Kapitana, lecz gdy Carla wyszła im na przeciw i przeszyła ich mizerne ciała swoim wzrokiem, przepełnionym istnym szaleństwem i mordem, natychmiast odpuścili. Mało tego, odmaszerowali na przerwę obiadową. Choć Carla wcale nie należała do najbrzydszych kobiet, a przeciwnie - miała trochę kształtów i uroku, to czasem potrafiła stworzyć coś co wzbudzało strach nawet w najgłębszych czeluściach serca każdej żywej istoty.
Kapitan siedział na swoim fotelu, skupiając swoją uwagę jedynie na jakimś datapadzie, po którym coś intensywnie bazgrał. Kiedy jednak znajomi Jedi zjawili się w jego progach, podniósł się energicznie i raptowanie.
- Ah Toshiro! Chłopcze! Gdzieś się podziewał przez ten czas? - Niewielki uśmiech pojawił się mu na twarzy.
- Przepraszam Kapitanie, nie mam jednak do końca czasu teraz na dokładniejsze wyjaśnienia jak wydostałem się ze świątyni, mamy duży problem!
- Problem mówisz? - Kapitan podszedł do okna, za którym rozciągała się panorama Coruscant, teraz pogrążona w ogniu, dymie i chaosie. - Nie mam pojęcia, o jakim znowu problemie mówisz.
- Nie mówię o tym konkretnie Kapitanie, bardziej chodzi mi o coś, co dokładnie za tym stoi, proszę mi wierzyć.. - Toshiro dalej ciągnął swoje zdanie - ..sprawa jest znacznie poważniejsza, niż te zamieszki za oknem!
- Cała planeta jest pogrążona w jednej wielkiej wojnie domowej. I stało się to w przeciągu kilku minut. Masz może na to jakieś wyjaśnienie?
- Kapitanie, jeżeli moje przypuszczenia są słuszne.. - W tym momencie odezwał się krótki sygnał z holocalla.
- Mów! - Kapitan wydał komendę.
- Kapitanie! - Na holocallu ukazała się jedna z recepcjonistek budynku. - Do budynku wdarli się uzbrojeni, w białych mundurach wojskowi! Szukają Pana! Nie mogłam ich nie wpuścić! Zabezpieczają cały budynek!
- W porządku. - Odpowiedział spokojnie Enadiz. - Wpuścić ich, nie podejmujcie żadnych ofensywnych działań.
Po tych słowach Kapitan rozłączył się. Wziął długi wdech i wydech. Spojrzał na Jedi pytająco.
- To co? Jaki macie plan?
- Cholera.. - Encaitar spojrzał na sufit.. - mogliśmy się tego spodziewać, Tosiek. - Toshiro wyglądał na zamyślonego ponownie. Ciężko było faktycznie cokolwiek wymyślić w tej sytuacji.
- Poczekajmy po prostu. Niech przyjdą. - Zaczął wywód Tosiek. - Raczej nie będą od razu strzelać do Kapitana, prędzej będą chcieli pojmać Pana na przesłuchanie. Wątpię jednakże, żeby udało nam się rozwiązać to pokojowo.. no i nadeszła okazja na zdobycie zakładników, nie sądzicie?
........................................................................
- Niewykluczone, Mój drogi Toshiro, że weźmiemy faktycznie weźmiemy kilku zakładników. - Odpowiedział spokojnym tonem Kapitan Enadiz. Zachowywał postawę niewzruszonego, jakby owej inwazji w ogóle nie było. W całym towarzystwie jednak jedynie Carla myślała teraz o takich rzeczach. Patrzyła na Kapitana przenikliwym wzrokiem i nieskrywanym uśmiechem jednocześnie. Adresat odwzajemnił to jedynie niewielkim zmarszczeniem brwi.
- Chciałabym pooglądać dalej ten teatr - wojowniczka ziewnęła przez ogarniające ją nudy. - i zobaczyć jakieś urzekające walki..
- Carlo, bądź w gotowości, nie wiadomo z jakim uzbrojeniem nam się ukażą. - Odpowiedział Kel Dor, stając w pozycji bojowej, przygotowawczej do ostrej defensywy.
Po odgłosach strzał z blasterów, można było się domyśleć, że wrogie jednostki zbliżają się do swojego. Wszyscy obecni w pomieszczeniu byli gotowi do starcia. Encaitar sprawdzał jeszcze w niektórych miejscach swój ekwipunek, gdzie poznajdywał kilka przydatnych przedmiotów do późniejszej, ewentualnej ucieczki. Carla oczywiście stała w boku i ziewała. Po niedługim momencie do biura weszło około dziesięć uzbrojonych jednostek, odzianych w białe mundury i ktoś, kto przez liczne wzory i ozdoby na mundurze, wyglądał na nieco wyższego rangą. Żołnierze rozstawili się równomiernie po obydwu stronach, a oficer wyszedł na przód.
- Kapitanie Enadiz, pójdzie pan z nami.
- Ja mam troszeczkę inną propozycję. - Przemówił Toshiro, trzymając rękę przy pasie, do którego przymocowany był miecz. - Opuścicie broń, zostaniecie i odpowiecie na kilka moich pytań. Co wy na to?
Na młodej, lecz pełnej żądzy krwi twarzy oficera, pojawił się dodatkowo szyderczy uśmiech.
- hah, zejdź nam z drogi kosmito, póki jeszcze nie wydałem rozkazu rozstrzelania was wszystkich.
W tym samym momencie Kapitan Enadiz podszedł z powrotem do okna, stając plecami do wszystkich obecnych w pomieszczeniu.
- Nie traćmy więcej niepotrzebnie czasu.. - głos Szefa CSB rozbrzmiał echem w biurze, a jego ręka powędrowała do pasa z blasterem, kiedy wszyscy Jedi byli skupieni na nowo przybyłe jednostki. Gdy już zaczął ładować blaster, Carla nagle się ożywiła i użyła mocy telekinezy, by ową broń wytrącić z ręki Enadiza. Następnie z niewiarygodną szybkością ruszyła ku niemu, wycelowała pięścią prosto w twarz, by wykonać serię kolejnych ataków, składających się z kolejnego uderzenia pięścią i kopniakiem w brzuch, co miało generalnie sprowadzić Enadiza do unieszkodliwienia. Enadiz jednak uniknął bez problemowo pierwszego ataku, odsłaniając lekko głowę, przez co pięść Carli powędrowała w powietrze, zaś drugi atak zatrzymując jej pięść dłonią. Nie uniknął jedynie kopnięcia w brzuch. Ten jeden jednakże cios nie był w stanie go obezwładnić. Carla lekko podskoczyła, dokonała obrotu w powietrzu, by tym razem celnego kopniaka wymierzyć prosto w szyję. Enadiz zatrzymał jednakże i ten atak i sam zadał cios pięścią w kontrataku, który Carla zatrzymała dłońmi.
- Zabić ich! Wytępić tych Jedi! - wykrzyczał szef CSB. Toshiro i Encaitar byli zdezorientowani, przez pierwszą sekundę. Szybko się jednakże ocknęli i dobyli broni, podejmując walkę z wrogimi oddziałami. Klingi mieczy świetlnych poszły w ruch, tak samo jak strzały karabinów blasterowych. Encaitar sprawnie unikał i odbijał kolejne strzały, oraz przebijał kolejno żołnierzy. Toshiro rozpoczął swój majestatyczny taniec na wojennym parkiecie, wspomagając się mocą - przyspieszając siebie i spowalniając wroga, a zielona klinga miecza zaczęła wirować na polu bitwy.
Carla odskoczyła na metr od Enadiza, a potem ponownie go zszarżowała, tym razem blokując jakkolwiek jego ręce.
- Nigdzie nie uciekniesz, mój drogi kapitanku, a jeżeli już, to wysadzisz w tym budynku tylko siebie.
- Do prawdy, Carlo? Obawiam się, że już mi się to udało. - W tym momencie z jego rękawic wyłaniały się jakieś fale, które ogłuszyły Carlę na dwie sekundy. To wystarczało jednakże, by wykonać szybki kontratak i odepchnąć ją od siebie. Wtedy też wyjął z paska dwa granaty, które odpalił równie szybko, jak je wyjął. W efekcie, wszyscy obecni, po za Enadizem, zostali ogłuszeni przez fale dźwiękowe, zaś moc granatu odłamkowego wybiła całą szybę. Enadiz wtedy skorzystał z okazji i.. wyskoczył przez okno. Spadając, uaktywnił linkę, dzięki której przyczepił się do ścian budynku. Toshiro obudził się jako pierwszy. Natychmiast wybiegł przez szybę i również za pomocą linki przyczepił się do ściany. Znajdował się w odległości 20 metrów od osoby, za którą rozpoczął pogoń. W tym momencie podleciał republikański shuttle, który zabierał Kapitana.
- Nie dzisiaj, Chłopcze! - krzyknął Enadiz i wsiadł na pokład statku, który odleciał.
- Szlak by to trafił.. - wypowiedział pod nosem Kel Dor i wrócił na miejsce dawnego biura.
- Tosiek, zmywamy się stąd, natychmiast. - wyrzuciła szybko Carla. - Jak widzisz, padliśmy ofiarą fake'u.
- Encaitarze. - Rzucił Toshiro. - Co wiesz o lokalizacji Corrana?
- Jest on zupełnie w innym budynku.. - Odpowiedział Encaitar, który natychmiast po zadanym pytaniu, ożywił się.
- Ja bym proponowała znaleźć na starcie jakiś azyl. Chodźmy w końcu!
.::
CODEX
::.
Concussion grenade
Fragmention grenade
Stun!!
Tőshirő
Wysłany: Pon 1:19, 23 Gru 2013
Temat postu:
Wszyscy pasażerowie dotrwali do końca podróży, z jednej dzielnicy do drugiej w ciszy i starano się nie poświęcać obecności Kel Dora większej uwagi. Pojazd, na którym obecnie siedział Toshiro, kierował się w stronę kolejnej dzielnicy, znacznie bezpieczniejszej od tej, na której obecnie trwają walki na dużą skalę. Najbardziej zagrożonym miejscem były okolice dookoła siedzib władz, gdzie krwawo tłumiono wszelkie przejawy zamieszek. Atakowani byli wszyscy - każdy cywil, niezależnie od pochodzenia czy od poglądów politycznych, który stanął na drodze jakiemukolwiek strażnikowi, został potraktowany okrutną śmiercią. Mimo tych demonstracji, nie były w pełni jasne cele i motywy strażników - było pewne, że nie chodziło o jakikolwiek bunt, jaki został akurat ukazywany, rząd zawsze w inny sposób wolał rozwiązywać takie problemy, bardziej humanitarny. Kel Dor zrozumiał nieco więcej, kiedy znalazł się na otwartej przestrzeni między dwoma dzielnicami, skąd można było zobaczyć ogień, dymiące wieżowce i latające jednostki nad innymi dzielnicami w oddali, nie tylko nad budynkiem senatu.
Pojazd, po stosunkowo krótkim, do innych taksówek, czasie, zatrzymał się i nastąpiła wymiana pasażerów. Okazało się, że maszyna, na której znajdował się teraz Kel Dor, leci jeszcze dalej i przelatuje przez okolice Głównej Kwatery CSB. Tosiek miał pojęcia, czy ma się cieszyć - trasa podróży jedynie przechodziła przez główny jego cel, nie było nigdzie w okolicy przystanku, gdzie owa taksówka miałaby się zatrzymać. Z pokładu zeszli poprzedni osobnicy, w tym Ithorianka. Nim weszli nowi, Shiro postanowił skorzystać z okazji i zająć sobie jedno z miejsc po boku, będące nieco bardziej wygodne niż np. podłoga. Gdy drzwi się otworzyły i wkroczył pierwszy nowy pasażer do pojazdu, na Jedi nagle zstąpiło jak grom z jasnego nieba dziwne, lecz znajome odczucie. Czuł coś, czego nie można od tak przeoczyć, o czym nie można by było przez lata zapomnieć. Koło Kel Dora usiadła zakapturzona postać, owiana ciemno brązowymi szatami. Z pod szat jej wyłaniały się ledwo dostrzegalne, bo dobrze ukryte, przebłyski pancerza z dość wyjątkowej i niezwykle rzadkiej stali Mandalorian - Beskar'a. Toshiro, choć niewiele zobaczył, poznał na starcie każdy element ułożenia i każdy szczegół, po za tym na całej planecie znał tylko jedną osobę, która była w posiadaniu pancerza z tej stali. Twarzy owej osoby stała się niedostrzegalna w pełni - po za szkarłatnymi ustami, na których malował się lekki, kobiecy, szyderczy uśmieszek. Usiadł wygodnie na swoim siedzeniu, również uśmiechnął się pod maską i poprawił przykrycie swojej czarnej zbroi szatami, zakupionymi wcześniej od durosa - menela. Gdy pozostali pasażerowie zajęli miejsca, pojazd w końcu wystartował.
- Dość ładna pogoda tego dnia zaszczyciła nasze skromne oblicza, moja Pani! - Przemówił Kel Dor, do osoby siedzącej obok, nie zmieniającej jakiegokolwiek elementu ustawienia swojej twarzy. - Choć minęło już trochę czasu, okoliczności jak zwykle bardzo sympatyczne! - Uśmiech osobistości kobiecej nieco się rozszerzył. Nadzwyczajnie melodyjne dźwięki, mające moc ukojenia dla uszu, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach, zabrzmiały, gdy padły pierwsze słowa od niej.
- Nadal na każde powitanie trzymasz swoje żarty w zanadrzu. - przemówiła do Jedi. - Nie powiedziałabym, że minęło go jakoś specjalnie dużo. Może dwa lata? To chyba niewiele, młody Toshiro.
- Nigdy nie spodziewałbym się takowej osobistości w tych okolicach, byłem przekonany, że pozostali członkowie RJO już dawno opuścili te miejsca.. Chociaż jak tak patrzę.. - wzrok Kel Dora zaczął wędrować od dzielnicy do dzielnicy, po senat i do kolejnej dzielnicy stojącej w ogniu - nie muszę chyba wiele się domyślać.. W końcu takowe sprawy, to sprawy także tego zakonu, prawda? Moja droga Carlo? - Po tych słowach nastała krótka chwila milczenia. Rozmówczyni postanowiła odsłonić kaptur, z pod którego wyłoniły się długie, brunatne, falowane włosy, a ich połączenie z jej charakterystycznymi, hipnotyzującymi, żółtymi oczami oraz gładką cerą, dawały niesamowity urok. Taka była z wyglądu twarzy Carla.
- Proszę Cię, Tosiek.. Znasz moje podejście do tego czarnucha - Miszy i jego walniętych pomysłów. - odrzekła, nieco sfrustrowana - Nie mam zamiaru wykonywać jego rozkazów.
- Huh? Czyli Misza i RJO nadal działają w polityce? Byłem pewien, że wszystkie zakony jedi na Coruscant zostały wyeliminowane..
- Bo tak jest. Ani RJO ani żaden inny zakon nie funkcjonuje już. Wszystkie zostały wyeliminowane. A po za tym.. - spojrzała nieco groźnym wzrokiem na Shiro - Może Ty mi powiesz, co tu właściwie się dzieje?
- Oh.. czyli wiesz tyle samo co ja, czyli nic właściwie. Pierwszy raz na ulicach naszej planety widzę spustoszenie na tak wielką skalę.. i mam podstawy, by przypuszczać, że mocno związani są z owymi działaniami kultyści sith.
- Huh? - Carla spojrzała na Tośka, z coraz bardziej zaciekawionym wyrazem twarzy - mów dalej.
- Udało nam się spotkać jednego Lorda Sith..
- Ehh.. jedna jaskółka wiosny nie czyni, wiesz o tym?
- .. Musiałbym opowiedzieć Ci całość! Póki co, mogę wyjawić, że zmierzam do Głównej Kwatery CSB.
- Kwatera Główna CSB?! Nono, nie wiedziałam, że aż tak mocno Cię do polityki ciągnie..!
- Ym.. - spojrzał nieco zdezorientowany - Zapewne skrót CSB nie jest Ci obcy, więc.. co ma CSB do polityki?
- Wszystko!! I nic jednocześnie! CSB jest zapewne pewnym organem wojskowym, więc wojsko jest nad nimi, a wojsko ma dużo ostatnio do powiedzenia, nie sądzisz? - wskazała na czerwone, stojące w ogniu budynki.
- Możliwe.. nie mieszam się w to zbytnio, przynajmniej nie mieszałem do dziś..
- A więc po co wróciłeś na Coruscant? Z tego co pamiętam, odleciałeś tu i tam.
- Zgadza się. Właściwie, nie mam pojęcia po co wróciłem, coś mi podpowiadało, że należałoby w końcu. A teraz gonię za moim starym Mistrzem po całej planecie..
- Mistrzem? Mówisz o tamtym Corranie, z WoHu?
- Zgadza się. Duchy przeszłości ponownie mnie prześladują. A Ty? Jaki jest Twój cel tutaj?
- Prawdę powiedziawszy - Jedi spojrzała tu i tam na widoki w oddali - nie mam za bardzo celu podroży. Generalnie trochę mi się nudziło ostatnimi czasy i zaciekawiło mnie troszkę co tu się właściwie dzieje. Nie będziesz miał nic przeciwko więc, jak przelecę się troszkę z Tobą? Nie? Super! - Nie dała wtedy nawet dojść Toshiro do głosu.
- ..yy taak..
Podróż trwała trochę czasu jeszcze, nim dolecieli na miejsce. Gdy znaleźli się przy okazałej budowli kwatery, nakazali zatrzymać się kierowcy. Udali się do środka. Po drodze próbowano ich zatrzymać przez straż wejściową, ale bez skutku - Kel Dor i Carla pędzili ku biurze Kapitana Enadiza.. Przemierzali masę korytarzy, zanim dotarli do biura głównodowodzącego, gdzie również nie chciano ich wpuścić. W pokoju odbywały się jakieś wyjątkowo ważne dyskusje i jakakolwiek przeszkoda, mogłaby bardzo negatywnie wpłynąć na funkcjonowanie policji, aczkolwiek tak było zazwyczaj do dziś. Teraz jednak sytuacja była wyjątkowa. Toshiro nie miał zamiaru jakkolwiek użerać się z ochroną, dlatego po prostu odepchnął wszystko i wszystkich na bok, torując sobie i towarzyszce przejście. Po drodze udało im się spotkać rudowłosego rycerza - Encaitara. Encaitar spacerował w tę i we wtę, z miejsca na miejsce, utrzymując posępny wyraz twarzy.. Ożywił się nieco na widok starego przyjaciela.
- Encaitar Shaor! Witaj ponownie! - Padła zwyczajnie radosna i krótka przemowa Tośka. Encaitar był uradowany widząc dawnego kamrata żywego.
- Gdzieś Ty się podziewał tyle czasu.. i widzę masz dość.. interesujące towarzystwo.. - Rudowłosy żołnierz spojrzał na Carlę z niemałym zachwytem, na co ta odpowiedziała miną w stylu ''tak? serio? jesteś żałosny gościu''.
- Tak, poznajcie się, Carlo droga, to Encaitar Shaor, jeden z żołnierzy w CSB, dawniej członek DoHu, o którym myślę, że słyszałaś. Encu, o to Carla.. myślę, że te legendarne pięć liter mówią same za siebie wszystko i nie muszę jej bardziej przedstawiać, prawda? - rzekł Kel Dor, nie kryjąc uśmiechu. W kolejnej chwili spoważniał do dość dużego stopnia. - Nie mamy więcej czasu do stracenia, muszę widzieć się z Kapitanem Enadizem, teraz! I co ze Spiritem oraz M. Corranem? Nie widzę tu Spirita, a Corran mam nadzieję, że jest obecnie w jakiejś dobrej bactcie!
- O nic się nie martw - Odpowiedział Encaitar - wszystko w tej kwesti.. Aczkolwiek Twój dawny Mistrz nie jest teraz naszym największym zmartwieniem, nie sądzisz? Mamy bardzo złe wieści. Kapitan Enadiz został oficjalnie zdjęty ze swojego stanowiska.
To Be Continued..
Tőshirő
Wysłany: Nie 22:58, 08 Gru 2013
Temat postu:
Na powierzchni planety wybuchła na wielką skalę wojna domowa. Budynki dookoła biegnącego Toshiro, zaczynały ginąć w płomieniach, jak drewno zapałki. Nowa policja stosowała wyjątkowo nieprzyjemne środki. Atakowali wszystkich, kogo znaleźli w swoim zasięgu, nie ważne czy była to osoba uzbrojona, czy nieuzbrojona, cywil, czy żołnierz, osoba winna czy niewinna. Tak jakby chcieli podporządkować sobie strachem i przemocą całą ludność Coruscant, bez względu na ich poglądy polityczne, wyznaniowe, czy na ich pochodzenie. Obszar zaczynał się stawać jednym wielkim gettem. Kel Dor przeciskał się przez ciasne uliczki, unikając wszystkiego i każdego. Gdyby mógł coś zrobić, zrobiłby to. Nie widział jednak gdzie znajduje się oddział, kontrolujący oddziały strażników i kto właściwie tym wszystkim przewodził. Jedynym teraz jego priorytetem, był jak najszybszy powrót do siedziby głównej CSB i spotkanie się z Kapitanem Enadizem.
Nie daleko znajdowała się placówka firmy, zajmującej się transportem po okolicznych dzielnicach. Obecnie zajmowała się ona ewakuacją ludności z tego piekła. W tamto też miejsce zmierzał Toshiro. Na jednej z uliczek, znalazł rodiankę, z małym dziecięciem na rękach, które nieustannie ryczało. Owa kobieta również nie mogła zapanować nad sobą, a groza i rozpacz dominowały nad jej myślami. Przez wzgląd na to, że do miejsca odjazdu już było niedaleko, postanowił zlitować się i im pomóc. W tym momencie na uliczkę weszło trzech mundurowych i jeden droid bojowy. Natychmiastowo otworzyli ogień. Kel Dor nie wahał się, utworzył pole ochronne, nie przepuszczające żadnych pocisków.
- Nie tym razem, moi drodzy Panowie! - Palce Shiro ponownie zatańczyły w powietrzu, a wróg został niemal natychmiast rozbrojony - Jedi przyciągnął wszystkie karabiny do siebie. Jeden z mundurowych sięgnął ręką do granatu odłamkowego nowszych generacji. Jak tylko go rozbroił, wybuchł dosłownie tuż przed rzutem, rozrywając na strzępy ciała wrogich oddziałów, oraz potężnie uszkadzając droida. - Moc to potężny sprzymierzeniec. - rzucił wzrokiem na kobietę. - Na co czekasz! Transport ewakuacyjny już niedaleko! - Kobieta nie mogła się wyjść z zaskoczenia i podziwu. Cieszyła się niezmiernie, że jej życie zostało uratowane tym razem. Niemal natychmiast ruszyła w stronę, jaką wskazał jej Toshiro. Gdy Rodianka odchodziła i już zniknęła za rogiem, Jedi przez chwilę zastanawiał się, czy to faktycznie była dobra droga.. Po krótkim czasie uświadomił sobie, że należało skręcić za rogiem w prawo, nie w lewo, jak zrobiła to Rodianka. ''Niech więc moc ma ich w swej opiece..'' Nie mógł zrobić nic więcej. Udał się dalej przed siebie.
Na placówce transportu, która znajdowała się na granicy dwóch wielkich dzielnic, oddzielonych wielką przepaścią, były nie małe kolejki. Tysiące osób chciało się oddalić z tej części dzielnicy jak najszybciej, lecz brakowało pojazdów i było pewne, że większości nie uda się przetransportować na czas.. Kel Dor był jednym z ostatnich w kolejce, a nie miał najmniejszego zamiaru czekać, po prostu ilość czasu mu na to nie pozwalała. Gdy zbliżył się do jednej z belek i popatrzył na całą przestrzeń oddzielającą dwie dzielnice, dostrzegł, że z pod placówki też wyruszają jakieś pojazdy i to w mniej więcej równym odstępie czasowym. Nie przyglądał się specjalnie, kto się na nich znajdował. Zaczepił się linką do belki, skoczył w przepaść i wisiał tak 2m pod ulicą, nad całą przepaścią. Dostrzegł, że w końcu zbliża się kolejny pojazd. Wykorzystał tę okazję - mając wszystko pięknie wyliczone, czyli tor i czas lotu, przerwał linkę w odpowiednim momencie i znalazł się między dwoma siedzeniami w pojeździe. Usłyszał jakieś krzyki, narzekania. Rozejrzał się dookoła i ujrzał.. trzech ithorian..
- Nie ma czasu na wyjaśnienia Panowie.. - jeden z osobników po tym ''Panowie'' spojrzał się na Kel Dora wzrokiem mordercy. - yyy.. przepraszam, Panie i Panowie - dodał z lekkim uśmiechem Toshiro. - Przepraszam za kłopot, ale z tego co widzę, zmierzacie w moją stronę, więc uwzględniając nieprzyjemne okoliczności, pozwolą Państwo, że skorzystam z okazji.. - Ithorianka nadal dziwnie patrzyła się na Shiro. - No coo..?
Spirit
Wysłany: Wto 0:57, 19 Lis 2013
Temat postu:
Zakapturzony szedł szybkim krokiem pokonując kolejne ciemne uliczki, dzień w dzień, przeskakując między kolejnymi krzyżującymi się zaułkami, kryjąc się i unikając patroli droidów. Szum peleryny towarzyszył dudnieniu kroków gdy pokonywał kolejną uliczkę. Nagle przystanął, wytężył wzrok, pogładził brodę i zaczął analizować sytuację.
„Kolejny patrol, cztery uzbrojone droidy, w oddali przy tłumie ludzi kolejny patrol, dwanaście droidów, solidnie wyposażone, o dużej sile rażenia, karabiny nowoczesnej generacji, nigdy wcześniej niewidziana technologia jaką dysponowała korporacja która stała za tą militaryzacja "służb porządkowych"”.
Tuż po wydostaniu się ze świątyni Corran został przetransportowany do centrum medycznego, parę razy go odwiedził, jednak jego stan w miarę upływu czasu się ustabilizował. Jego myśli zaprzątała też troska o losy Toshiro. Jednak uspokoił go fakt iż doszły do niego informację o Kel Dorze bujającym się na linie co wielu ludzi wzięło za jakiś ich nowy rodzaj sportu rekreacyjnego na zabicie czasu. Słyszano też o innym ich przedstawicielu rasy ( on jednak połączył te fakty i uznał iż był to z pewnością ten sam Kel Dor) podróżującym na jakieś platformie, po Coruscant. W tym przypadku ludzie jednak mieli inne podstawy to tworzenia swoich hipotez, twierdzących iż cieszą się ostatnimi dniami beztroskich, podniebnych wojaży by w jakiś magiczny sposób nagle uciec z tej przeklętej planety. Ale to było już po tych, w tedy jeszcze nie zapowiadających nic, wydarzeniach.
Minęło raptem kilka godzin od pozbawienia Enadiza stanowiska przez kanclerza a już musiał połamać kilka nóg, rąk, pozbawić paru funkcjonariuszy przytomności, wyskoczyć przez okno, wgiąć dach pojazdu przy lądowaniu. Potłuc kilka szklanek, rozlać drogocenny trunek, potrącić biedną niczego winną i przerażoną skąpo odzianą twi’lekianke oraz zgraje śliniących się facetów i znów wyskoczyć przez okno … żałował iż trafił tam w tak kiepskim momencie. Jednak udało mu się zwiać. Po drodze udało mu się pomóc paru cywilom nękanym przez funkcjonariuszy. Ludzie byli wdzięczni jednak już nigdy więcej miał nie ujrzeć radosnych i wdzięcznych twarzy. Kilka dni później w podobnej sytuacji znaleźli się prawie wszyscy mieszkańcy Coruscant jednak w tym przypadku były to zimne i pozbawione skrupułów maszyny. Tu nie mógł już pomóc dar przekonywania wspomagany mocą. Mogła tu zaradzić tylko lśniąca klinga miecza świetlnego.
Stał w zaułku, mężczyzna w długim płaszczu, z pod kaptura w lekkim świetle latarni i neonów niebieskie oczy nasycone mocą. Zabłyszczały oświetlone niebieską klingą.
-Hmm- Zmierzwił brodę lewą ręką po czym sięgnął nią pod płaszcz.
„… a najlepiej dwie”.
Tőshirő
Wysłany: Śro 13:49, 13 Lis 2013
Temat postu:
Pocisk spadł na Świątynię nagle, a w następnym ułamku sekundy połowa jej widocznej części została obrócona w pył. Kel dor dryfował tak na platformie długie minuty, siedząc w spokoju, medytując, tak jakby wojenny chaos, panujący w okolicach ruin budynku w ogóle nie istniał. Zasłonięty od góry gęstą, obszerną chmurą pyłu, szanse na wykrycie go, przez jakąkolwiek z jednostek, czy to przyjacielskich czy wrogich, wydawały się mu się znikome. Platforma leciała ze stałą, niską prędkością, oddalając się stopniowo od pola bitwy, chwilę potem zaczęła opadać coraz niżej. Toshiro w tym czasie rozważał swoje obecne położenie w zaistniałej, dość skomplikowanej sytuacji. Coraz trudniej było się mu odnaleźć w tym bałaganie. W trakcie swoich podróży, po tym, jak opuścił Coruscant, a WoH wydawało się już przeszłością, bywał już w trudnych sytuacjach, gdzie czasem ledwo uszedł z życiem, kiedy labirynty zagadek i niejasności zdawały się być niemożliwe do rozwiązania. Zawsze lubił grać w walce o życie, traktować to jako sport, zabawę i zawsze lubił w tej grze ostatecznie wygrywać. Tym razem było jednak inaczej. Reguły nie były w niej w pełni jasne, a myśl, kto tym razem jest jego przeciwnikiem potrafiła być niepokojąca. To tak jakby uczestniczyć w wyścigu z każdym elementem swojej przeszłości, która ukształtowała fundamenty tego, czym jest dziś. W głębi jego serca obudził się, uśpiony od dawna niepokój. Sithowie, Ci, którzy z pewnością mają wiele wspólnego z obecnymi atakami na planetę, tajemniczą organizacją i ich wirusem, z którymi był niegdyś bardzo związany i z którymi wojna nie jest już tylko grą, a także trzy wielkie osobistości z WoH, które całkiem przypadkiem spotkały się właśnie w tym czasie.. nie ma czegoś takiego jak przypadek, jest tylko Moc, która zawsze dąży do równowagi. Kolejnym faktem, nie dającym mu spokoju, było pewne powiązanie między zdarzeniami. Co może łączyć jego Mistrza z Darthem Iratusem.. O co właściwie jest cała ta wojna i jaką odgrywa ta wirusowa organizacja. Nie będzie innego wyjścia jak zapytać o to samego Corrana, o ile w ogóle będzie ku temu okazja. Cóż, nie było innego wyjścia jak zdać się na działanie Mocy, póki co. Teraz powinien skupić się na zejściu z platformy i do dołączenia do swojej drużyny. Sprawdził uważnie swój ekwipunek: Miecz był na swoim miejscu, nie było między innymi komunikatora..
- Wypadałoby, żeby jakiś oddział tu przyleciał.. a komunikator został zapewne pod gruzami.. uroczo.
Po dłuższym czasie owego dryfowania, platforma w końcu zbliżyła się do jakiegoś tunelu. Wleciała do niego powoli. Oczywiście, jak to na strukturę infrastruktury i siły reklam przystało, trasa lecącego obiektu przebiegała przez jedną z wewnątrz budynkowych, dość tłocznych ulic. Toshiro skorzystał z okazji i niezauważalnie zeskoczył z platformy na jedną ze ścian, a ze ściany na drogę. W obecnym jego ubraniu, które głównie stanowiło jego wiecznie połyskującą zbroję z bardzo wytrzymałej czarnej stali i z mieczem świetlnym u pasa, bardzo wpadał w oczy przechodniów. Szczęście uśmiechnęło się do niego, gdy przy jednej z uliczek zdołał wyłapać jakiegoś bezdomnego durosa, niosącego pod ramieniem z dziwnego materiału, beżowy płaszcz. Zaciągnął go za róg, przekonał go przy użyciu mocy na oddanie mu go. W nagrodę, za współpracę przekazał mu kilka kredytów. Uśmiechnięty duros odszedł w stronę pierwszego lepszego monopolowego, a Shiro pod osłoną płaszczu, udał się przed siebie, by dalej przemierzać nieskończone ulice.
Kel Dor podróżował po ulicach może godzinę, może dwie. Podczas swoich rozmyślań tracił poczucie czasu. Miał cholernie mocną ochotę się odprężyć się przy niewielkiej szklance trunku rancor. Zaszedł do jednego ze znanych mu barów, prowadzonego troszkę w innym stylu niż stary Bar u Pafiego, aczkolwiek jako jeden z nielicznych dalej utrzymywał swoją dobrą opinię. Był to bar ''Dev Luxar''. Para automatycznych drzwi otworzyła się przed Jedi natychmiastowo. Toshiro wszedł do środka, usiadł na swoim ulubionym miejscu, czyli przy ladzie i zamówił trunek. W owym barze jak zwykle uwagę większości przyciągały cztery hologramy niezwykle pociągających kobiet różnych ras, na wielkiej, mocno oświetlonej scenie. Czyli jak zwykle wszędzie.
Toshiro, wpatrując się w połowie pełną szklankę, jeszcze raz postanowił dokładnie rozpatrzeć swoje obecne położenie. Był jeszcze jeden fakt, który mu trochę nie pasował, mianowicie zachowanie władzy Coruscant przy operacji na Świątynię. Ponoć zniszczono cały budynek, ponieważ chciano się upewnić, że nikt z tamtej organizacji nie przeżyje i.. o zatarcie wszelkich śladów.. tak jakby chcieli coś ukryć, a może jeszcze kogoś się pozbyć, np. Mistrza Corrana, ale właściwie.. po co? Nie niszczy się przecież dowodów, które mogą być wykorzystane przeciw wrogowi.. Toshiro szybko dopił pozostałości w szklance i zapłacił.
- Oczywiście, o to napiwek - dorzucił jeszcze kilka kredytów na ladę - Drogi barmanie, nie zechciałbyś udzielić mi kilku informacji..? - Lekko otyły barman, który był człowiekiem, odwrócił się do niego, polerując jedną ze swoich szklanek. Spojrzał na dodatkowe kredyty, nie mogąc ukryć uśmiechu.
- Chyba możemy dojść do porozumienia, bracie.
- Świetnie, mógłbyś mi udzielić kilku informacji co do sytuacji politycznej w tym regionie? Widzisz, jestem tu dość od niedawna i pragnę się tu w okolicy zakwaterować. - barman spojrzał na niego ukradkiem, potem rozejrzał się szybko po pozostałej części baru. Nikt póki co nie zwracał na nich uwagi, wszyscy byli zajęci tańczącymi hologramami. Barman zbliżył się nie co do Shiro i zaczął mówić szeptem
- Nie pyta się tutaj o takie rzeczy, bratku.. widać, że faktycznie, nie jesteś stąd. Widzisz, ostatnio ta władza pieruńska nieco zaczęła izolować się od społeczeństwa, zaczęli podejmować decyzje, które nie podobają się większości..
- Znaczy co, Kanclerz Donald podatki zwiększył czy jak? - odpowiedział podobnym szeptem Kel Dor.
- Nie chodzi tylko o podatki.. ale to też. Trochę nadużywają swojej władzy, zaczynają zaniedbywać społeczeństwo. Widać to trochę na ulicach, gangi teraz mogą panoszyć się gdzie chcą! Teraz wchodzą nawet na większe poziomy, a służby nic z tym kurna nie robią. Tak już od trzech lat niemal się dzieje. Ale wiesz.. coś czuję, że niedługo z tym skończą.. ludzie zaczną strajkować, wychodzić na ulicę. Słaby moment wybrałeś sobie na przeprowadzkę tutaj, kolego.. wyjeżdżaj póki możesz. - Toshiro pokiwał głową
- Dziękuję przyjacielu. żegnaj. - Toshiro dopłacił jeszcze niewielką sumę i ruszył ku wyjściu. Skierował się tym razem w stronę Wielkiego Senatu Galaktycznego..
Jedi szedł tak jeszcze przez kilka minut, zanim trafił na ulicę, na której budynek senatu się znajdował. Dotarło do niego trochę dziwne przeczucie, które wywoływało dreszcze na jego ciele. Przyspieszył wówczas kroku. Czuł, że coś się miało stać, coś niekoniecznie dobrego. z każdym przebytym dystansem owe odczucia zaczęły się wzmagać. Wkrótce doszły do jego uszu dźwięki, a raczej krzyki. Słyszał setki, tysiące.. nie.. setki tysiące głosów. Coś jakby protest. W końcu minął jedną przecznicę i na jego oczach zza rogu wyłonił się okazały budynek senatu, mający jak zwykle strukturę w kształcie grzyba. Pod senatem stał tłum coś krzyczący. Toshiro postanowił zejść z pola widzenia na ulicy i żeby mieć nieco lepszy widok, wdrapać się za pomocą starej liny i przy użyciu mocy, na nieco wyżej ulokowaną pozycję. Miał wówczas dobry widok na całą scenerię. Minęły ledwie sekundy, a w tłumie narastał coraz większy chaos, który był wywołany.. przemocą. Jego oczom w oddali ukazała się horda strażników, którzy nosili zupełnie nowe mundury, których Kel Dor w ogóle nie był w stanie poznać. Zaatakowali oni tłum, nie ostrzegając ich nawet o ataku. Na niebie pojawiło się mnóstwo kanonierek, z których mundurowi przybywali w wciąż w niezliczonych ilościach. Poleciały pierwsze strzały z blasterów. Ktoś krzyczał ''NIE MACIE PRAWA!!'', ''RZEŹNICY!!", ''SKURWY***Y!!'', ale owe głosy, serią strzał, były uciszane szybciej niż powstawały. Próbowano się przed tym bronić, lecz.. bezskutecznie.
Toshiro oniemiał, gdy to zobaczył. Policja, która posunęła się od razu do tak twardego aparatu przymusu, bez ostrzeżenia. To była dla niego nowość na tej planecie. Gdy rozejrzał się dookoła zobaczył, że to dzieje się na znacznie większym obszarze, niż tylko na jednej ulicy. ''Cholera!'' krzyknął w duchu. ''Muszę natychmiast odnaleźć oddział Kapitana Enadiza!'' Nie czekał ani chwili dłużej, po prostu ruszył przed siebie, prosto do kwatery głównej CSB, unikając wszelkiego kontaktu z rozszalałym tłumem i nową jednostką wojskową..
Tőshirő
Wysłany: Sob 2:49, 13 Lip 2013
Temat postu:
Kel Dor stracił przytomność po kolejnym, silnym zderzeniu ze ścianą. Na wpół martwy Sith zignorował pokonanego przeciwnika i wyminął go nie zaszczycając go nawet przelotnym spojrzeniem. Jego właściwy cel uciekał ze świątyni. Sith poruszał się szybko i sprawnie, lecz bez pośpiechu, co przeczyło odniesionym przez niego obrażeniom. Opuścił biuro CL-a i wyszedł na korytarz, by wyczuć drugiego z Jedi - Spirita niosącego na ramionach ciężko rannego i nieprzytomnego Corran'a. Nieprzytomny towarzysz Jedi był w posiadaniu danych ściągniętych z komputera CL-a, i to one były w tej chwili najistotniejsze dla Sith'a.
- "Oddaj mi te dane, Jedi! Natychmiast!" - zarządał grzmiącym, basowym głosem, który sprawił, że wszystkie szyby w korytarzu posypały się w drobny mak i rozsypały na wszystkie strony. Spirit przyspieszył kroku gdy ujrzał zmasakrowane zwłoki sunące ku niemu z naprzeciwka. Czym prędzej ruszył w kierunku wind prowadzących na niższe poziomy. Odkrył jednak, że brakowało zasilania, więc zostają mu schody. Gdyby był sam, pozbawiony balastu z pewnością dałby radę uciec, ale w obecnej sytuacji z Corranem na barkach znajdował się raczej w marnej sytuacji. W akcie desperacji położył na ziemi swego druha, wysunął przed siebie ręce, kierując je w kierunku sklepienia. Sięgnął ku Mocy i zawalił je do środka. Tony gruzu odgradzały go teraz od oprawcy, lecz ten nie miał zamiaru tak po prostu ustąpić. Czerwona klinga miecza Sith'a obudziła się do życia, a ten ciął za jej pomocą permabeton i durastal, by dostać się na drugą stronę. Spirit widząc, że kupił sobie trochę czasu, podniósł Corran'a z ziemi, zarzucił go na swoje barki i ponownie podjął próbę ucieczki. Przemierzał zrujnowane korytarze i komnaty świątynne, zasłane martwymi ciałami "Strażników". Natknął się też na kilku żywych, ale ci nie zwracali na niego uwagi. Spieszyli się gdzieś, w stronę wyjścia. Ewakuowali się. Spirit był pełen złych przeczuć. Czyhało na nich wielkie niebezpieczeństwo. Nie wiedział w jakiej formie na nich spadnie, ale wiedział, że do tego czasu chce się znaleźć jak najdalej od świątyni.
Kel Dor zamrugał ślepiami skrytymi pod maską, by ocknąć się z niezaplanowanej drzemki. Kilka najbliższych sekund spędził na walce z bólem głowy i próbą przypomnienia sobie ostatnich wydarzeń. Gdy już się ogarnął, zdał sobie sprawę z tego w jak krytycznym położeniu się znajdował. Corran umierał, danych nie udało się wysłać na czas do CSB, a na dodatek Lord Sithów przejął kontrolę nad trupem Kizhara i ścigał jego przyjaciół. Jakby tego było mało flota Republiki już od paru grubych minut miała pełne prawo zrównać całą Świątynię z ziemią. Coś musiało wpłynąć na jej decyzję. Shiro musiał skontaktować się z Kapitanem Enadziem i omówić całą sytuację. Wciąż lekko zamulony czołgał się po podłodze w poszukiwaniu czegokolwiek, co umożliwiłoby mu komunikację z CSB. Owy komunikator powinien znajdować się gdzieś w pobliżu... Przymknął oczy, wyciągnął rękę i skupiając się na urządzeniu, spróbował za pomocą mocy po prostu je przyciągnąć. Mały, metalowy przedmiot w końcu poszybował, nie wiadomo skąd i trafił prosto do dłoni Kel Dora.
- Kapitanie Enadiz, słyszy mnie Pan..? - Głos Shiro zdradzał jego zmęczenie i końcówkę sił..
- Toshiro! Chłopaku! Nareszcie! Co tam się dzieje do diabła?! Masz te dane?! - z urządzenia było wyraźnie słychać dość mocno zaniepokojonego Kapitana Enadiza.
- Kapitanie.. - Shiro musiał nabrać głębokiego wdechu, by dokończyć wypowiedź - Sprawa się skomplikowała znacznie.. wpadliśmy w zasadzkę.. - Shiro ponownie musiał zaczerpnąć powietrza - Udało się nam początkowo powstrzymać wroga przed zdobyciem danych, teraz Spirit zmierza z nimi do was, jednakże..
- Toshiro..?!
- Nie ma czasu na wyjaśnienia. Jeśli to Pan kontroluje to bombardowanie.. Jak tylko Spirit z Encaitarem i Corranem wydostaną się na powierzchnię, a dane zostaną zabezpieczone, świątynia ma zniknąć z powierzchni planety! Shiro out!
Po owej konwersacji, twarz wciąż leżącego kel dora padła na ziemię, a komunikator wyleciał mu z rąk. Po krótkiej chwili, Jedi ścisnął obydwie pięści, a w głowie szumiał mu tekst ''to jeszcze nie koniec..''. Wstał powoli, przyciągnął leżący w kącie miecz i ruszył na korytarz. Przyszło mu do głowy jeszcze jedno rozwiązanie..
Spirit biegł przez niekończące się schody, z towarzyszem na barkach. Udało mu się unieruchomić wroga, ale jedynie na krótką chwilę. Gdy wybiegł na korytarz i zbliżał się już do głównej sali. Właśnie miał skręcić na zakręcie, jednakże w tym samym czasie, tym samym miejscem przebiegał Encaitar, który z kolei zmierzał do biura CL'a. Ledwo udało im się uniknąć bolesnego i niepotrzebnego zderzenia. Encaitar przemierzył szybkim wzrokiem Spirita.
- Spirit! Widzę, że znaleźliście swojego Mistrza Corrana, ale gdzie Tosiek?!
- Nie ma na to czasu, trzeba jak najszybciej stąd uciec! - wołał Spirit w pełni przerażony
- Dobrze ale co z To.. - w tym momencie dało się słyszeć dość mocny trzask gdzieś z góry. Energia ciemnej strony owładnęła serca dwóch Jedi. Piekielny, mroczny głos przeklinał ich.
- Teraz rozumiesz?! Nie ma czasu! Toshiro znajdzie wyjście! - Encaitar w odpowiedzi jedynie kiwnął głową. Zmienił Spirita w noszeniu Corrana i razem zaczęli uciekać ku najbliższemu wyjściu. W końcu dotarli do holu głównego i do wyjścia, które się z nim łączyło. Miejsce to było całe pokryte w niekończącej się bitwie. Teraz było można dostrzec w co zmieniła się owa walka - to wyglądało już bardziej na oblężenie. Postanowili wyjść bocznym korytarzem. Nie obyło się bez włączania mieczy i niszczenia każdego strażnika, z koniecznością zakradania się. Gdy udało im się przecisnąć do owego korytarza, w holu głównym rozbrzmiały ponowne huki i krzyki. Owe Ciało niszczyło wszystko na swojej drodze, nie ważne czy mogłyby to być sojusznik, czy też wrogie oddziały. Spirit ponownie przystanął i ponownie pokusił się na wykonanie tej samej sztuczki ze sklepieniem. Udało mu się zawalić dość długą część stosunkowo niewielkiego korytarza, omal nie popełniając samobójstwa. Udało im się w końcu wydostać ze świątyni i ukryć się gdzieś, gdzie było w miarę bezpiecznie. Encaitar wyciągnął holokomunikator, na którym pojawiła się sylwetka Kapitana Enadiza.
- Kapitanie, Misja została wykonana, przechwyciliśmy owe dane. Wysyłam dokładne współrzędne naszego miejsca.
- Dobra robota żołnierzu. Co z Toshiro?
- Zostaliśmy zmuszeni do rozdzielenia. Zagrożenie okazało się o wiele większe niż moglibyśmy przypuszczać.
- Przyjąłem. Oczekuję pełnego raportu po waszym powrocie. Enadiz out!
- Więc teraz tylko czekać na naszych - odetchnął Spirit.
- Co właściwie stało się z Tośkiem? i Co to było?
- Nie mam zielonego pojęcia co to było. Wydawało się to zjawisko jednak znajome dla Toshiro.. który postanowił kupić nam trochę czasu ucieczki..
- Rozumiem.. - Encaitar wysłał współrzędne na pokład CSB i zamyślił się na chwilę.. U Corrana podstawowe funkcje życiowe nadal działały należycie, choć powoli ich stan ulegał pogorszeniu.. Spirit spojrzał jeszcze raz na świątynię, która okryta chwałą i kwitnącą świetnością, teraz pogrążona była w chaosie i dymie. Ową nostalgiczną chwilę przerwała nagła salwa pocisków z nieba, która obróciła całą widoczną jeszcze część budynku w popiół.
Kel Dor biegł licznymi korytarzami, innymi od tych, którymi podążał, kiedy próbował odnaleźć swojego Mistrza. Dotarł do poziomu, w którym niegdyś znajdował się tzw. ''salon'' - duża liczba pomieszczeń, zajmujących ogromne powierzchnie, dostępne niegdyś zazwyczaj dla każdego zakonnika. Służyły one głównie do relaksu po treningu, spędzeniu czasu wspólnego, mimo iż większość i tak preferowała znany wszystkim bar. Na samym końcu, w głównym pomieszczeniu, znajdowała się ogromna szyba, a niej dziura. Sam salon był obecnie zrujnowany, odłamki szkła, wrogie ciała i dużo krwi.. Shiro spojrzał za dziurę, gdzie było jeszcze niewiele miejsca, na którym mógłby w ogóle stać. Nad sobą mógł dostrzec ogromny krążownik CSB, zaś pod sobą.. olbrzymią przepaść, masę pojazdów i.. reklama??? W powietrzu szybowała średniej wielkości platforma, która wyraźnie coś reklamowała.. Toshiro był pewien, że dostrzegł coś o jakimś preparacie do roślin, oraz Twilerkę i Zeltronkę reklamujące jakiś krem.. Przyszedł mu do głowy kolejny pomysł. Szybko zawrócił, przeszukał ekwipunek nieżyjących.. i znalazł to czego szukał. Domyślił się wówczas, że ten oddział próbował dostać się do świątyni, wspinając się po ścianie.. najwyraźniej w tym miejscu jeszcze jakaś ochrona działała, a oni przeżyli.. a raczej nie przeżyli tragicznego spotkania z ową ochroną.. Kel Dor nie marnował ani chwili, natychmiast wyszedł przez ową dziurę w oknie i za pomocą specjalnej liny, zszedł na niższe poziomy. Wkrótce był dostatecznie blisko, by przy użyciu także i mocy, móc wyrzucić kolejną linę przed siebie, która sięgnęła by platformy. Tak też się stało, a w następnej minucie Toshiro znalazł się na owej platformie, powoli oddalając się od świątyni..
- Uff.. Udało się.. - Gdy kończył wypowiedź, świątynia na jego oczach została zbombardowana.
- OŻESZ TY..!! - nie dał rady dokończyć. Fakt faktem, nie znajdował się już w świątyni, ale nie dał rady oddalić się na tyle daleko, by on i platforma nie mogli odczuć skutków wybuchu. Platforma się zachwiała, a fala uderzeniowa znacznie ją odepchnęła. Shiro o mało nie spadł - jedną ręką wciąż trzymał linę, zahaczoną o platformę. Obecnie wisiał i prawdopodobnie był pośmiewiskiem dla przejeżdżających pod nim cywilów.. Zaczął się wspinać po owej linie, aż w końcu wylądował na platformie. Usiadł i odetchnął z niebywałą ulgą. Spojrzał na płonące pozostałości po budynku świątyni. Owy widok dawał mu powody zarówno do szczęścia jak i smutku - Świątynia została zbombardowana, co oznaczało, że Spiritowi i Corranowi udało się, że misja dostała wykonana. Z drugiej strony nacierała na niego fala wspomnień. Ostatecznie jednak, odrzucił wspomnienia, to były stare czasy, a teraz jest teraz. Niepokoił go także fakt, że nowy wróg wkroczył do gry...
Tőshirő
Wysłany: Nie 12:27, 02 Cze 2013
Temat postu:
Żołnierz Encaitar został zmuszony do unikania wszelkich pocisków z góry, przy użyciu swojej dobrze wypracowanej sprawności fizycznej, zwinności i w niewielkim stopniu mocy, a jego żółty miecz świetlny odbił każdy pocisk typowo blasterowy, jaki został w niego skierowany. Pomimo niezbyt lekkiego uzbrojenia, był w stanie wykonać każdy ruch. Reiy odpaliła ogień w butach, dzięki któremu wzniosła się do góry i przykucnęła na krawędzi jednej z kolumn.
- Jesteś już martwy chłoptasiu - zadrwiła sobie z niego i zaczęła odpalać kolejne pociski. W jej ciężkich rękawicach pojawił się mały obiekt, który prawdopodobnie był detonatorem. Aktywowany odpalił miny wybuchowe, znajdujące się w pobliżu swojej ofiary. Jedna z kolumn zaczęła się zapadać i dość duża jej część spadała w stronę rudowłosego. Encaitar wydawał się być w lekkim potrzasku, jednakże jak to każdy, dobrze wyszkolony i doświadczony żołnierz, który poradzi sobie z tego typu problemami, miał już w głowie ułożony. Odskoczył szybko do tyłu, jakby chciał wskoczyć prosto w objęcia ''kolumnowej'' śmierci. Udało mu się być jednak na tyle szybkim, że uniknął jakichkolwiek obrażeń i znalazł się za nie małym gruzem oraz górą dymu, a sekundę później pobiegł cicho za kolejną kolumnę. Chisska podleciała na miejsce pobojowiska, przy lekkim wylądowaniu, starając się wypatrzyć ciało, martwe lub półmartwe. Ostatecznie wolała tą drugą opcję. Nie mogła jednakże namierzyć niczego, doskonale wiedziała jednak, że to nie możliwe, by ten konkretny cel był tak łatwy do zabicia. Rozglądała się uważnie wszędzie, zwracając uwagę na najmniejsze, widoczne szczegóły.
- Wiem, że gdzieś tu jesteś, chłoptasiu! - W jej głosie można było wyróżnić więcej kpiny niż poprzednio. Przechadzała się dość cichymi, jak na ciężki pancerz tego typu, krokami. - Wiem, że gdzieś tu jesteś! - Usłyszała po chwili dźwięk toczącego się kamyka. Wypaliła w tamto miejsce ze trzy rakiety natychmiast. Konstrukcja zawaliła się, przez co powstało tylko więcej gruzu i hałasu. Reiy udała się w tamto miejsce na mały zwiad.
W tym samym czasie, Encaitar'owi, zaraz po pierwszym wielkim wybuchu, udało się schować za kolumną, dość blisko przed chwilą stworzonego gruzu. W momencie lądowania łowczyni nagród na posadzce, zmienił swoją lokację, chowając się krokiem bezszelestnym za następną kolumną, przeciwną do tej, do której Reiy strzeliła, jak tylko coś usłyszała. Teraz miał trochę czasu by obmyślić jakąkolwiek strategię. Wyjście na nią od frontu nie wiele da, wzleci do góry i zagotuje mu kolejną śmiertelną salwę pocisków. Gdyby się do niej zbliżył, poruszając się bezszelestnie między kolumnami i zaatakował szybko z ukrycia, to miałby szansę na pokonanie przeciwnika kilkoma precyzyjnymi cięciami miecza, ale jeśli zdąży się oddalić i odlecieć to efekt byłby taki sam jakby wyszedł jej na otwarty front. Innym wyjściem jest użycie mocy.. a w tym Encaitar jakoś nigdy specjalnie nie przepadał za takimi działaniami..
Reiy ponownie nie znalazła żadnych śladów krwi, ani części rozerwanego ciała.. nic. Gdy postawiła kolejny krok naprzód, spora część kawałków gruzu zaczynała się unosić w powietrzu. Łowczyni nagród zmarszczyła brwi i w momencie gdy chciała odlecieć, cała masa kamieni „zaszarżowała'' w jej kierunku. Zaczęła odpalać rakiety w kierunku gruzu, próbowała odlecieć, z tym że oberwał także i jej plecak odrzutowy.. W tym momencie Encaitar wyszedł z ukrycia, próbując wykończyć ostatecznie Chisskę, która w jedną rękę chwyciła wibroostrze, a druga już miała odpalać miotacz ognia. Żołnierz Encaitar był jednakże nieco szybszy i kilkoma sprawnymi ruchami rąk i kopniakami powalił przeciwnika na ziemię, nim ta zdążyła jakkolwiek zareagować. Pozbawiona w efekcie wibroostrza, przeturlała się szybko na bok i wykonała swego rodzaju odskok (?) do tyłu, chwytając w rękę utracone ostrze i sparowała atak jaki został w nią wymierzony mieczem świetlnym i odpaliła owy miotacz ognia. Encaitar musiał się cofnąć. Kolejne pociski zostały wystrzelone w Encaitara. Większości uniknął, pozostałe udało mu się odbić. Obydwoje stali w gotowości bojowej. Kilka sekund później, przez pomieszczenie przeszła fala mrocznej energii, a przynajmniej dało się wyczuć, że dzieje się coś wielkiego. Owy efekt zadziałał nawet na Reiy. Muszę przyznać Jedi, jestem pod wrażeniem.. Mało komu udało się mnie na tyle osłabić. -Zaczęła stawiać krótkie kroki do tyłu. - Zapewne będziesz chciał mnie teraz pochwycić i zadać mi kilka pytań.. taa znam to. Niestety muszę Cię zasmucić i pożegnać ale spokojnie, spotkamy się jeszcze! - Wzięła w rękę szybko detonator, nacisnęła prędko jeden z przycisków. Wielki wybuch między nimi spowodował zawalenie się części dwóch kolumn, powstanie kolejnego gruzu i pyłu, który wypełnił sporą część hali. Żołnierz Encaitar nie był pewien czy to kolejny podstęp czy też faktyczna ucieczka. W jej wypadku akurat najmądrzejszym rozwiązaniem było to drugie. Nie ważne, nie próbował jej szukać, tylko skorzystać z okazji i uciec w kierunku Shiro i jego towarzysza, a owe przeczucia wciąż odczuwane nie mówiły mu, żeby działo się cokolwiek dobrego...
Martwe ciało Sitha, emanujące przytłaczającą energią ciemnej strony, powstało i przyciągnęło bez najmniejszego wysiłku, leżący w oddali miecz świetlny. Sama obecność owej istoty wywoływała w dwóch Jedi lekkie emocje przerażenia i wrażenie przytłoczenia potęgą, której sami nie mogli się równać. Shiro musiał przez owe wrażenie przykucnąć na krótką chwilę. Gdy wstał, zapalił ostrze swojego miecza i stanął w gotowości do walki.
- Spiricie, przyjacielu.. Proszę, weź Mistrza Corrana na pokład CSB i zdaj odpowiedni raport.. - wypowiedział te słowa Toshiro, tonem wręcz błagającym, po czym zwrócił się ku temu czemuś, co przed nim stało – Darth Iratus.. minęło troszkę czasu.
Spirit skinął jedynie głową, na polecenie Shiro. Chciał powiedzieć coś przeciwko, doskonale wiedział, że Toshiro pragnie poświęcić się dla reszty i nie do końca mu to odpowiadało.. Ze względu jednak na dobro ogółu, wykonał polecenie – wziął ciało Corrana, i biegiem wspomożonym mocą zaczął oddalać się jak najszybciej. Darth Iratus już wykonał ruch, żeby mu przeszkodzić w ucieczce, wtedy zareagował Shiro, któremu dzięki manipulacjom nad czasem, udało się całkowicie zneutralizować atak Sitha. Sith odpowiedział mu potężnym odepchnięciem mocą i obiciem o ścianę. Spiritowi udało się już odejść jak najdalej.
W pomieszczeniu został tylko Toshiro i martwa kukiełka ciemnej strony. Ponownie rozbrzmiał głos mroczny.
- Calavooor.. Długo czekałem naa chwiilę, w której ponownie się spotkaamy..
- nie mam pojęcia co zamierzasz – odparł Jedi – w każdym bądź razie, nie uda Ci się to.. - Kel Dor został uniesiony w górę i pchnięty niewyobrażalną siłą o kolejną ścianę. Przyparty do muru zaczął się dusić.. opadł i odzyskał ponownie oddech
- Dziś nie jestem tu jednakże z twojego powodu, robaku – Ponownie uniósł go w powietrzu i cisnął w kolejny kąt, tym razem jeszcze mocniej. Shiro przez chwilę nie był w stanie zrobić czegokolwiek. . Gniew i Nienawiść były tutaj bardzo potężne..
Tőshirő
Wysłany: Nie 18:37, 31 Mar 2013
Temat postu:
Żołnierz i jednocześnie jeden z największych generałów Jedi, Encaitar Shaor dostał pozwolenie na uczestnictwo w akcji ratunkowej. Walki nad świątynią nie ustawały – tajemnicza, wirusowa organizacja nadal zaciekle się broniła, a posiłki przybywały niewiadomo skąd, co pogarszało coraz bardziej sytuację CSB. Nie łatwo było znaleźć odpowiednie miejsce dla akcji ratunkowej dla Corrana, bez narażania się na niebezpieczeństwo, cały dach świątyni był obstawiony siłami zbrojnymi obu stron. Kanonierka wylądowała dopiero wtedy, kiedy wrogie jednostki zaczynały chwilowo popadać w sytuację kryzysową. Gdy trzech wojowników i kilku innych żołnierzy CSB, wylądowali na dachu, armia organizacji związanej z owym wirusem przystąpiła do ataku. Encaitar, Shiro i Spirit schowali się za jedną ze ściań, by doprowadzić do tzw. ''wojny pozycyjnej''. Żołnierz Encaitar dobył ER-345, będącęj nowym rodzajem broni energetycznej, wystrzeliwującej promień fioletowej wiązki energii z pierwiastka zakaraditu, która po dotarciu do celu powodowała eksplozje, zadającą wyjątkowo mocne szkody. Naładowanie broni i kumulacja energii musiała jednak zająć trochę czasu, a atak wroga nasilał się coraz bardziej. Toshiro, Spirit i kilku innych żołnierzy, za pomocą arsenału CSB przystąpili do niewielkiego kontrataku. Udało się złagodzić napór, dzięki odpowiedniej taktyce, pomocy z latających nad świątynią kanonierek no i oczywiście mocy.
- Skąd oni do cholery się biorą! Dużo ich, bardzo dużo. - rzucił Kel Dor – Encaitar..?!
- Spokojnie stary, gotowe. - Odpowiedział spokojnym tonem Encu - Radzę się odsunąć,
W ułamku sekundy powietrze przeciął szafirowy promień, błysk, grzmot. Strzały na chwilę ustały. Formacja wrogich jednostek tymczasowo była rozbita. Dzięki temu udało się oczyścić teren na tyle, żeby dostać się do środka budynku.
Po udanej kontrofensywie, Toshiro bez problemu znalazł jedno z wielu wejść do środka świątyni, pozostawiając dalszy przebieg walki służbom CSB. Shiro wpadł w krótkie zamyślenie, ponieważ w końcu udało się doprowadzić do starcia z przeciwnikiem, na którego do niedawna polował. Nie mógł doczekać się także aż będzie czas, by jego Mistrz sam mu to opowiedział, bo z pewnością owe wiadomości są warte uwagi.. Na dodatek nadal nie było okazji porozmawiać wspólnie o bogatej, kilkuletniej przeszłości.
-To było dość proste, nie sądzicie? - zakpił z wroga Encaitar, całkowicie spokojny i wyluzowany. Sprawiał wrażenie, jakby misja była dla niego formą rozrywki.
- Cóż, przynajmniej nie tracimy czasu – Odrzekł lekko Kel Dor, kktóry następnie skupił się na krótką chwilę, zamknął oczy, wytężył umysł. – pułapek nie wyczuwam wiele.. chyba troszeczkę odpuścili.. Budynek nadal jest od nich zarojony, lecz droga do pokoju CL'a jest w miarę bezpieczna.. co troszeczkę mnie dziwi. Wyczuwam dodatkowo co innego, mianowicie energię ciemnej strony. - Spojrzał na towarzyszy – Jak myślisz Spirit, gdzie jesteśmy?
- Z tego co widzę, to korytarz, prowadzący do głównego holu. Musimy tamtędy przejść, żeby dostać się do pokoju CL'a.
- Tak, dokładnie.. Zatem, ruszamy! - Wypowiedział Toshiro, po czym przygotował sobie już arsenał gotowy do bitwy.
Pierwszy korytarz nie był specjalnie chroniony – jedynie dwóch strażników, których bezproblemowo dało się zaskoczyć, wbijając im miecze świetlne w plecy. Pierwsza niewielka grupa zaczęła zbliżać się do nich dopiero w okolicach holu głównego. Encaitar zza rogu rzucił dwa granaty dźwiękowe, który zdołał na krótką chwilę obezwładnić wroga. Ten czas, choć niewielki, w zupełności wystarczył całej trójce by uporać się z każdą jednostką. Gdy dotarli do holu głównego, trzech towarzyszy przystanęło. Olbrzymie pomieszczenie rozciągało się na metry, o ile nawet nie na kilometr sześcienny. Dawniej znajdowało się tu czerwone, przyjemne dla oka wnętrze, gdzie WoHowicze paradowali wspólnie między potężnymi, złotymi kolumnami podtrzymującymi sklepienie. Jednak obecny widok mógł być wystarczającym dowodem na to, że świątynia to jedynie jedna wielka ruina, pokryta gruzem w większości miejscach. Dziwnym dość faktem było to, że nie osiadło się tutaj żadne menelstwo i inne, podobnie zdegenerowane społeczeństwo planety. Obecnie pomieszczenie wydawało się puste, jakby nie było tu obecnie nikogo. Shiro zatrzymał się na chwilę, coś wyczuł. Kilka sekund później pozostała dwójka również coś wyczuła i w porę odskoczyła. Eksplozja zniszczyła wszystko w promieniu dwudziestu metrów. ''Co do cholery tym razem?!'' zastanawiał się Shiro. Ledwo weszli do holu a już zaskoczył ich pierwszy atak. Nie zdążyli się jeszcze otrząsnąć, a w ich stronę leciały jakieś rakiety. Dzięki mocy, Kel Dorowi udało się wytworzyć swego rodzaju tarczę z energii kinetycznej i ochronić swoich. Za ich pleców dochodził odgłos niewielkich kroków i ciężkich butów wojskowych.
- No proszę, proszę, powinnam była się tego spodziewać po jedi.. - W przestrzeni rozbrzmiał kobiecy, lekko kuszący głos. Gdy Jedi się odwrócili, ich oczom ukazała się z czarnymi włosami, zawiązanymi w kitkę Chissowa piękność, stawiająca delikatne, choć głośne przez ciężki pancerz i w swoim równym rytmie kroki, obracając w palcach dziwnego typu blaster. Jej czerwony, Chissowy wzrok przeszywał niemalże wszystko.. przynajmniej takie wrażenie sprawiał. - Miałam nadzieję skończyć to za jednym zamachem ale chyba.. - Wytężyła zwrok. Wydawało się, że patrzyła na Encaitara, a Encaitar odwzajemniał jej tym samym – Tyy..
- Encu, znasz tą panią? - Kel Dor powoli zaczął kłaść rękę na mieczu.
- Tak, pamiętam ją.. To Łowczyni Nagród, o imieniu Reiy, dość niebezpieczna. Mieliśmy z nią kiedyś kłopot na Ord Mantell.
- Kolejne mięso armatnie, które wysyła po nas ten robal Jarx? - Spirit już stanął w gotowości bojowej.
- Tosiek, ja się nią zajmę. - Encaitar dobył miecza, żółta klinga rozjarzyła się i oświetliła duży obszar. - Już raz z nią się mierzyłem.. Znam mniej więcej jej słabe strony. Wy idźcie dalej, macie swoje zadanie. - Shiro przez chwile miał wątpliwości, choć to nie pierwszy raz, wyjątkowo nie lubił zostawiać przyjaciół. Ma jednak misję do wykonania i pewne kroki są niezbędne do podjęcia.
- Chyba kiedyś o niej słyszałem.. W każdym bądź razie, rozumiem. Spirit, ruszamy do pokoju CL'a. - Spirit przez chwilę również miał wątpliwości, ostatecznie zaufał jednak towarzyszom
- Niech będzie. - odparł Spirit
Toshiro i Spirit skierowali się w stronę pokoju CL'a, Encaitar zaś został, obracając dwa razy miecz w dłoni i przyjmując postawę bojową.
- Nigdzie nie idziecie! - krzyknęła Chiss'ka i wyrzuciła ponownie rakiety wybuchowe, w tym samym czasie Encaitar jednak zaszarżował, zmuszając ją do cofnięcia się i wzlotu w powietrze, skąd mogła mu zagotować mocne bombardowanie swoimi śmiercionośnymi pociskami i eksplozjami. Wczesniej wystrzelone rakiety nie dotarły jednak do celu i trafiły w jedną z kolumn.
- Nie zapominaj, że to ja jestem Twoim przeciwnikiem – rzucił, wraz z groźnym spojrzeniem Shaor.
Kizhar stał nad ofiarą, myśląc już o krwawych torturach, jakie zagotuje bezsilnemu Sunriderowi. Corran na zadane pytanie o holokronie odpowiedział wulgarnym tonem. Rozgniewało to Kizhara, który przestał utrzymywać mocą swoją ofiarę w powietrzu. Już szkarłatna klinga ponownie zaświeciła, uniosła się lekko w powietrze, gotowa zadać kolejne rany, już ruszyła.. Jednakże w ułamku sekundy coś ją zatrzymało, tak jak jej właściciela. Lord Kizhar wtedy uniósł się lekko w powietrzu i został mocą pchnięty na ścianę. Na korytarz weszły dwie osoby, jedna z nich podbiegła do leżącego Corrana, druga zaś, będąca Kel Dorem zwróciła swoją uwagę ku Sithowi.
- Spirit, zajmij się proszę Corranem, tak jak podejrzewałem, będę miał kilka spraw z przeszłości do załatwienia..
- Rozumiem, Shiro – odparł siedzący przy nieprzytomnym Spirit.
- Tyy... Tyy! - To jedyne słowa jakie mógł teraz wypowiedzieć przybity do ściany, przesycony gniewem, nienawiścią. Czerwone oczy błyszczały od gniewu i nienawiści. Starał się uwilonić od przyciśnięcia, lecz było to niemożliwe. W końcu upadł na ziemię, wstał osłabiony i przyciągnął do siebie miecz. - Tyy.. powinieneś.. zgnić w tamtym grobowcu!
- Głupcze – Rzucił mu w odpowiedzi Kel Dor, ze wzrokiem groźniejszym od wzroku jakiegokolwiek smoka Krayta – Czy naprawdę Ty i.. twój mistrz myśleliście, że pozbędziecie się mnie takimi nędznymi metodami, jak zwalenie na mnie kawałka sufitu w grobowcu? Nasłanie na nas zmutowanego smoka Krayta jeszcze mogło poskutkować, ale to poprzednie spotkanie.. jak dla mnie, to kpina.
- A zatem zginiesz z mojej ręki, obiecuję ci dłuugii czas w mojej sali tortur! Lordzie Calavor! - Odparł rozwścieczony Kizhar. Zaraz po tym zaszarżował na Shiro skokiem, wspomaganym mocą, Kel Dor odpalił jedną z dwóch kling miecza, uniknął pierwszego ataku i w odpowiednim momencie ruszył na Kizhara. Sithowi udało się zablokować pchnięcie, wykonać szybki obrót i wyprowadzić kontraatak. Toshiro na zmianę zapalał drugą klingę miecza i szybko gasił, wraz z obroną i kolejnymi atakami, do momentu, gdy wyprowadził celny atak wspomagany błyskawicami mocy. Dzięki temu na chwilę zdezorientował przeciwnika, wyskoczył i mocnym kopniakiem, wymierzonym w głowę, całkowicie ogłuszył i powalił Sitha na ziemię.
- To koniec, Lordzie Kizhar. - Odwrócił się do niego plecami, stosując tym samym mały manewr psychologiczny o lekceważeniu. - Twoja obecność całkowicie mi wystarcza, by domyślić się kto stoi za tymi zbrodniami, nękającymi WoH od lat. - Kizhar powoli podnosił się i łapiąc haczyk na ''zniewagę'', ponownie zapalił miecz i miał już ruszyć, wstać, coś krzyknąć, jednakże Kel Dor był szybszy – wykorzystując moc, by pomnożyć prędkość swojego ciała, przebił serce przegranego, a potem przeciął głowę w połowie, całkowicie wypalając oczy i kawałek mózgu. Gdy walka się skończyła, uczeń podbiegł do leżącego Mistrza i opiekującego się leżącym towarzysza.
Corran leżał nieprzytomny. Jego ciało znajdowało się w bardzo ciężkim czasie – liczne rany, oraz oparzenia od błyskawic mocy. Jedi, za pomocą mocy, robili co mogli, by utrzymać nadal wszelkie funkcje życiowe, by przywrócić rannego do normalnego stanu, lecz efektów wielkich widać nie było.
- Kapitanie Enadiz – Toshiro wstał, wyjął komunikator, by zdać raport Kapitanowi – misja wypełniona.
- Słucham raportu. - odpowiedział głos Kapitana z komunikatora
- Znaleźliśmy Sunridera. Jest nieprzytomny, w ciężkim stanie, na szczęście nadal żyje. Robimy co możemy by go uratować.
- Rozumiem. Musicie wydostać się z tego miejsca jak najszybciej.
- Myślę, że zainteresuje Pana także fakt, że Sunrider został zaatakowany przez sitha. Na całe szczęście udało nam się przyjść na czas. Gdybyśmy spóźnili się chociaż o sekundę, z Corrana mogłaby zostać jedynie kupka prochu.
- Jak sytuacja z danymi z komputera CL'a?
- Obawiam się Kapitanie – Shiro spojrzał w kierunku biura i roztrzaskanego biurka -, że będzie ciężko dane pozyskać.. postaram się zrobić także i w tej sprawie wszystko, co w mojej mo..
Nagły, głośny huk rozbrzmiał dookoła. Ziemia zaczęła się trząść. Pojawiło się z nikąd tysiące dźwięków, Owej kakofonii zaczęła towarzyszyć materializacja czarnej energii wokół martwego ciała Kizhara.
- A to co..? - Zapytał przerażony lekko tym zjawiskiem Spirit. Bez wątpienia, ciemna strona mocy zaczęła się skupiać co raz bardziej. Shiro poznawał owe odczucia. Podobna energia trafiła w niego i jego towarzyszy podczas rozmowy z huttem. Zerwał się potężny wiatr, z nieznanego źródła. Cialo Lorda Kizhara uniosło się lekko w powietrzu, a potem.. cała ta mroczna energia wstąpiła do ciała. Ciało upadło na ziemię podobnie, a potem, wręcz ociekający mroczną energią wstał, jakby został wskrzeszony. Jego oczy zapłonęły ciemnym blaskiem. Mroczna energia, która wypełniała całe pomieszczenie, z każdą chwilą co raz bardziej starała się przytłoczyć wojowników Jedi. Postać była pokryta w całości mroczną energią. Nie otwierał ust, a wydobył od siebie słowa, których dźwięk brzmiał niczym śpiew najmroczniejszej stali.
- Czekałem baardzo długo, na ową konfronatcję...
Spirit
Wysłany: Wto 16:49, 19 Mar 2013
Temat postu:
Spirit milczał nie wiedząc za bardzo co odpowiedzieć, znał skądś Encaitera ale nie pamiętał kiedy mógł się z nim spotkać. Dawniej wiele podróżował za nim pierwszy raz przekroczył próg świątyni do której obecnie zmierzali.
Pozdrowił Encaitera skinieniem głowy po czym podszedł do jednej ze szafek. Jeden z mieczy przyczepił do klamry widocznej na pasku, drugi zaś do klamry schowanej z tyłu pod szatami.
Odwrócił się, może i cały czas sprawiał wrażenie spokojnego i opanowanego ale wgłębi ducha był roztrzęsiony, Corran jest w świątyni, do tego odcięty od mocy, w obecnej chwili musi radzić sobie sam do póki do niego nie dotrą.
- Cóż Toshiro powinniśmy się sprężać, każda sekunda jest cenna ... - głos mu się urwał
"Cholera nie jest dobrze" Spojrzał w prost w oczy Kel Dora po czym spojrzeli obaj na Encaitera
- Ruszamy ! - Krzyknął Spirit, jeśli to co odczuwam jest prawdą to Corran jest w niebezpieczeństwie ....
Przynajmniej tak mu się wydawało
Tőshirő
Wysłany: Pon 17:57, 04 Mar 2013
Temat postu:
Smoczyca zaryczała ponownie, w jeszcze większym gniewie. Zaczęła w furii walić głową w ściany, a seria uderzeń potężnego ogona odciskała swoje piętno na posadzce. Niemalże trafiła w lożę. Shiro w swej medytacji nad potworem również stawał się coraz bardziej niespokojny. W umyśle zielonej kreatury panowała burza okropnych wspomnień, wielu negatywnych emocji, po części zostawiła w tym swój ślad ciemna strona mocy. Każdy obraz wspomnień to ciasna klatka, w której nieustannie przeprowadzano na smoczycy doświadczenia. Otworzył błyskawicznie oczy i wydał komendę ''UWAGA!''. O to nadszedł kolejny atak.
-Jest źle, bardzo źle, wpadła w ogromny szał - rzekł Shiro, oddając z maski długi wydech - Najlepiej byłoby wskoczyć na grzbiet i dotrzeć w jakiś sposób do loży Hutta.. Niestety, jej skóra jest zbyt toksyczna.. - Tym razem zwrócił się ku wiecznie przytulających się Squito i Zeltronce
-Zabraku! Na pewno nie raz nie dwa znalazłeś się w podobnej sytuacji. Mnie już osobiście kończą się pomysły.. Postaram się chociaż odciągnąć jej uwagę..
Kel Dor odskoczył na większą odległość.
-Równowaga musi zostać zachowana.. - wypowiedział owe słowa do siebie ciszej - Hmh, na prawdę nie mam wyboru, niech to.. - Zamknął oczy na dwie sekundy, by wyciszyć wszystkie myśli i skupić się jedynie na wartkim strumieniu mocy, które go otaczało.. Nadzieja.. Jak olśnienie spada na artystę, niczym grom z jasnego nieba, tak teraz najcenniejsza wartość jego zakonu wypełniła całe jego ciało.. Tym razem jednak to coś oznaczało. Owa nadzieja nie pochodziła z serca Kel Dora, a jeśli już to tylko przez nie przepływała.. to oznaczało, że coś się za chwilę wydarzy.. Ale co? jaki cud mógłby uratować piątkę ocalałych z tak beznadziejnej sytuacji? Jeśli jednak moc podpowiada, że warto walczyć dalej, niech tak będzie. Shiro rozejrzał się po całej Venacie, gdzie dookoła były głównie pozostałości po rzezi, jaką urządził hutt.. zebrał w sobie emocje gniewu i nienawiści i je skierował prosto na zieloną bestię. Tym razem nie celował w umysł lecz w serce, które powoli spowalniało tępo swojej pracy.. i ustałoby, jeśli potwór nie zaatakowałby. Gdyby nie kolejny, udany unik, Jedi za pewne znalazł by się w cuchnącej paszczy, jako.. papka, nie martwe ciało.
W tym momencie do hutta podszedł jeden ze strażników, by przekazać mu jakąś wiadomość. Nie wiadomo co, wiadomo jednak, że wywołała ona nie małe przerażenie na twarzach profesora i Jarxa. Wtedy dało się także usłyszeć pewien dźwięk, który stawał się coraz głośniejszy.. może to odgłos silników.. może to jakaś reklama.. nie.. Shiro słyszał już to coś poprzednio, te dość charakterystyczne silniki.. Minutę później nad areną pojawiły się cztery kanonierki z logo CSB, które zaczęły ostrzeliwać smoka z dział. Jedi nie krył zarówno zdziwienia jak i radości. Nigdy nie spodziewał się, że armia planety przybędzie z odsieczą dla jakiegokolwiek Jedi.. A może po prostu namierzyli Jarxa jako dowódcę Mafii.. Nie zastanawiał się ani trochę, ponownie spróbował użyć swojej techniki, tym razem udało mu się zatrzymać pracę serca potwora, a kanonierki dokończyły robotę. Smoczyca padła martwa z hukiem. Nie tylko na arenie, ale w całym budynku powstało wielkie zamieszanie. Z loży dało się usłyszeć serie strzałów.. nawet tam dotarło CSB.
-Zaufaliśmy mocy, ponownie nas nie zawiodła.. Spirit'cie, mój przyjacielu, mam nadzieję, że jak tylko się stąd wydostaniemy, to odpoczniemy trochę. Możliwe, że CSB zdobyło jakieś informacje dotyczące M. Corrana, skoro się tutaj zjawił cały oddział. No Zabraku, nie musisz już.. - Zauważył, że Squito i Zeltronka zniknęli bez śladu. Nie zdążył się już rozejrzeć, ponieważ z dwóch kanonierek, które wylądowały na arenie, wyszło dziesięciu wojskowych.
- Ah.. gdy tak patrzę na to martwe cielsko, mam ochotę pobrać jeszcze próbki.. niestety muszę to odłożyć chyba na kiedy indziej. Cóż, ciesz się rzezimieszku.. - Zwrócił się do ostatniego żyjącego Nie-Jedi - Masz szczęście, może Cię uniewinnią.. - wypowiedź przerwali funkcjonariusze CSB, którzy powoli podchodząc, trzymali w rękach broń w gotowości do strzału ''STAĆ! Jako funkcjonariusz CSB aresztuję was, Jedi!'' Tőshirő i Spirit patrzyli się zaskoczeni. Kel Dor westchnął.
- No tak, rozumiem, wasze przepisy. Niech będzie. Zgaduję, że mamy oddać broń. Spirit i Ty także ocalony, oddajcie broń, ominiemy kłopotów. Wybadają sprawę i zwrócą nam wszystko. - Oręż został im skonfiskowany, po za tym, jako więźniowie, nie mieli przy sobie nic więcej. W drodze na pokład kanonierki, rzucił jeszcze krótkim pytaniem. - Czy moglibyśmy chociaż się dowiedzieć, jakie są przyczyny pojawienia się oddziałów militarnych CSB w podziemiach?
- Mamy rozkaz aresztowania każdego, żyjącego Jedi.
- ''Każdego, żyjącego Jedi''? Dlaczego? Dobrze wiem, że posądzacie nas o wiele szkód nie tylko na Coruscant, ale..
- Swoje wyjaśnienia przedstawisz Kapitanowi, nie mi, ja tylko wykonuję rozkazy.. - wypowiedział ostatnie zdanie, opuszczając lekko głowę. Spojrzał na jeńców z ukosa - lecz gdybym to ja tu wydawał rozkazy, na Coruscant nigdy więcej nie byłoby jedi..
Pojazd w końcu wyleciał po za obszar areny. Trzech jeńców siedziało obok siebie, będąc cały czas na celowniku co najmniej dziesięciu karabinów najlepszego obecnie modelu, E-55. Mrok spowijał całą okolicę. Venata z nieco większego miejsca, była na prawdę zadziwiającą budowlą, szczególnie będąc częścią świata podziemnego. Oficer, który przyprowadził jedi na pokład, właśnie próbował skontaktować się ze swoim Kapitanem.
- Sir! Misja wykonana! Mamy dokładnie tych co Pan chciał. Opisy się zgadzają. Nie udało nam się przechwycić hutta, mamy jednak kilku jego wspólników. Jesteśmy w drodze do celu. Porucznik Bengwar Out!
Toshiro podziwiał w zamyśleniu widoki.. które niemalże cały czas obejmował mrok, mrok i tylko mrok..
- Heh, a zatem lecimy teraz do głównego biura CSB jak mniemam, Spiricie. To dość nie daleko świątyni.. - Spojrzał na twarz przyjaciela - wiesz, zawsze zastanawiało mnie, co M. Corran lubił w tamtym miejscu.
W oddali można było zobaczyć w końcu światło dnia codziennego.. Nareszcie na powierzchni..! Na przyjemnym, czystym powietrzu powierzchni planety, wśród dźwięku miliona najróżniejszych maszyn, przeszywających przestrzeń między budynkami, lub chmury powoli zachodzącego słońca.. Dopiero teraz Kel Dor poczuł w sercu prawdziwą ulgę.. do czasu aż ujrzał dym, w miejscu, w którym mniej więcej ulokowana była Świątynia i nieustannie zbliżali się do tego miejsca. Już pozostał tylko jeden zakręt, a ponownie będzie możliwe zobaczenie Wspaniałego budynku WoH.. w tym i co raz bliżej do źródła ponurej chmury.. i.. Dwa okręty CSB górujące nad budynkiem? Kolejna walka.. Wyglądało to tak, jakby oddziały planety próbowały przejąć kontrolę nad Świątynią. Ale dlaczego? Co takiego znajdowało się tam ważnego dla nich? I co do cholery oznaczał ten dym? Toshiro miał złe przeczucia. Zbliżali się do jednego z okrętów. Gdy wylądowali, kolejna gruba umundurowanych strażników już na nich czekała. Prowadzili jeńców przez kilka korytarzy, aż w końcu znaleźli się w miejscu, w którym Kel Dor nigdy nie spodziewał się znaleźć, przynajmniej nie w takiej sytuacji - w Centrum Dowodzenia. Czekała już na nich starsza osoba nosząca umundurowanie typowe dla Kapitana. Kapitan czekał wyprostowany, z dumną postawą, co w połączeniu ze srogą miną i nie małym wzrostem dawało zastraszający efekt.
-Trochę czasu minęło, odkąd widzieliśmy się ostatni raz, chłopcze Sunridera - zabrzmiał w pomieszczeniu donośny głos owego osobnika - Strażnicy, rozkuć i odmaszerować!
-Tak jest! Kapitanie! - zasalutowali wojskowi i rozkuli Jedi, po czym oddalili się.
-Witaj Kapitanie Enadiz. Cóż, cztery lata, od czasu tamtej misji na Korribanie. - Shiro rozejrzał się dookoła - nie przypomina mi to pokoju do przesłuchań, a słyszałem, że macie nam jakieś zarzuty do..
-Nie ma na to czasu, chłopcze. Oczyścicie swoje dobre imię, bez względu na to co zrobiliście. Zastanawiacie się prawdopodobnie co się dzieje nad waszą ukochaną świątynią. Sunrider został porwany, a potem wrócił, obwieszczając o dużym zagrożeniu dla nas wszystkich. Wszystkie informacje znajdują się ponoć w pokoju CL'a, tam też się udał. - Toshiro nie krył zaskoczenia, ani radości. Jego dawny Mistrz wrócił.. To by wyjaśniało jego złe przeczucia, jakie odnosił podczas pobytu na arenie, wobec swojego dawnego domu. Jednakże, nigdzie nie można było wyczuć śladu Corrana, jakby nie istniał..
-Kapitanie, nie mogę wyczuć M. Corrana w żaden sposób, ani nie mogłem wcześniej. Coś jest nie tak.. Wiedziałbym, gdyby tu przybył, jednakże nic nie..
-Wiem chłopcze! Mówił, że został w pewien sposób odcięty od mocy.
-Odcięty od Mocy?! Jak?! Takie przypadki zdarzały się już kiedyś ale to raczej niemo..
-Nie wiem! I nie mnie o tym dyskutować. Jedyny problem jest taki, że straciliśmy z nim kontakt..
-Rozumiem, że mamy tam ruszyć i go odnaleźć - Odezwał się po raz pierwszy Spirit, który cały czas - od opuszczenia areny, do teraz, zachowywał stoicki spokój.
-Dokładnie tak.. około pięciu minut temu, Sunrider dotarł do swojego celu, jednakże zaraz potem straciliśmy z nim kontakt.. Shaor! - zwrócił się do dość młodego żołnierza, z charakterystycznymi, rudymi, roztarganymi włosami. Shiro patrzył przez krótki moment na ową osobę, jakby na dawnego znajomego.. - Zaprowadzisz tych dwóch do zbrojowni B13. Tam czeka na nich ich ekwipunek. Powodzenia, Jedi.
Jedi podążali za wojskowym Shaorem prosto do zbrojowni, maszerując przez kilka nie długich korytarzy. W końcu rudowłosy zatrzymał się przy jednych z drzwi i użył kodu dostępu. W zbrojowni B13 znajdował się cały ekwipunek Jedi, który stracili przed wpadnięciem w ręce hutta, a także trochę sprzętu, należącego do CSB. Żołnierz oparł się o ścianę z założonymi rękoma.
-Ajaj, Tosiek.. Od naszego ostatniego spotkania dużo czasu nie minęło, a nasze drogi schodzą się ponowie. Dodatkowo, jak zwykle masz talent w pakowanie się w tarapaty. - Gdy Kel Dor był już w pełni wyposażony - dawna, czarna zbroja, miecz, trochę sprzetu bojowego CSB - odparł krótko z uśmiechem.
-Encaitar. Cóż, od czasów DoH sporo nie minęło, faktycznie.
-Wyroki mocy są zaiste przedziwne.
-Na to wygląda. Spiricie, mój przyjacielu, to jest Encaitar Shaor, dawny Mistrz z zakonu jedi Obrońców Honoru. Jeden z najlepszych szermierzy jakiego znałem. - ponownie zwrócił się do Encaitara - Coś czułem, że rola wojskowego zawsze pasowałaby do Ciebie bardziej. Z tego co wiem jednak, CSB nie jest pozytywnie nastawione do Jedi..
-Nie wiedzą kim byłem, po za Kapitanem Enadizem. No dobra, zbierajcie się, lecimy skopać tyłki tu i tam.
-O, czyżbyś leciał z nami? - Odparł Kel Dor - Nie masz przypadkiem czego innego na głowie teraz?
-Czasem trzeba się zabawić - Rzekł rudowłosy, poklepując lekko swój karabin generacji E-61.
Spirit
Wysłany: Nie 19:18, 17 Lut 2013
Temat postu:
Spirit w ostatniej chwili zdążył mocą wstrzymać oddech by jego płuc nie roztopiły drażniące, śmiercionośne opary. Pomagał Toshiro w uspokojeniu bestii stojąc niebezpiecznie blisko niej, bez tej techniki byłby bez szans. Oglądał straszne sceny które rozgrywały się tuż przed nim, przeraźliwe krzyki i wycie towarzyszyło konającym na arenie … wstrząsnęło to nim ale bardziej szkoda mu było zeltronki. Wiedział że dla niej jest to o wiele bardziej przerażające przeżycie. Współczuł jej ale jeszcze bardziej wstrząsnęło nim późniejsze zachowanie Zeltronki. Gdy na chwile stracił ją z oczu by wzmocnić więź jego i Toshiro z Kryatem po ponownym ujrzeniu Soni była już inną kobietą, pewną siebie z karabinem blasterowym w rękach.
-He … tego się nie spodziewałem – zdziwiło go to
„No proszę, nasz towarzysz ma nie tylko dar do odbierania życia”
Ponownie wyostrzając zmysły zaczął oplatać umysł bestii mackami mocy przejmując i manipulując uczuciami potwora, pomagając przy okazji Toshiro w skomplikowanym rytuale ułagodzenia i powstrzymania bestii w morderczym szale.
Operacja była niezwykle skomplikowana jednak jego opanowanie w tym momencie było nie zwykle kluczowe. Zdawał sobie z tego sprawę i nie chciał zawieść zaufania Toshiro w tak ważnym momencie, małe potknięcie i może się z nich zrobić mokra plama. Ale nie chciał sprawić przyjemności temu Obślizgłemu Huttowi.
Udało mu się wszczepicz końcówki macek w punkty w umyśle po czym …po czym nagła fala niesamowitego cierpienia i rozpaczy zalała go, spojrzał na Kel Dora i w jego oczach dostrzegł że jego również to dosięgło. Uczucia smoczycy dosłownie ich zalały. Zaczął oddzielać jej uczucia od własnych tworząc pomiędzy nimi coś w rodzaju bariery jednak raz za razem dosięgały go echa licznych eksperymentów i katuszy. Udało im się chwilowo obezwładnić smoczycę ale co dalej? Odwrócił się w stronę Zabraka i dostrzegł jak wraz z Zeltronką ruszyli w ich stronę. Spojrzał na Toshiro …
-A masz… ty czarci pomiocie … -
Ból … ból … ból
-A żebyś zdechła, nie chcesz się słuchać to masz …-
Ból … kolejne fale uderzeń wymyślnymi narzędziami tortur, fale prądu i gorących prętów… liczne oparzenia na ciele
-Choć tu choć … co oni ci zrobili … hehehe
Zastrzyk …. Kolejne zastrzyki i ból … śmierć … odeszła ... została sama … ból … ból … fala rozpaczy ... a potem ....
Gniew … żądza mordu ...
Spojrzała na niego, jej oko zatrzymało się na nim, potężne i błyszczące. Zrozumiał ją, jej ból i wiedział kto to zrobił.
Spojrzał w kierunku widowni. Koło Hutta stał facet w białym fartuchu, człowiek który udawał jej przyjaciela a tak naprawdę wykorzystał ją gdy była mała do eksperymentów …
Ale czy one czują w takim stopniu? Czy to co odczuł to jej prawdziwe uczucia czy tylko jego wyostrzona empatia?
-Zabijemy ją? Chyba zrozumiała że to nie my jesteśmy jej wrogami a ci którzy jej to zrobili?
Nie czekał na odpowiedź Toshiro który nadal powstrzymywał smoczyce przed jakimkolwiek ruchem.
Jeśli chodzi o manipulowanie umysłem i kontrolą części pamięci i uczuć to jednak Spirit akurat w tym się nie mylił.
W jego dłoni pojawił się miecz a niebieska klinga zapłonęła jak nigdy dotąd.
Jego spojrzenia zamarło na widowni.
Jeśli go zgładzi smoczyca nie powinna już stanowić problemu. I uda im się skupić na Huttcie i reszcie.
Tą myśl posłał Toshiro.
Tőshirő
Wysłany: Nie 0:34, 17 Lut 2013
Temat postu:
Wielu oddawało swoje ostatnie strzały z blasterów, ostatnie krzyki, za nim potężna samica Krayt nie zmiażdżyła lub ogromne kłęby dymów nie roztopiły ich ciał. Owe trujące opary rozpraszały się po arenie, niszcząc, zabijając i rozkładając wszystko co tylko mogły napotkać. Toshiro osłaniał swoich sprzymierzeńców - Spirita, Squito, Sonię - za pomocą mocy telekinezy, tworząc charakterystyczne kuliste tarcze. Nie było to trudne zadanie. Prawdziwym zagrożeniem było szarżujące, nacierające, zajadające się ciałami poległych monstrum. Nawet dla dobrze wyszkolonego Jedi uniki przed gigantycznymi koniczynami lub trującymi pnączami, stanowiły wyzwanie, mimo to Kel Dor bywał już w gorszych sytuacjach.. Na myśl przyszło mu wiele bardzo starych wspomnień, pochodzących jeszcze przed momentami jego pobytu w zakonie WoH. Czasy nieustannej wojny, ciągłej walki o przetrwanie, może także rywalizacji..
Calavor wszedł na mostek pokładu, poruszając się dumnie, z pewną gracją. Darth Deriphar stał z założonymi rękami, podziwiając widoki planety Korriban, od strony, gdzie panowała noc. Jego uczeń zbliżył się do mistrza i ukląkł.
-Bardzo dobrze, mój uczniu. Ten artefakt to ostatnia część potrzebna mi do odprawienia rytuału. Moja przeczucia ani trochę nie zawiodły, kiedy Cię odnalazłem. Przeszedłeś przez wszystkie próby niemalże wzorowo.
-Dziekuję, Mój Lordzie. Zadanie nie było aż tak trudne. Artefakt był strzeżony jedynie przez niewielką grupę nędznie wyposażonych piratów.. do teraz zastanawiam się czy w ogóle wiedzieli, co przechowywali.
-Wątpię. w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przypadków wiedza jest mocno.. ograniczona - Odwrócił się do swojego ucznia. Jego twarz była jak zwykle zasłonięta przez czarną, stalową maskę - Myślę, że czas na twoje ostatnie zadanie, do ukończenia próby.
-Co tylko rozkażesz, Mój Lordzie.
-Twoim ostatnim zadaniem, będzie pozbycie się Dartha Newadera, mojego odwiecznego rywala..
-Dartha Newadera?! To przecież członek gruby najbliższej..
-Tak samo, jak i ja! To jedyna osoba, która jakkolwiek mi przeszkadza do ukończenia celu. Możesz zrobić to w taki sposób, jaki uważasz za słuszne.
-Dlaczego po..
-Bez żadnych pytań.
-Jak sobie życzysz, Mój Lordzie..
Liczne bitwy, wojny, zdrady.. Calavor po wypełnieniu wszystkich zadań, nawet tego ostatniego i po śmierci jego Mistrza, Dartha Deriphara, dostał tytuł Lorda. Wtedy otworzyła mu się droga do dalszej kariery i rozwoju. Los jednak chciał inaczej. Lord Calavor został zdradzony niegdyś przez najbliższego przyjaciela i zmuszony do ucieczki i ukrywania się, do życia na wygnaniu..
Toshiro ponownie skupił się na bitwie. Wraz z przybyciem wspomnień, przybyły także spokój i opanowanie. Uniknął bezproblemowo kolejnego ataku, odskakując daleko w bok. Spojrzał na potwora, który zwrócił swoją uwagę właśnie na niego. Kel Dor skupił się jeszcze raz. Starał się zajrzeć w głąb bestii, głęboko w jej umysł, naturę.. Smoczyca uspokoiła się, nie odrywając wzroku od ofiary. Wszystko dookoła zamarło. Zaglądając w głąb bestii, dojrzał niewiarygodny ból i cierpienie, spowodowane licznymi eksperymentami, substancjami.. Potwór ponownie zapadł w szał, obijając ogonem, łapami i łbem o ściany z niewiarygodną siłą, rycząc przy tym tak głośno, że można było zastanawiać się co powodowało trzęsienia ziemii - jej dźwięki czy uderzenia?
Squito
Wysłany: Wto 16:22, 12 Lut 2013
Temat postu:
Squito nigdy nie zapuszczał się poza Coruscant, a o Kraytach słyszał tylko z opowieści przy alkoholu w knajpach. Jednak to, co opisywali domniemani "Łowcy" nijak się miało do tego co widział przed sobą. W pierwszej chwili pomyślał, że już po nim. Mógł walczyć z Rakghoulami, Cthonami, raz pokonał nawet Coruscańskiego Ogra. Rancor również nie stanowiłby problemu. Ale to? Smok Krayt i do tego zmutowany był zwyczajnie ponad jego siły. Miał wątpliwości nawet co do Jedi. Widział w ich zachowaniu strach, niepewność. A skoro nawet oni czuli strach, to sprawy naprawdę mają się źle.
-"To już koniec, prawda?" - wyszeptała mu do ucha trzęsącym się głosem Sonia. Squito miał dla niej tylko jedną odpowiedź. Stał nieruchomo, ze wzrokiem wbitym w szalejącego Krayta. Nieliczni ocalali strażnicy Areny przyłączyli się do Jedi by razem stawić czoła koszmarowi. Walczyli, ale ich szeregi szybko się kurczyły. Zabrak zamyślił się głęboko, na chwilę tracąc kontakt z rzeczywistością. Przez tę chwilę poczuł się dziwnie, jakby spadał z dużej wysokości ku przepaści, której dna nie widać. Zaraz po tym uczuciu zobaczył coś. Dosłownie przez ułamek sekundy widział coś co sprawiło, że w jego sercu znów zapłonął ogień odwagi. Ten ogień strawił strach i obudził w Łowcy Nagród inne uczucie - gniew, nienawiść. Nie pozwoli, żeby jakaś przerośnięta yuuzhania kreatura zepsuła obraz, jaki przed chwilą widział. Po tym co przeszedł, zasługiwał na to co zobaczył. Zacisnął pięści, poprawił płaszcz i przekręcił głowę, by rozluźnić mięśnie karku. Rozległ się głośny chrzęst kręgów.
-"Zabijemy to monstrum!" - odezwał się wreszcie do Soni cały czas patrząc na krwawą rzeź przed sobą. "Nie ma innej opcji. Zabijemy tego Krayta, potem Hutta i jego bandę a potem uciekniemy stąd. Najdalej jak to jest możliwe."
Soni stanęła przed nim i spojrzała mu w oczy. Z jej oczu ciekły strugi łez. Zeltroni jak żadna inna rasa była wyczulona na nieszczęście. Ich domeną była zabawa, radość, współczucie. Generalnie byli dobroduszną rasą. Widok tego monstrum i perspektywa śmierci poprzez pożarcie musiała wstrząsnąć Soni jak nigdy.
"O czym ty mówisz? Nie widzisz co się tam dzieje? Oni wszyscy giną i my też zginiemy, nie ma in.." - urwała, bo Squito porwał ją w ramiona i spojrzał wreszcie w oczy. Przytulił ją do siebie i powiedział:
"Nie zginiemy, uwierz mi. Przed chwilą miałem wizję...wizję Mocy." - powiedział. Zeltronka zamilkła ale łzy wciąż leciały jej po policzkach. "Nie znam się na Mocy, jej technikach. Znam tylko podstawy, tyle by być skutecznym łowcą i nigdy jak żyję nie miałem wizji od Mocy. Jedi mówią, że Moc ma wobec nas plany, że każdy ma jakieś przeznaczenie. Myślę, że właśnie widziałem nasze a to oznacza, że mamy przyszłość Soni. Poza tą areną, poza tym wszystkim. Uwierz mi" Otarł Zeltronce łzy gdy ta próbowała coś odpowiedzieć. Wydawała się już spokojniejsza, ale wciąż drżała. "Opowiedz mi o tej wizji" - wyszeptała. Squito odetchnął głęboko z uśmiechem i wtulił głowę Zeltronki w swoją pierś.
"To trwało zaledwie kilka nanosekund, ale wystarczyło, by dać mi nadzieję." - przerwał na chwilę, by zebrać myśli i przywołać obraz z pamięci. "Widziałem nas, razem w jakimś ogrodzie. Przytuliliśmy się do siebie i pocałowaliśmy. Wydawaliśmy się szczęśliwi. Ty płakałaś, jak teraz." - opowiedział. "To wszystko. A nawet więcej. I nie pozwolę, by to paskudztwo zabrało nam tę przyszłość."
Zeltronka przestała drżeć. Jej zmrużone oczy świadczyły o skupieniu. Dzięki telepatii i częściowej wrażliwości na Moc mogła poczuć to, co jej ukochany. Zanurzyła się w tych emocjach, wypełniła nimi i zobaczyła ten sam obraz, co Zabrak. Wciąż miała zamknięte oczy, ale odezwała się: "Tak, teraz to widzę. I chcę być tam z tobą". Uniosła głowę i spojrzała mu w oczy. Zabrak pocałował ją w usta, a ona odwzajemniła pocałunek. Ta kilkanaście sekund zdawało się trwać całą wieczność. Trwali tak w uścisku miłości nie zważając na to, co się działo wokół nich. Galaktyka przestała dla nich istnieć. Była tylko ich dwójka i nic więcej się nie liczyło. Wreszcie pod kilku eonach oderwali się od siebie. "Naprawdę tego chcesz?" - zapytał Squito. Zeltronka tylko kiwnęła głową. W jej oczach widział żar pasji pewność siebie, może nawet trochę gniewu. Jej mina i oczy sprawiły, że wziąłby ja tu i teraz ale musiał poczekać. "Na co więc czekamy?" zapytała. Podeszła do jednego z trupów i podniosła od niego stary, dobry Karabin blasterowy E-11. Zrobiła to z takim wdziękiem, że Squito zakręciło się w głowie. By się skupić przeładował własny zdobyczny karabin i podszedł do ukochanej. Smoczyca właśnie rozszarpała kolejnego nieszczęśliwca na kawałki, rycząć przy tym tak głośno, że ściany Venaty aż się zatrzęsły.
"Bierzemy co jest nam dane...prawda?" - rzuciła. Popatrzyli na siebie ostatni raz i ruszyli naprzód, ku przeznaczeniu...
Tőshirő
Wysłany: Pon 1:36, 21 Sty 2013
Temat postu:
Toshiro przestawił się na tryb obronny i przyjął pozycję oznaczającą gotowość do walki. Jeden z już nadchodzących wyjął blaster, celując właśnie w niego, lecz Kel Dor nagle.. zniknął? Takie wrażenie odnieśli, lecz tak naprawdę wykorzystał umiejętność manipulacji nad czasem, by szybko dobiec do przeciwnika. szybko Ruszył szybkim biegiem najpierw w prawo, zatoczył niewielkie kółko i ''pojawiając się'' pomiędzy nimi, wyzwolił z siebie masywną falę energii kinetycznej, by odepchnąć i wytrącić z równowagi wszystkich dookoła. Z któregoś blastera wyleciał wtedy strzał, lecz chybił, trafiając gdzieś w ścianę. Shiro nie tracił czasu, natychmiast skierował swoją uwagę ku temu, który trzymał w pasie miecze świetlne. Przyciągnął mocą wspaniałą rękojeść podwójnego miecza, a potem drugą, należącą do jego towarzysza - Spirita.
-Spirit! Łap! - Jedi złapał miecz we wspaniałym skoku ku Kel Dorowi a wtedy rozbłysły ponownie w boju, obok siebie trzy wspaniałe klingi - zielone i niebieska. Odgłosy, jakie wydawały tłumy widzów wskazywały na dość mocne zdziwienie, bo o to na arenie pojawili się po raz pierwszy Rycerze Jedi. Komentator nie pomylił się ani trochę, choć on sam był zaskoczony widokiem - Te rozgrywki będą wyjątkowe tego wieczora.
Przeciwnicy powoli wstawali ze swoich miejsc, szukając upuszczonych blasterów. Na ich oczach malował się nadzwyczajny strach i część z nich na czworakach próbowało oddalić się jak najdalej od zagrożenia. Byli też tacy odważni, co celowali w głowę Kel Dora z jednego metra, lecz tym dość szybko głowa stoczyła się na ziemię. Wówczas otworzono dwie bramy - z jednej wyleciał rój krwiożerczych, zmutowanych rakghouli, który natychmiast zaszarżował na każdą istotę stojącą na arenie, z drugiej zaś wydobył się ryk, dość znany.. należał do masywnego stworzenia, zwanego rancornem.
-Do wszystkich, którzy tutaj stoją na arenie! - Krzyknął Toshiro - Mamy szansę przeżyć i wygrać, by jednak się udało, musimy współpracować! Wszyscy!! - Rakghoule były już zaledwie kilka metrów - Blastery do ręki! Ustawić się w pozycję obronną i strzelać do każdego! My zajmiemy się obroną was. - Wielu było nieco zaskoczona słowami Tośka, lecz w obliczu tego co nadciągało, dość szybko przyznano mu rację. Padły wówczas pierwsze strzały, które niestety, nie wydawały się być szczególnie skuteczne na ten typ skóry. Padły dwa rakghoule, lecz wtedy dotarły do broniących się. Jedi starali się ochronić strzelców jak tylko mogli - Toshiro, niemalże w tańcu, powodował, że seria obrotów i podskoków i przecięć sprawiała, że wokół niego rosło powoli cmentarzysko, niestety nawet on nie mógł zagwarantować strzelcom pełnej ochrony, a znaczna część została już pogryziona i powalona na ziemię, przez zabójcze kły i pnącza zmutowanych potworów. Rancor zaś maszerował powoli, jedząc to co stało mu na drodze, łącznie z rakghoulami - żywymi lub nie. Ciężko powiedzieć czy owy jad, które wydzielały mu smakował. W końcu dotarł także do Jedi. Walnął potężną pięścią w podłogę, która zatrzęsła się i kilku straciło nawet równowagę, lecz Kel Dor i Spirit podskoczyli i z dwóch stron przecięli nogi monstrum, wskoczyli na ramiona, dokonując przy tym ostatecznej egzekucji poprzez przebicie szyi na wylot i przejechanie mieczem całej szczęki. Wielkie, brązowe bydle zostało powalone na ziemię, miażdżąc cielskiem pozostałe Rakghoule i wielu ocalałych. Została już tylko jedna osoba z tamtej ekipy, trzymająca jeszcze blaster w ręku.
-Uh.. mało brakowało.. - Westchnął Shiro - Straciliśmy niemalże wszystkich tych najemników. Obawiam się, jednak.. - skierował wzrok na największą bramę - ..że to jeszcze nie koniec..
Potężny, niezwykle głośny ryk wydobył się zza krat po raz drugi. Sama potęga odgłosu mogłaby już kogoś wytrącić z równowagi. Takie dźwięki wydawał potwór, który żyje pośród nieskończonych piasków planety Tatooine. Toshiro uśmiechnął się - Aha, mamy do czynienia z samcem chyba.. - Ryk zagrzmiał po raz kolejny, a kraty powoli zaczynały się otwierać - yy nie, pomyliłem się, to jednak samica i to wyjątkowo wkurzona. Przyjaciele, przygotujcie się na niezły sajgon..
Kraty zatrzymały się a z ciemności zaczęła wyłaniać się ogromna, zielona łapa, owiana pnączami, wydzielającymi trujące opary, równa wielkości jednemu, dorosłemu rancorowi, sprawiająca, że podłoga zaczęła topnieć przez wydzielane ze skóry substancje. Efekty ryku potwora były teraz spotęgowane, przez co ziemia zaczęła się trząść jak i ściany. Całą arenę zaczął wypełniać nie miły odór, a z klatki wyszła w pełni swojej okazałości - niebywale zmutowana technologią Yuzhan, smoczyca krayt, postrach pustyń tatooine. Ten osobnik miał rozmiary nadzwyczajne - rogi z głowy sięgały niemal sufitu. Z jej paszczy i z niemalże całej części ciała wypływała zielonkawa maź, która w zetknięciu się ze stalową powierzchnią Venaty, powodowała topienie jej powierzchni.
Toshiro rozglądał się teraz dookoła uważniej, z podwyższonym ciśnieniem w ciele. Jednym ze sposobów wydostania się stąd mógłby być odkryty dach. Znajdował się on jednak zbyt wysoko, a podejrzewał że Squito nie doskoczyłby.. właściwie to Kel Dor sam się zastanawiał, czy dałby radę skoczyć tak wysoko.. Innym wyjściem mogło się okazać poprzednie miejsce, skąd gigant właśnie wyszedł, tam z kolei zamknięto najprawdopodobniej wszystkie wyjścia no i wciąż pozostawała kwestia trujących oparów. Jego wzrok skierował się na lożę tego przeklętego hutta, który teraz śmiał się i bawił na całego, zajadając się jakimiś charakterystycznymi larwami i ku swojemu zdziwieniu dostrzegł, że nie widzi tam obok już owej mrocznej postaci, przez którą za pewne dali się tu wciągnąć. Postanowił skupić się na małą sekundę i spróbować spojrzeć trochę dalej, niż jego oczy mu na to pozwalały..
-Spirit, na pewno znasz technikę wstrzymania oddechu - Rzekł z lekkim westchnięciem Shiro - Przyda Ci się to teraz, albo Twoje płuca roztopią się pod wpływem tych oparów. Patrząc na to z perspektywy zwyczajnej osoby, nie mamy żadnych szans na przeżycie. Coś mi mówi jednak, że powinniśmy pozostać jak najdłużej, że coś się stanie.. Co do tego mam dobre przeczucia. Zaufam Mocy, tak jak czyniłem to zawsze. Plan bardzo prosty, polega w dużej mierze na uciekaniu i ukrywaniu się, lub przynajmniej na unikaniu ataków. Spróbuję jakoś uspokoić umysł tej bestii ale sam u takiego czegoś wiele nie wskóram, więc i w tym oczekuję Twojej pomocy. No to, życzę Ci szybkiej śmierci na arenie, lub dobrej zabawy. Niech Moc będzie z Tobą, przyjacielu..
Po tych słowach, smoczyca wydała kolejny ryk, zjadła głośnik, z którego wydobywał się głos komentatora i zaszarżowała.. Shiro pomyślał jeszcze tylko o jednym ''
Muszę pobrać kiedyś próbki, jeśli przeżyję!
''
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1
Regulamin